icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Häußermann: Mówimy „nie” wydobyciu węgla w Niemczech, by zapobiec katastrofie (ROZMOWA)

 – Gdyby mieli ten cały węgiel wydobyć, nie osiągniemy nigdy naszych celów klimatycznych. My chcemy zapobiec najgorszym skutkom katastrofy klimatycznej. I dlatego mówimy, że tu jest granica i nie idźmy ani metra dalej – mówi Dorothee Häußermann, rzeczniczka prasowa sojuszu “Alle Dörfer bleiben” protestującego przeciwko wydobyciu węgla brunatnego w Lützerath, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Co Pani organizacja chce osiągnąć? Jaki jest jej cel i o co walczy?

Dorothee Häußermann: Jesteśmy sojuszem ludzi, którzy są dotknięci skutkami odkrywkowego wydobycia węgla brunatnego w Niemczech Zachodnich. Część aktywistów pochodzi też z ruchu klimatycznego. Prowadzimy kampanię na rzecz zaprzestania wyburzania kolejnych wiosek pod odkrywkowe wydobycie węgla oraz zaprzestania wydobycia węgla generalnie, bo jest to sprzeczne i celami ochrony klimatu.

Gdzie są położone te miejscowości o które Państwu chodzi? Co to jest za region Niemiec?

Obecnie wiele uwagi poświęca się regionowi w pobliżu Kolonii w zachodnich Niemczech. Leżą tuż przy granicy belgijskiej, między Kolonią, Düsseldorfem i granicą belgijską. Znajdują się tu trzy duże kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego, a na północ od nich znajduje się kopalnia odkrywkowa Garzweiler. To, trzeba sobie to wyobrazić jako ogromną dziurę, taki mały Wielki Kanion. A wieś Lützerath ma być zburzona i dlatego stała się ona w Niemczech kwestią polityczną. Nam udało się już uratować łącznie pięć takich wiosek Walczymy o to od lat i nie chcemy przesiedleń. Ale są też dwie odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego we wschodnich Niemczech. Jest to coś, co często zaskakuje osoby spoza Niemiec, ponieważ Niemcy są postrzegane jako lider w dziedzinie ochrony klimatu. Ale w rzeczywistości jest tak, że od zakończenia II wojny światowej ponad 120 tysięcy osób zostało przymusowo przesiedlonych, a 300 wsi zniszczonych aby wydobywać jeszcze więcej węgla brunatnego. My się na to nie zgadzamy i to szczególnie w kontekście tych wszystkich ustaleń na temat kryzysu klimatycznego.

Proszę nam powiedzieć, jak to wygląda z punktu widzenia czysto prawnego? Przecież te wsie i domy są własnością prywatną. Na jakiej podstawie prawnej dokonywane są wywłaszczenia i przesiedlenia?

To jest motywowane interesem publicznym, dla wspólnego dobra. Wydobycie węgla jest konieczne w celu zabezpieczenia dostaw w Niemczech. I to jest właśnie wątpliwe. Na przestrzeni lat pojawiały się skargi w sądach, ponieważ w interesie dobra wspólnego jest, aby węgiel pozostał pod ziemią i nasze środki do życia na tej planecie zostały zachowane. Ale jeśli coś dotyczy ogólnego dobra publicznego, to wywłaszczenie w Niemczech jest możliwe. Takie jest prawo górnicze w naszym kraju.

Czy spółki górnicze mają w Niemczech kompetencje prawne do wywłaszczenia osób prywatnych?

