KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Turcja zaostrza spór z Kurdami. Ten trend będzie źle wpływać na sytuację w Syrii i Iraku. Dużo zyska zapewne Państwo Islamskie. Pytanie: straci czy zyska Rosja?
Relacja Autonomicznego Regionu Kurdyjskiego w Iraku i działającej w Turcji post maoistycznej partii PKK była i pozostaje trudna. Jest silne poczucie narodowej wspólnoty, ale między liderami PKK i Masudem Barzanim panuje klimat głęboko zakorzenionej nieufności.
Dziś Kurdyjski Region Autonomiczny liczący około 5 mln ludności to właściwie niepodległe i bardzo zamożne państwo porównywane z Dubajem. Udostępnione zasoby ropy do wydobycia – 45 mld baryłek. To również największe na obszarze Iraku złoża gazu. Granicę z Turcją przez całą dobę przekraczają potężne cysterny. Ropę i gaz pompują rurociągi – surowce to finansowe fundamenty kurdyjskiego cudu gospodarczego. I nie tylko gospodarczego, politycy i politolodzy zgodnie uznają, że Kurdyjski Region Autonomiczny to prawdziwa bezpieczna oaza cywilizacji i dobrobytu, a nawet demokracji wśród bliskowschodniego piekła. Na arenie politycznej liczą się dwie partie, raczej konserwatywne – Demokratyczna Partia Kurdyjska (KDP) i Patriotyczna Unia Kurdystanu (PUK). Liderem pierwszej jest Masud Barzani, prezydent Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego, drugiej – Dżalal Talabani, od 2005 r. do 2014 r. prezydent Iraku (jego następcą też jest Kurd i też z PUK).
Po drugiej stronie granicy, w Turcji, Kurdowie byli zorganizowani przede wszystkim pod flagami Partii Pracy Kurdystanu (PKK). Jak oceniali ją analitycy – maoistowskiej. Przed 1992 r. panowała uzasadniona opinia, że wspiera ją i finansuje ZSRS. PKK trafiła na listę organizacji terrorystycznych.
Ten podział na Kurdów w Iraku i Kurdów w Turcji pozostał do dziś. Z pewnymi zmianami – PKK nie ma poparcia Moskwy, ale nie znikła z listy organizacji terrorystycznych, mimo, że trzy lata temu rozpoczęła negocjacje pokojowe z Ankarą. Dzięki temu powstała legalna prokurdyjska Ludowa Partia Demokratyczna (HDP), która w b.r. w wyborach parlamentarnych zdobyła ponad 13 proc. głosów, co przełożyło się na 80 mandatów. W Ankarze uznano, że tych właśnie mandatów zabrakło partii Erdogana, aby uzyskać bezwzględną większość parlamentarną i utworzyć samodzielny rząd.
Po wyborach niespodziewanie negocjacje z PKK zostały zerwane, Ankara zmieniła kurs wobec mniejszości kurdyjskiej. 20 lipca na granicy z Syrią w tureckiej miejscowości Suruç doszło zamachu terrorystycznego, w którym zginęło ponad 30 osób, a około 100 zostało rannych. Zamach miał być wykonany przez dżihadystów Państwa Islamskiego. Władze w Ankarze poinformowały, że zareagowały nalotem na syryjskich islamistów i że zbombardowały bazy oddziałów samoobrony PKK znajdujące na terytorium Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego. Zdaniem części obserwatorów Erdogan skorzystał na zamachu (niewykluczone, że była to prowokacja turecka), aby zaostrzyć stosunki z Kurdami w Turcji i zyskać pretekst do delegalizacji ich reprezentacji w parlamencie.
Na razie nastąpiły masowe aresztowania działaczy kurdyjskich, a legalna PLD została oskarżona o wspieranie separatyzmu kurdyjskiego. Wobec lidera PLD Selahattina Demirtaşa rozpoczęto dochodzenie prokuratorskie. Eksperci z Londynu uważają, że to droga do delegalizacji tej partii, aby nie wzięła udziału w powtórzonych wyborach. Utworzona przez Erdogana Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) w zmienionej sytuacji uzyska wynik zapewniający jej parlamentarną większość bezwzględną, która uchwali zmianę konstytucji, mającej na celu wprowadzenie w Turcji systemu prezydenckiego na miejsce parlamentarnego. Wówczas autorytarne ambicje Erdogana zyskają podstawę konstytucyjną.
