Perzyński: Republikanie mogą hamować amerykańską transformację i wsparcie Ukrainy

27 października 2022, 07:35 Bezpieczeństwo

Już za dwa tygodnie wybory częściowe do amerykańskiego Kongresu, tzw. midterms. Za oceanem będzie to polityczne wydarzenie roku, zwłaszcza że po dwóch latach dość komfortowej sytuacji z większością w Izbie Reprezentantów i remisem w Senacie, najprawdopodobniej demokraci utracą inicjatywę na rzecz republikanów. Kampania wyborcza w dużej mierze koncentrowała się na kwestii kryzysu energetycznego i wojny w Ukrainie, warto się więc zastanowić jakie zmiany w polityce amerykańskiej mogą zajść w tych obszarach po wyborach – pisze Michał Perzyński, redaktor BiznesAlert.pl.

Flaga USA. Źródło: Flickr
Flaga USA. Źródło: Flickr

Spór o politykę energetyczną

Polityczna kontrola nad amerykańskim Kongresem po wyborach w listopadzie będzie najważniejszym czynnikiem wyznaczającym kierunek krajowej polityki klimatycznej i energetycznej w ciągu najbliższych dwóch lat. Wybory te będą odbywać się nie w całym kraju, lecz w poszczególnych stanach, i dopiero wynik poszczególnych pojedynków wyborczych zadecyduje, kto będzie kierować kluczowymi komisjami oraz czy zwolennicy dotychczasowej polityki energetycznej nadal będą mieli coś do powiedzenia. Według sondaży, na chwilę obecną możliwe jest, że demokratom uda się utrzymać Senat, a przypomnijmy, że od wyborów prezydenckich w 2020 roku, kiedy Joe Biden pokonał Donalda Trumpa, jednocześnie odbyły się częściowe wybory do Senatu, w wyniku których w 100-miejscowej izbie demokraci i republikanie mieli po 50 przedstawicieli, a wiceprezydent Kamala Harris, która jednocześnie jest spikerką Senatu, w razie braku większości miała prawo rozstrzygać głosowania. Nie ma co ukrywać, że utrzymanie większości przez demokratów w Senacie pomogłoby utrzymać dotychczasową politykę administracji Bidena w Kongresie, w tym dążenie do dekarbonizacji sektora energetycznego. Z drugiej jednak strony to republikanie mają duże szanse na przejęcie Izby Reprezentantów i być może to samo uda się z Senatem, co pozwoli im poświęcić więcej uwagi rosnącym krajowym dostawom ropy i gazu. Republikańska większość w każdej z izb mogłaby również oznaczać dokładną rewizję programów finansowych przyjętych przez prezydenta Bidena, które mają przyspieszyć transformację energetyczną.

W ostatnich latach, przy braku polityki federalnej szczególnie za prezydentury Donalda Trumpa, który miał lekceważący stosunek do polityki klimatycznej jako takiej, wiodącą rolę w dziedzinie klimatu przejęły władze stanowe. Wiele stanów zobowiązało się już do osiągnięcia zerowej emisji gazów cieplarnianych netto do 2050 roku, a inwestorzy pomagali dążyć do tych celów przez zakup obligacji. Jednak wyborcy w niektórych stanach martwią się teraz rosnącymi kosztami energii, podczas gdy inne stany muszą liczyć się ze słabą jakością powietrza i wyższymi emisjami. Administracja prezydenta Joe Bidena, poprzez uchwalenie federalnej ustawy o redukcji inflacji, stara się zmniejszyć zależność od paliw kopalnych w celu zmniejszenia emisji i zależności od cen ropy i gazu, które w ostatnich latach były niestabilne, zwłaszcza po rosyjskiej inwazji na Ukrainę. Zwolennicy paliw kopalnych, zazwyczaj skupieni wokół republikanów, wzywają do zwiększenia wydobycia ropy i gazu w USA, podczas gdy przeciwnicy, w domyśle demokracji, opowiadają się za przyspieszeniem rozwoju źródeł odnawialnych, aby uniezależnić krajowe koszty energii od decyzji podejmowanych przez Rosję i Arabię ​​Saudyjską.