Tak, na tym to polega. W ustawie jest tylko ta jedna możliwość wywłaszczenia argumentując dobrem wspólnym. A stosuje się ją n.p. wtedy, gdy buduje się autostrady i trzeba zburzyć domy, albo gdy rozbudowuje się kopalnie odkrywkowe węgla. Oczywiście można też powiedzieć, że teraz wywłaszczymy RWE czy wywłaszczamy wielkie korporacje. Tak stało się teraz w Berlinie. Pewna grupa wzięła się za to i powiedziała, że musimy wywłaszczyć wielką korporację mieszkaniową bo ludzie nie mają gdzie mieszkać ze względu na niedobór mieszkań, bo za mało jest mieszkań w przystępnej cenie. I z tego zrobiono wielki skandal. Mówią, że wywłaszczenia są niemożliwe a jednocześnie eksmituje się ludzi dla wydobycia surowców.

Czy właściciele nie dostają żadnego odszkodowania?

Dostają za to odszkodowanie. Większość ludzi godzi się na sprzedaż swoich posesji koncernowi energetycznemu RWE. Zanim zostaną przymusowo wywłaszczone lepiej je sprzedać. To jest bardzo stresujący proces i bardzo trudny dla mieszkańców. A wtedy we wsi jest coraz mniej ludzi. W zeszłym roku zamknięto tam kościół a potem zdjęto dzwony i przewieziono do nowej wsi. Kościoły są ważne dla tożsamości. One znaczą wiele dla duszy i życia wsi. Dla takiej społeczności. W efekcie wielu ludzi nie może tego znieść.

O wysokości odszkodowania decydują eksperci współpracujący z RWE. Wiec odszkodowania są zaniżone. Za takie pieniądze nie można więc wybudować lub kupić nowego domu o takiej samej wartości. I oczywiście nie zastąpi to wspomnień i nie zastąpi poczucia, że w danym miejscu jest się u siebie.

Spójrzmy teraz konkretnie na tę wioskę Lützerath. Ilu mieszkańców nie sprzedało swoich domów?

Trudno mi to powiedzieć. Faktycznie jest to tak, że ostatni rolnik, który sprzeciwił się wywłaszczeniu, stracił swoją własność przed sądem. Eckhard Holtkamp długo się opierał i odmawiał sprzedaży RWE. I poszedł do sądu. Teraz, w kwietniu tego roku przegrał. Sąd orzekł, że wywłaszczenie jest zgodne z prawem. Ten rolnik wspierał nasz ruch oporu. Zezwolił na pobyt na swojej posiadłości. Ale on przekazał klucze RWE. Wciąż bardzo często tu bywa.

W Lützerath nikt już nie mieszka ?

Dokładnie tak. Ona jest już w połowie zniszczona od jakiś dwóch lat. A to bardzo mała wioska. Już dwa lata temu zaczęto wyburzać wieś. Gdyby nie ten jeden rolnik stawiający opór i ten ogromny protest ludzi tej wsi by już wtedy nie było.

Ale nie chodzi tylko o te domy, ale o węgiel. Oznacza to, że nie wolno wydobywać więcej węgla. Tam jest dużo więcej tego paliwa. Gdyby mieli to wszystko wydobyć, nie osiągniemy nigdy naszych celów klimatycznych. My chcemy zapobiec najgorszym skutkom katastrofy klimatycznej. I dlatego mówimy, że tu jest granica i nie idźmy ani metra dalej.

Jak odbywają się protesty w Lützerath?

Podobnie jak już w Hambacher Forst protestujący zbudowali drewniane domy, budowali domy w koronach drzew i też wprowadzali się do tych opuszczonych domów. W tych domach mamy kuchnie i inne możliwości. Odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych i warsztatów. To taka mała społeczność, która chce być ukształtowana inaczej niż społeczeństwo kapitalistyczne, bo widzi jak nasza planeta jest niszczona. A teraz policja chce ewakuować ten obóz, żeby można było go zburzyć. Jest opór – naturalnie. Ludzie chcą tam zostać. Wzniesiono barykady A policja już przyjechała w zeszłym tygodniu. Zaczęła odgradzać to miejsce. Samochody nie są już wpuszczane. Od poniedziałku wokół ośrodka ma powstać ogrodzenie. Wiele osób przyjedzie teraz do Lützerath na weekend. A jak przyjeżdża policja albo transportery RWE to są one blokowane i przy wjeździe stoją ludzie, którzy blokują wjazd policji i RWE do Lützerath.