Tymczasem tureccy Kurdowie, atakowani za rzekomy terroryzm odpowiedzieli, że Ankara potajemnie wspiera Państwo Islamskie. To był dobrze wymierzony cios w wizerunek Erdogana. Syryjskie oddziały kurdyjskiej samoobrony, związane z PKK, są bardzo skuteczne w walkach przeciwko PI w Syrii. Obroniły miejscowość Kobane, a obecnie wspólnie z chrześcijańską milicją i syryjskimi separatystami wyzwoliły kilka ważnych miejscowości. Są tak potrzebni, że łączy ich taktyczny sojusz z Amerykanami. Tymczasem Turcja, państwo członkowskie NATO, dotychczas nie podjęła żadnych działań przeciwko PI i dżihadystom.
Być może prezydent Turcji myśli o zmianie sojuszy. Po powrocie z Chin (1 sierpnia) oświadczył, że „prezydent Putin zmienił stanowisko w sprawie Syrii i Baszara al-Assada. Myślę, że zrezygnuje z udzielania mu wsparcia”. Erdogan stwierdził, że to wynik rozmów, jakie dwukrotnie odbył w tej kwestii z prezydentem Rosji – raz w czasie mistrzostw Europy w piłce nożnej w Baku, drugi raz telefonicznie z Ankary przed odlotem do Pekinu.
To znaczy, nie ma już żadnego punktu spornego między Moskwą i Ankarą – skomentowała rządowa turecka agencja Anadolu. – Assad stracił ostatniego sojusznika i prawie nie mamy wroga. Jednak między Moskwą a Ankarą jest jeszcze punkt sporny. To realizacja projektu Turkish Stream. Nie dość, że Turcy okazali się trudnym negocjatorem, a jednym z ich warunków była obniżka cen gazu dla tureckiego rynku, to strona turecka zgodziła się tylko na jedną nitkę gazociągu, gdy początkowo była mowa o czterech. Jedna nitka z przepustowością 15,75 mld m3 gazu rocznie, zapewni wyłącznie dostawy na rynek turecki, o tranzycie dostaw do Europy nie ma mowy. Wyraźnie to powiedziała Ankara – „Nie zgadzamy się na rolę państwa tranzytowego.”
Koncepcja Erdogana się zmieniła, Turcja ma być węzłem energetycznym dla całego regionu. Ale zmieniła się też sytuacja polityczna w samej Turcji. Doszło do zerwania negocjacji z kurdyjską partią PKK. Operacja wojskowa Turcji przeciwko Kurdom, zdaniem niektórych rosyjskich ekspertów, jeszcze bardziej zmniejsza szanse na realizację Turkish Stream. Także dlatego, że trzeba się liczyć z akcjami dywersji, dowodem jest niedawne uszkodzenie rurociągu Iran – Turcja oraz dzisiejszy wybuch na Gazociągu Południowokaukaskim.
Tydzień temu Barzani – jeszcze przed przybyciem do Irbilu, stolicy Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego sekretarza obrony USA Ashtona Cartera – przedstawił swoją koncepcję relacji z Turcją i z PKK. „Jeśli Turcja zaproponuje pokojowe rozwiązanie konfliktu i PKK go odrzuci, to jesteśmy gotowi wystąpić przeciwko PKK. Ale jeśli Turcja wykorzystuje PKK jako pretekst do walki z nami, jako z Kurdami w ogóle – to jesteśmy gotowi bronić PKK”. Jeszcze wcześniej, gdy turecki prezydent Erdogan wezwał PKK do powrotu do negocjacji, Barzani ocenił to jako „bardzo mądry pomysł”. A w ostatnią sobotę (1 sierpnia) Barzani zażądał, aby PKK opuściła tereny irackiego Kurdystanu. Ponieważ ich obecność powoduje liczne ofiary cywilnej ludności kurdyjskiej jako skutki tureckich ataków powietrznych.
