Ukraiński minister energii i węgla Ihor Nasałyk ogłosił, że jego kraj jest gotowy zrezygnować z importu paliwa jądrowego z Rosji. Pręty paliwowe do postsowieckich reaktorów mogą być kupowane od innych dostawców, niż tylko Rosatom. W ten sposób Kijów stara się całkowicie uniezależnić energetycznie i politycznie od Moskwy.
Rosatom traci rynek
Na Ukrainie działają obecnie cztery elektrownie atomowe, zbudowane jeszcze w czasach Związku Radzieckiego. Pracuje w nich łącznie 15 reaktorów typu VVER, które produkują ponad połowę energii elektrycznej dla całego kraju. Jeszcze w 2014 roku Rosatom dostarczał 95 procent paliwa do ukraińskich reaktorów jądrowych. W grudniu 2017 roku Nasałyk ogłosił, że udział rosyjskiego paliwa jądrowego spadł do 60 procent, a w przyszłym roku wolumen ten spadnie do 45 procent. Pozostałe 55 procent zostanie dostarczone przez amerykańską firmę Westinghouse i kilka innych zachodnich firm.
Kurs na niezależność
Ukraina, po zajęciu wschodnich terenów przez Rosję, zmuszona została do wypracowania niezależności energetycznej. W maju 2014 roku, tuż po wybuchu wojny, rosyjski wicepremier ds. wojskowych Dmitrij Rogozin zagroził wstrzymaniem dostaw paliwa jądrowego do naszego wschodniego sąsiada. Takie działanie realnie zagroziłoby bezpieczeństwu eksploatacji ukraińskich reaktorów. Chcąc zabezpieczyć działanie siłowni atomowych, Kijów ogłosił, że do 2015 roku rozpocznie import amerykańskich prętów paliwowych do niektórych reaktorów.
OZE?
Jednym z pomysłów, mających poprawić udział poszczególnych źródeł energii w ogólnej strukturze energetycznej kraju, jest rozwój energetyki solarnej. Jednym z pierwszych tego typu projektów ma być budowa farmy paneli fotowoltaicznych na skażonym terenie dookoła niedziałającej od kilku dziesięcioleci elektrowni w Czarnobylu. Zgodnie z programem inwestycyjnym, jaki ogłosiło Ministerstwo Ekologii, europejskie i azjatyckie firmy, zainteresowane tym rodzajem działalności, będą mogły tanio wydzierżawić grunty i dostęp do infrastruktury przesyłowej. Szacuje się, że czarnobylskie panele słoneczne mogłyby wyprodukować 50% tej energii, którą przed katastrofą generowała siłownia atomowa.
Unian/Roma Bojanowicz