Jakóbik: Ukrainie grozi powrót do przeszłości

21 marca 2019, 07:30 Energetyka

Prezes ukraińskiego Naftogazu powiedział, że rosyjski Gazprom oficjalnie poinformował, że wstrzyma dostawy gazu przez Ukrainę od 1 stycznia 2020 roku. To prawdopodobnie wstęp do negocjacji na wschodnią modłę i czynnik mający destabilizować Kijów przed wyborami prezydenckimi. Chaos może zniechęcać inwestorów jak PGNiG – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.

Flaga Ukrainy. Fot. Wikipedia/CC.
Flaga Ukrainy. Fot. Wikipedia/CC.

Dwa kroki naprzód, jeden do tyłu

Andrij Kobolew zdradził w wywiadzie dla RBK-Ukraina, że Gazprom poinformował już o woli zatrzymania dostaw przez Ukrainę od 1 stycznia przyszłego roku. Byłoby to zagrożenie dla stabilności budżetu uzależnionego od przychodów z przesyłu gazu rosyjskiego. Sygnał wysłany teraz może mieć wpływ na debatę kandydatów w marcowych wyborach prezydenckich, wśród których znajduje się Julia Tymoszenko, była premier obiecująca Ukraińcom obniżkę cen gazu wbrew reformom zgodnym z wymogami integracji gazowej z Unią Europejską w ramach Wspólnoty Energetycznej.

Komunikat przedstawiony przez Kobolewa dodaje chaosu do i tak skomplikowanej sytuacji nad Dnieprem. Rząd pozwolił temu menadżerowi, uznanemu wśród pożyczkodawców Ukrainy, na pełnienie stanowiska prezesa przez następny rok. Ma on obniżyć pensję o połowę, bo stała się w przeszłości przedmiotem krytyki. Kijów uczynił z Naftogazu spółkę prywatną, ale poza tym zmienił statut firmy i przyznał sobie ponownie prawo do wyznaczania prezesa oraz członków zarządu wyrwane z rąk rady nadzorczej.

To faktyczne cofnięcie fragmentu reformy gazowej na Ukrainie, które może zostać odczytane negatywnie wśród pożyczkodawców, ale i potencjalnych inwestorów w ukraiński system przesyłowy gazu, na przykład z Polski. To uderzenie w wysiłki na innych odcinkach, jak uruchomienie przejrzystej platformy przetargowej do przydzielania koncesji poszukiwawczych na Ukrainie zwanej ProZorro, o której informował już BiznesAlert.pl. To także wyzwanie dla zaangażowania Polaków, których przedstawiciel Paweł Stańczak, sięga po kolejne stanowiska w sektorze gazowym nad Dnieprem. W ostatnim czasie wszedł do zarządu Ukrtransgazu, spółki-córki Naftogazu, z której kontrola nad gazociągami przesyłowymi ma zostać przekazana do Magistralnych Gazoprowodów Ukrainy, w których prezesem jest już Stańczak. Celem ma być być może rozwój dostaw gazu przez Polskę, ale układanka jest misterna i wymaga spokoju nad Dnieprem.

Jakóbik: Polski Prometeusz może dać Ukrainie LNG z USA

Powrót do przeszłości?

Informacja Gazpromu o woli zaprzestania dostaw przez Ukrainę może być czystą formalnością, bo trwają już rozmowy Komisja Europejska-Ukraina-Rosja w ramach procesu trójstronnego na temat utrzymania minimalnego poziomu dostaw przez terytorium ukraińskie po zakończeniu obecnego kontraktu. Następne rozmowy odbędą się w maju. Minimum można różnie definiować, podobnie jak granicę rentowności gazociągów ukraińskich. W mediach można znaleźć cezurę na poziomie 15-45 mld m sześc. rocznie. Według Naftogazu jest to 40 mld m sześc. rocznie, a Gazprom deklarował, że chciałby słać przez Ukrainę do 15 mld m sześc. rocznie.

Komisja Europejska zaproponowała przesył na poziomie 60 mld m sześc. i umowę zgodną z przepisami trzeciego pakietu energetycznego chroniącą klientów przed nadużyciami monopolistów jak Gazprom. Parasol ochronny Komisji kosztuje. Integracja gazowa z Wspólnotą Energetyczną i utrzymanie pożyczek z Zachodu wymaga od Ukrainy reformy sektora gazowego w kraju, w tym stopniowego uwolnienia cen gazu i w ten plan biją populiści jak Julia Tymoszenko. Plan Tymoszenko obniżenia cen gazu o ponad połowę z 8,55 do 3,50 hrywien za metr sześc. musiałby się wiązać z zatrzymaniem reformy, być może przerwaniem pomocy zagranicznej i konieczności sięgnięcia po pomoc rosyjską, a co za tym idzie, pewnie dostawy gazu od Gazpromu, które nie docierają nad Dniepr od listopada 2015 roku. Byłby to powrót do układu „pożyczki i gaz” a la Wiktor Janukowycz z czasu poprzedzającego Rewolucję Godności w 2014 roku.

Sygnał Gazpromu może być kolejną zachętą do przedłużenia obecnego kontraktu niezgodnego z prawem Unii Europejskiej bez udziału Komisji, do czego na razie Rosjanie zachęcali nieskutecznie, a pisaliśmy o tym na BiznesAlert.pl. Warto także dopuścić możliwość, że w interesie samego Kobolewa leży ujawnienie informacji o komunikacie Gazpromu. Menadżer nadal reprezentuje Naftogaz w sporze arbitrażowym z Gazpromem. Trudno go będzie zastąpić kimś bez takiego doświadczenia. Być może za pomocą sygnału ostrzegawczego chce uzasadnić swą rację bytu w spółce.

Inwestorzy boją się chaosu

Powyższe informacje składają się jednak na czytelny przekaz. Sytuacja na Ukrainie nie jest stabilna i w każdej chwili może dojść do problemów, z załamaniem przesyłu gazu włącznie. Z tego względu, pomimo atrakcyjnych perspektyw wydobycia gazu na Ukrainie potwierdzanych przez Polaków, PGNiG woli wiercić w Pakistanie i Zjednoczonych Emiratach Arabskich, ale na razie czeka z zaangażowaniem nad Dnieprem. – PGNiG przygląda się aktywom  na Ukrainie. Nie zostały podjęte żadne decyzje w tym zakresie – kwituje biuro prasowe spółki.