Po dwóch dniach spadków, wczoraj notowania ropy naftowej dynamicznie odbiły się w górę. Cena tego surowca w Stanach Zjednoczonych tym samym przekroczyła na nowo poziom 62 USD za baryłkę, a w drugiej części czwartkowej sesji sięgnęła nawet chwilowo 63 USD za baryłkę – pisze Dorota Sierakowska, analityk DM BOŚ.
Najsilniejszym impulsem do wzrostów cen ropy naftowej okazały się zaprezentowane przez Departament Energii (DoE) dane dotyczące zmiany zapasów paliw w USA w minionym tygodniu. Jeszcze na początku tygodnia oczekiwano, że pokażą one wzrost zapasów ropy, a tymczasem w środę Amerykański Instytut Paliw zaprezentował szacunki zakładające spadek zapasów o niemal milion baryłek, a wczoraj Departament Energii podał wyliczenia, że w minionym tygodniu zapasy spadły o 1,6 mln baryłek.
Spadek zapasów ropy naftowej bynajmniej nie był związany z działalnością rafinerii w USA, gdyż te zanotowały najmniejszą aktywność od czasu huraganu Harvey. Wynikał on przede wszystkim z informacji dotyczących importu i eksportu ropy w tym kraju. Import ropy do USA w minionym tygodniu znalazł się na poziomie 4,98 mln baryłek dziennie, co oznaczało spadek o 1,6 mln baryłek dziennie w porównaniu z wcześniejszym tygodniu. Z kolei eksport ropy ze Stanów Zjednoczonych w poprzednim tygodniu przekroczył 2 mln baryłek dziennie, przez co zbliżył się do rekordu z minionego października, wynoszącego 2,1 mln baryłek dziennie. Tym samym, tzw. import ropy naftowej netto w USA znalazł się w poprzednim tygodniu na minusie i, jednocześnie, na najniższym poziomie w historii.
Informacje zawarte w raporcie DoE z pewnością pomogły stronie popytowej na rynku ropy naftowej, ale efekt ten może być krótkoterminowy. Z technicznego punktu widzenia, notowania tego surowca w USA znajdują się w obliczu technicznego oporu w okolicach 63,00-63,50 USD za baryłkę.