Wipler: Polska nie bierze odpowiedzialności za swoją infrastrukturę

12 lipca 2013, 14:06 Drogi

Czym GDDKiA zasłużyła sobie na powołanie przez przedsiębiorców stowarzyszenia pokrzywdzonych przez Dyrekcję?

Przemysław Wipler, poseł na Sejm RP, prezes Stowarzyszenia Republikanie: Na problemy w relacjach między GDDKiA i wykonawcami zwracaliśmy uwagę z kolegami z Fundacji Republikańskiej już dwa lata temu. Podejście GDDKiA do warunków umów z podwykonawcami oraz podporządkowanie inżyniera kontraktu zamawiającemu – czyli Dyrekcji – nie tworzyło warunków do sprawnej realizacji inwestycji drogowych. Zgodnie z międzynarodowymi standardami inżynier kontraktu jest niezależny a jego rola to wypracowanie sprawiedliwego podziału ryzyka w sytuacjach problemowych nieprzewidzianych w umowie. Ta nierównowaga i nadużywanie pozycji przez GDDKiA doprowadziły na skraj bankructwa dużą część polskiej branży bidowlanej. GDDKiA traktuje wykonawców jak wrogów i niemalże w każdej sytuacji spornej wychodzi z nimi na ścieżkę sądową. Kwota roszczeń osiągnęła niebagatelną kwotę 10 mld złotych, a sprawy w niewydolnym i nieprzygotowanym do tak trudnych spraw aparacie sądowniczym ciągną się latami. Państwo korzysta świadomie z pozycji monopolisty i posiadając dostęp do środków unijnych działa tylko we własnym interesie, nie dbając o zabezpieczenie interesów wykonawców. Przedsiębiorcy nie są w stanie wygrać w tej nierównej walce – przegrywają z czasem, zrywają niekorzystne dla nich kontrakty, a w skrajnych przypadkach rezygnują z polskiego rynku. Branża, która w innych krajach rozwijała się dzięki zamówieniom unijnym, u nas poległa. Nie ma nowych poważnych koncernów, które mogłyby konkurować na rynku międzynarodowym, za to wiele firm upadło, przez to jak były traktowane przez zamawiającego. Tylko Orlen i Lotos zarobiły na budowie dróg, ponieważ radykalnie zwiększyły ceny asfaltu, czego nie przewidziała Dyrekcja. To są jedyni wygrani tego procesu.

Czy nowa ustawa coś zmieni?

Istotna jest praktyka i sposób podejmowania decyzji przez administrację. Podstawową metodą działania urzędnika jest odsuwanie od siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności. Rozmawiałem z kolegą z branży. Zapytałem go o to, jak to jest możliwe, że zbudowaliśmy najdroższe autostrady w Europie, kiedy w decyduje kryterium najniższej ceny, w wielu miejscach drogi nie powstały, a firmy zbankrutowały? Wszystko przez to, że państwo nie było w stanie wziąć na siebie odpowiedzialności w żadnym obszarze, w którym teoretycznie byłoby mu łatwiej działać niż zwykłemu przedsiębiorcy. Chodzi m.in. o pozwolenia czy dokumentację projektową. Wszystkie ryzyka były przerzucane na wykonawców. Przez to wiele firm przy szacowaniu wartości kontraktu doliczało do ceny kary za opóźnienia i wszelkie inne potencjalne koszty. Nie mamy dobrych urzędników i odpowiedniego nastawienia zakładającego aktywny udział państwa w inwestycjach. Decyzja administracyjna jest traktowana z dużo większą powagą, ma inny ciężar gatunkowy. Jeżeli wszystko zostaje na głowie przedsiębiorcy to system nie działa. Firmy powinny budować, zamiast brnąć w gąszczu przepisów. Dochodzi do tego koszmar nieuregulowanych torów prawnych, funkcjonowania administracji i sądów w sprawach spornych. To składa się na wielki chaos, którego świadkami jesteśmy od paru ostatnich lat. A zamówienia publiczne to tylko ułamek problemów.