O ilu protestujących mówimy? Ile osób obecnie protestuje, tam na miejscu?

To jest może kilkaset osób, które są tu na stałe na miejscu, więc może 300 osób. Należy się spodziewać, że w weekend przybędzie ich dużo, dużo więcej. Na manifestacji spodziewamy się kilka tysięcy osób. Oczywiście nie wszyscy zostaną tu na stałe i wielu z nich przyjedzie tylko na jeden dzień, na te duże demonstracje, żeby pokazać swoją solidarność. To na pewno będzie czterocyfrowa liczba uczestników. W całych Niemczech odbywają się również demonstracje protestacyjne z udziałem wielu 100 osób.

Państwo protestują dotychczas pokojowo, stawiając bierny opór. Czy to się może zmienić?

Nie mogę dokładnie powiedzieć, co się stanie. Ale my z Alle Dörfer bleiben mamy taki konsensus, że dopuszczamy tylko nieposłuszeństwo obywatelskie. Odrzucamy przemoc wobec ludzi nie chcemy aby ktoś ucierpiał ani by którakolwiek ze stron ucierpiała w tym sporze.

Chrześcijańska grupa protestuje przeciwko eksmisji z Lützerath.
Drewniane chatki w koronach drzew
Kopalnia odkrywkowa Garzweiler II

Rozmawiała Aleksandra Fedorska

Dorothee Häußermann jest rzeczniczką prasową sojuszu “Alle Dörfer bleiben”, który zjednoczył aktywistów i osoby dotknięte przymusowym przesiedleniem przez wydobycie węgla brunatnego w Niemczech. Alle Dörfer bleiben bierze aktywnie udział w protestach w miejscowości Lützerath.

 

Werner: Wciąż warto postawić wszystko na jedną kartę OZE (ROZMOWA)

 – Gdyby mieli ten cały węgiel wydobyć, nie osiągniemy nigdy naszych celów klimatycznych. My chcemy zapobiec najgorszym skutkom katastrofy klimatycznej. I dlatego mówimy, że tu jest granica i nie idźmy ani metra dalej – mówi Dorothee Häußermann, rzeczniczka prasowa sojuszu “Alle Dörfer bleiben” protestującego przeciwko wydobyciu węgla brunatnego w Lützerath, w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Co Pani organizacja chce osiągnąć? Jaki jest jej cel i o co walczy?

Dorothee Häußermann: Jesteśmy sojuszem ludzi, którzy są dotknięci skutkami odkrywkowego wydobycia węgla brunatnego w Niemczech Zachodnich. Część aktywistów pochodzi też z ruchu klimatycznego. Prowadzimy kampanię na rzecz zaprzestania wyburzania kolejnych wiosek pod odkrywkowe wydobycie węgla oraz zaprzestania wydobycia węgla generalnie, bo jest to sprzeczne i celami ochrony klimatu.

Gdzie są położone te miejscowości o które Państwu chodzi? Co to jest za region Niemiec?

Obecnie wiele uwagi poświęca się regionowi w pobliżu Kolonii w zachodnich Niemczech. Leżą tuż przy granicy belgijskiej, między Kolonią, Düsseldorfem i granicą belgijską. Znajdują się tu trzy duże kopalnie odkrywkowe węgla brunatnego, a na północ od nich znajduje się kopalnia odkrywkowa Garzweiler. To, trzeba sobie to wyobrazić jako ogromną dziurę, taki mały Wielki Kanion. A wieś Lützerath ma być zburzona i dlatego stała się ona w Niemczech kwestią polityczną. Nam udało się już uratować łącznie pięć takich wiosek Walczymy o to od lat i nie chcemy przesiedleń. Ale są też dwie odkrywkowe kopalnie węgla brunatnego we wschodnich Niemczech. Jest to coś, co często zaskakuje osoby spoza Niemiec, ponieważ Niemcy są postrzegane jako lider w dziedzinie ochrony klimatu. Ale w rzeczywistości jest tak, że od zakończenia II wojny światowej ponad 120 tysięcy osób zostało przymusowo przesiedlonych, a 300 wsi zniszczonych aby wydobywać jeszcze więcej węgla brunatnego. My się na to nie zgadzamy i to szczególnie w kontekście tych wszystkich ustaleń na temat kryzysu klimatycznego.