Perzyński: Kryzys energetyczny rzuca kłody pod nogi Bidenowi tuż przed wyborami

Warto zatem przyjrzeć się jak przebiega debata na temat polityki energetycznej i klimatycznej w poszczególnych stanach. Na przykład w stanie Maryland, kandydat demokratów na gubernatora Wes Moore, który jest obecnie faworytem do zwycięstwa, powiedział, że skróci termin całkowitego przejścia stanu na energię odnawialną, przekonując, że uda się tego dokonać już do 2035 roku; obecnie około 42 procent energii elektrycznej w stanie pochodzi z paliw kopalnych. Ciekawie również przedstawia się sytuacja w Arizonie, gdzie według amerykańskiego Departamentu Energii tylko 12 procent energii elektrycznej pochodzi ze źródeł odnawialnych, podczas gdy w sąsiednim Nowym Meksyku i Kalifornii jest to to odpowiednio 25 procent i 48 procent, podczas gdy nawet Teksas, czyli zagłębie przemysłu gazowego i naftowego, pozyskuje 23 procent energii z OZE. Lauren Kuby, kandydatka demokratów z Arizony, powiedziała, że ​​istnieje „pilna potrzeba szybkiej dekarbonizacji” i będzie opowiadać się za przejściem Arizony na stuprocentowy udział odnawialnych źródeł energii, mówiąc, że doprowadziłoby to do niższych stawek energii, silniejszej sieci energetycznej i lepiej płatnych miejsc pracy w regionie. W odpowiedzi na to kandydaci republikanów Kevin Thompson i Nick Myers powiedzieli, że tak szybkie przejście na źródła odnawialne może sprawić, że system energetyczny Arizony będzie podatny na awarie, co z kolei przełoży się na znaczny wzrost kosztów energii.

Co dalej ze wsparciem Ukrainy?

Kolejnym istotnym pytaniem jest to, czy i jak zmieni się polityka Waszyngtonu wobec Kijowa w razie zmiany układu sił w Kongresie. Jak wspomnieliśmy powyżej, republikanie z dużym prawdopodobieństwem mogą przejąć kontrolę nad Izbą Reprezentantów; tymczasem jej potencjalny spiker w takiej sytuacji, Kevin McCarthy, ostrzegł niedawno, że Stany Zjednoczone nie będą już „w ciemno wspierać Ukrainy” za rządów republikanów. Wielu wyborców republikańskich życzyłoby sobie zmniejszenia wsparcia finansowego dla Ukrainy w obliczu wojny z Rosją. Przypomnijmy, że Stany Zjednoczone przeznaczyły do ​​tej pory ponad 60 miliardów dolarów pomocy na pomoc wojskową, humanitarną i bezpośrednie finansowanie rządu ukraińskiego. Pieniądze te wraz ze sprzętem wojskowym, lekami i żywnością trafiły do Ukrainy stosunkowo szybko i przy stosunkowo krótkiej debacie politycznej, ale trzeba zaznaczyć, że ogólnie rzecz biorąc działania te w dalszym ciągu cieszą się poparciem znacznej większości Amerykanów. Sondaż Chicago Council on Global Affairs wykazał, że 80 procent Amerykanów nadal popiera sankcje gospodarcze i dyplomatyczne przeciwko Rosji. Ponad 70 procent respondentów deklaruje poparcie dla zwiększenia pomocy wojskowej i gospodarczej dla Ukrainy.

Oliwy do ognia dolewają zresztą także sami demokraci – w ostatnich dniach głośno było o liście podpisanym przez 30 postępowych demokratów z Izby Reprezentantów, w którym kwestionowana była polityka administracji Joe Bidena Ukrainy. Okazuje się, że list miał ponad trzy miesiące i został szybko unieważniony przez ich sygnatariuszy, którzy zostali skrytykowanie za działanie na korzyść Rosji. Wprawdzie rzecznik departamentu obrony John Kirby powiedział niedawno, że Amerykanie nie będą naciskać na Kijów i to sami Ukraińcy zadecydują kiedy rozpocząć negocjacje pokojowe z Moskwą, ale z drugiej strony dalsze wsparcie finansowe USA dla Ukrainy nie jest zależne od Pentagonu, tylko od Kongresu. Dlatego też Biały Dom przygotowuje na to, że po wyborach Kongres będzie stawiał opór w sprawie dalszego wsparcia dla Ukrainy, i jeszcze przed opanowaniem Izby Reprezentantów przez republikanów będzie chciał przyjąć wielki pakiet pomocy dla Ukrainy wart 50 mld dolarów, ponieważ w przyszłym roku wdrożenie tak ambitnego planu mogłoby okazać się niewykonalne.

Perzyński: Biden pompuje miliardy w Ukrainę, ratując też samego siebie