– Gdyby PKK nie miała swoich baz wojskowych na terenie Kurdystanu, Turcja nie bombardowałaby i nie zabijała kurdyjskiej ludności cywilnej – powiedział agencji AFP szef kancelarii Barzaniego, Ciphah Mahmud i dodał, że naloty są legalne, bo istnieje porozumienie Bagdadu i Ankary zezwalające wojskowym siłom tureckim na wkraczanie 15 km w głąb terytorium Iraku w celu ścigania kurdyjskiej partyzantki. Co prawda porozumienie zostało podpisane przez Saddama Husajna, więc nie jest pewne, czy nadal obowiązuje, ale Ankara obecnie powołuje się na nie.
Ankara też – w odpowiedzi na informacje Barzaniego o cywilnych ofiarach nalotów – przekazała 3 sierpnia komunikat Sztabu Generalnego armii tureckiej, który jak podaje agencja rządowa Anadolu, zdecydowanie stwierdza, że „wskutek tureckich nalotów nie ucierpiała ani jedna osoba cywilna.”
DPK pomimo często bardzo napiętych stosunków z PKK, pozwalała zwykle jej bojownikom chronić się po irackiej stronie granicy w niedostępnych terenach górskich terenach.
Jednak DPK też ma bardzo dobre stosunki państwowe i handlowe z Turcją. Turcja jest w zasadzie najważniejszym odbiorcą ropy i gazu ze złóż na terenie Kurdystanu. Dostawy tych surowców są dla rynku tureckiego istotne, równoważą podaż wobec dostaw z Rosji. Zimą b.r. rząd Kurdystanu podpisał umowę z Ankarą o dużym zwiększeniu eksportu gazu. Również przez Turcję prowadzi tranzyt gazu i ropy kilkunastu firm zachodnich eksploatujących złoża w Kurdystanie. Tureckie wielkie firmy inwestują w Kurdyjskim Regionie Autonomicznym także w innych branżach i są oceniane jako bardzo ważni partnerzy dla rozkwitającej gospodarki kurdyjskiej.
W latach 1987-1989 pod kierunkiem kuzyna Saddama Husajna, Alego Hassana al Madżida, Irak przeprowadził plan Anfal, systematyczną eksterminację ludności kurdyjskiej zamieszkałej na wsi. Bagdad użył broni chemicznej, ocenia się, że działanie tej broni dotknęło blisko 400 tys. ludzi, 10 proc. populacji irackiego Kurdystanu.
Po przegranej przez Saddama Husajna wojnie o Kuwejt w 1991 Kurdowie, wzniecili powstanie, które bez wsparcia od koalicji antyirackiej zostało krwawo stłumione przez Saddama Husajna. Zginęło około 60 tys. ludzi, a ponad 1,5 mln Kurdów całymi rodzinami uciekło do krajów sąsiednich. Wówczas USA, Francja i Wielka Brytania podjęły militarną interwencję, aby umożliwić powrót wypędzonych Kurdów do Iraku.
Od tej pory Irbil łączą z Waszyngtonem bardzo bliskie stosunki. Na północy pod osłoną ustanowionej przez ONZ strefy zakazu lotów powyżej 36 równoleżnika powstała strefa bezpieczeństwa ochraniająca ludność kurdyjską przed atakami lotnictwa irackiego. Na lądzie terytorium to bronione było przez siły peshmerga. I od tej pory jest niezawisłe od władz w Bagdadzie.
Po II wojnie w Zatoce Perskiej Kurdystan iracki stał się najbardziej stabilną częścią okupowanego Iraku. Kurdowie zostali aktywnie włączeni w procesy tworzenia nowych suwerennych władz, ale jednocześnie z powodzeniem budują zręby swojego państwa w ramach Kurdyjskiego Regionu Autonomicznego.