Proszę nam powiedzieć, jak to wygląda z punktu widzenia czysto prawnego? Przecież te wsie i domy są własnością prywatną. Na jakiej podstawie prawnej dokonywane są wywłaszczenia i przesiedlenia?

To jest motywowane interesem publicznym, dla wspólnego dobra. Wydobycie węgla jest konieczne w celu zabezpieczenia dostaw w Niemczech. I to jest właśnie wątpliwe. Na przestrzeni lat pojawiały się skargi w sądach, ponieważ w interesie dobra wspólnego jest, aby węgiel pozostał pod ziemią i nasze środki do życia na tej planecie zostały zachowane. Ale jeśli coś dotyczy ogólnego dobra publicznego, to wywłaszczenie w Niemczech jest możliwe. Takie jest prawo górnicze w naszym kraju.

Czy spółki górnicze mają w Niemczech kompetencje prawne do wywłaszczenia osób prywatnych?

Tak, na tym to polega. W ustawie jest tylko ta jedna możliwość wywłaszczenia argumentując dobrem wspólnym. A stosuje się ją n.p. wtedy, gdy buduje się autostrady i trzeba zburzyć domy, albo gdy rozbudowuje się kopalnie odkrywkowe węgla. Oczywiście można też powiedzieć, że teraz wywłaszczymy RWE czy wywłaszczamy wielkie korporacje. Tak stało się teraz w Berlinie. Pewna grupa wzięła się za to i powiedziała, że musimy wywłaszczyć wielką korporację mieszkaniową bo ludzie nie mają gdzie mieszkać ze względu na niedobór mieszkań, bo za mało jest mieszkań w przystępnej cenie. I z tego zrobiono wielki skandal. Mówią, że wywłaszczenia są niemożliwe a jednocześnie eksmituje się ludzi dla wydobycia surowców.

Czy właściciele nie dostają żadnego odszkodowania?

Dostają za to odszkodowanie. Większość ludzi godzi się na sprzedaż swoich posesji koncernowi energetycznemu RWE. Zanim zostaną przymusowo wywłaszczone lepiej je sprzedać. To jest bardzo stresujący proces i bardzo trudny dla mieszkańców. A wtedy we wsi jest coraz mniej ludzi. W zeszłym roku zamknięto tam kościół a potem zdjęto dzwony i przewieziono do nowej wsi. Kościoły są ważne dla tożsamości. One znaczą wiele dla duszy i życia wsi. Dla takiej społeczności. W efekcie wielu ludzi nie może tego znieść.

O wysokości odszkodowania decydują eksperci współpracujący z RWE. Wiec odszkodowania są zaniżone. Za takie pieniądze nie można więc wybudować lub kupić nowego domu o takiej samej wartości. I oczywiście nie zastąpi to wspomnień i nie zastąpi poczucia, że w danym miejscu jest się u siebie.

Spójrzmy teraz konkretnie na tę wioskę Lützerath. Ilu mieszkańców nie sprzedało swoich domów?

Trudno mi to powiedzieć. Faktycznie jest to tak, że ostatni rolnik, który sprzeciwił się wywłaszczeniu, stracił swoją własność przed sądem. Eckhard Holtkamp długo się opierał i odmawiał sprzedaży RWE. I poszedł do sądu. Teraz, w kwietniu tego roku przegrał. Sąd orzekł, że wywłaszczenie jest zgodne z prawem. Ten rolnik wspierał nasz ruch oporu. Zezwolił na pobyt na swojej posiadłości. Ale on przekazał klucze RWE. Wciąż bardzo często tu bywa.

