icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Woźniak: Problemom z dostawami energii winne są zaniedbania a nie tylko upał

KOMENTARZ

Piotr Woźniak

Ekspert ds. energetyki, były minister gospodarki i wiceminister środowiska

Cała ta krytyczna sytuacja z 20 stopniem zasilania, żeby nie wpaść w blackout  to przede wszystkim efekt zaniedbań i zaniechań, trwających przez co najmniej 6 lat. Po wielkiej awanturze w 2007 r. konsolidowano energetykę, by duże koncerny mogły podołać wielkim wyzwaniom inwestycyjnym. Bo już wtedy było wiadomo, że te inwestycje są konieczne. W elektrowniach inwestycje jakoś drgnęły w 2013 r. 

Jeszcze gorsza niż w elektrowniach jest sytuacja w sieciach przesyłowych. Właściwie należałoby je prawie wszystkie zbudować od nowa, tymczasem tu potrzeby inwestycyjne są niemal nietknięte. Pogoda zrobiła swoje, ale  generalnie – jeśli chodzi o modernizację polskiej energetyki to zmarnowano kilka lat. A ostatnie dwa lata to zdumiewający brak decyzyjności, determinacji i chaos w koncepcjach modernizacji energetyki. O realizacji już zmilczę.

Ograniczenia w dostawach energii spowodują ogromne straty dla przemysłu, nawet jeśli trwały tylko dwa dni. Jeśli słyszymy, że koksownie wstrzymują produkcję, to są straty nie tylko dla nich, ale także dla ledwie żyjących kopalń, bo sprzedadzą mniej węgla.

Przy nagłym deficycie mocy możemy się ratować importem. Ale – po pierwsze – mamy mało połączeń transgranicznych. Po drugie –  najwięcej prądu możemy sprowadzać od Ukrainy i Niemiec. Ukraina ma obecnie własne problemy, bo toczy wojnę i nie ma kontroli nad zagłębiem donieckim, skąd pochodzi znaczna część jej potencjału. Z Niemcami mamy natomiast problem regulacyjny – chodzi o tzw. przepływy kołowe: część naszej sieci jest „zajęta” przez prąd, który płynie z Niemiec do Austrii. Rozwiązanie tego kłopotu oznaczałoby zwolnienie części mocy dostępnej na interkonektorach z Niemcami.

Pojawiające się głosy o uruchomieniu „zimnej rezerwy mocy” też nie dają większej nadziei, nie likwidują trwale, a zwłaszcza szybko problemu deficytu mocy. Ponowne uruchomienie wyłączonego bloku w elektrowni to kwestia kilku miesięcy, nawet pół roku. Tego się nie robi z dnia na dzień! Trzeba wyremontować instalacje, sprawdzić, przetestować. Wprawdzie elektrownie mogłyby utrzymywać w gotowości pewną  rezerwową część mocy, ale to kosztowne rozwiązanie i taka rezerwa nie byłoby wystarczająca.

KOMENTARZ

Piotr Woźniak

Ekspert ds. energetyki, były minister gospodarki i wiceminister środowiska

Cała ta krytyczna sytuacja z 20 stopniem zasilania, żeby nie wpaść w blackout  to przede wszystkim efekt zaniedbań i zaniechań, trwających przez co najmniej 6 lat. Po wielkiej awanturze w 2007 r. konsolidowano energetykę, by duże koncerny mogły podołać wielkim wyzwaniom inwestycyjnym. Bo już wtedy było wiadomo, że te inwestycje są konieczne. W elektrowniach inwestycje jakoś drgnęły w 2013 r. 

Jeszcze gorsza niż w elektrowniach jest sytuacja w sieciach przesyłowych. Właściwie należałoby je prawie wszystkie zbudować od nowa, tymczasem tu potrzeby inwestycyjne są niemal nietknięte. Pogoda zrobiła swoje, ale  generalnie – jeśli chodzi o modernizację polskiej energetyki to zmarnowano kilka lat. A ostatnie dwa lata to zdumiewający brak decyzyjności, determinacji i chaos w koncepcjach modernizacji energetyki. O realizacji już zmilczę.

Ograniczenia w dostawach energii spowodują ogromne straty dla przemysłu, nawet jeśli trwały tylko dwa dni. Jeśli słyszymy, że koksownie wstrzymują produkcję, to są straty nie tylko dla nich, ale także dla ledwie żyjących kopalń, bo sprzedadzą mniej węgla.

Przy nagłym deficycie mocy możemy się ratować importem. Ale – po pierwsze – mamy mało połączeń transgranicznych. Po drugie –  najwięcej prądu możemy sprowadzać od Ukrainy i Niemiec. Ukraina ma obecnie własne problemy, bo toczy wojnę i nie ma kontroli nad zagłębiem donieckim, skąd pochodzi znaczna część jej potencjału. Z Niemcami mamy natomiast problem regulacyjny – chodzi o tzw. przepływy kołowe: część naszej sieci jest „zajęta” przez prąd, który płynie z Niemiec do Austrii. Rozwiązanie tego kłopotu oznaczałoby zwolnienie części mocy dostępnej na interkonektorach z Niemcami.

Pojawiające się głosy o uruchomieniu „zimnej rezerwy mocy” też nie dają większej nadziei, nie likwidują trwale, a zwłaszcza szybko problemu deficytu mocy. Ponowne uruchomienie wyłączonego bloku w elektrowni to kwestia kilku miesięcy, nawet pół roku. Tego się nie robi z dnia na dzień! Trzeba wyremontować instalacje, sprawdzić, przetestować. Wprawdzie elektrownie mogłyby utrzymywać w gotowości pewną  rezerwową część mocy, ale to kosztowne rozwiązanie i taka rezerwa nie byłoby wystarczająca.

Najnowsze artykuły