W Lützerath nikt już nie mieszka ?

Dokładnie tak. Ona jest już w połowie zniszczona od jakiś dwóch lat. A to bardzo mała wioska. Już dwa lata temu zaczęto wyburzać wieś. Gdyby nie ten jeden rolnik stawiający opór i ten ogromny protest ludzi tej wsi by już wtedy nie było.

Ale nie chodzi tylko o te domy, ale o węgiel. Oznacza to, że nie wolno wydobywać więcej węgla. Tam jest dużo więcej tego paliwa. Gdyby mieli to wszystko wydobyć, nie osiągniemy nigdy naszych celów klimatycznych. My chcemy zapobiec najgorszym skutkom katastrofy klimatycznej. I dlatego mówimy, że tu jest granica i nie idźmy ani metra dalej.

Jak odbywają się protesty w Lützerath?

Podobnie jak już w Hambacher Forst protestujący zbudowali drewniane domy, budowali domy w koronach drzew i też wprowadzali się do tych opuszczonych domów. W tych domach mamy kuchnie i inne możliwości. Odbywa się wiele wydarzeń kulturalnych i warsztatów. To taka mała społeczność, która chce być ukształtowana inaczej niż społeczeństwo kapitalistyczne, bo widzi jak nasza planeta jest niszczona. A teraz policja chce ewakuować ten obóz, żeby można było go zburzyć. Jest opór – naturalnie. Ludzie chcą tam zostać. Wzniesiono barykady A policja już przyjechała w zeszłym tygodniu. Zaczęła odgradzać to miejsce. Samochody nie są już wpuszczane. Od poniedziałku wokół ośrodka ma powstać ogrodzenie. Wiele osób przyjedzie teraz do Lützerath na weekend. A jak przyjeżdża policja albo transportery RWE to są one blokowane i przy wjeździe stoją ludzie, którzy blokują wjazd policji i RWE do Lützerath.

O ilu protestujących mówimy? Ile osób obecnie protestuje, tam na miejscu?

To jest może kilkaset osób, które są tu na stałe na miejscu, więc może 300 osób. Należy się spodziewać, że w weekend przybędzie ich dużo, dużo więcej. Na manifestacji spodziewamy się kilka tysięcy osób. Oczywiście nie wszyscy zostaną tu na stałe i wielu z nich przyjedzie tylko na jeden dzień, na te duże demonstracje, żeby pokazać swoją solidarność. To na pewno będzie czterocyfrowa liczba uczestników. W całych Niemczech odbywają się również demonstracje protestacyjne z udziałem wielu 100 osób.

Państwo protestują dotychczas pokojowo, stawiając bierny opór. Czy to się może zmienić?

Nie mogę dokładnie powiedzieć, co się stanie. Ale my z Alle Dörfer bleiben mamy taki konsensus, że dopuszczamy tylko nieposłuszeństwo obywatelskie. Odrzucamy przemoc wobec ludzi nie chcemy aby ktoś ucierpiał ani by którakolwiek ze stron ucierpiała w tym sporze.

Chrześcijańska grupa protestuje przeciwko eksmisji z Lützerath.
Drewniane chatki w koronach drzew
Kopalnia odkrywkowa Garzweiler II

Rozmawiała Aleksandra Fedorska

Dorothee Häußermann jest rzeczniczką prasową sojuszu “Alle Dörfer bleiben”, który zjednoczył aktywistów i osoby dotknięte przymusowym przesiedleniem przez wydobycie węgla brunatnego w Niemczech. Alle Dörfer bleiben bierze aktywnie udział w protestach w miejscowości Lützerath.

 

Werner: Wciąż warto postawić wszystko na jedną kartę OZE (ROZMOWA)

Najnowsze artykuły