– Ostatnie wyniki sondażowe pokazują różnice między 2 a 4-5 punkty procentowe. O końcowym wyniku wyborów zdecydują wyborcy 7-11 tzw. swing states, gdzie poparcie dla obydwu kandydatów jest porównywalne – mówi w audycji Rynek Opinii w Radiu Dla Ciebie Artur Wróblewski wykładowca uczelni Łazarskiego.
Ostatnie wyniki sondażowe pokazują różnice między 2 a 4-5 punktów procentowych. Sondaże związane z prawicową stacją FOX News pokazują, że różnica między Hillary Clinton z ramienia Demokratów a Donaldem Trumpem reprezentującym Republikanów wynosi 47 do 45 proc. na korzyść Clinton. Z kolei Washington Post i stacja ABC pokazują przewagę kandydatki Demokratów sięgającą 3 proc., zaś CNN wskazuje, że zgodnie z wynikami sondażowymi różnice sięgają 4 proc. – podkreśla gość audycji.
– O końcowym wyniku wyborów zdecydują wyborcy 7-11 tzw. swing states, gdzie poparcie dla obydwu kandydatów jest porównywalne. To są takie stany jako Ohio, Pensylwania, Floryda. W tych stanach trzeba wygrać, aby myśleć o wygraniu wyborów prezydenckich. Równie ważne są Michigan i Wisconsin, gdzie zwykle wygrywali demokraci. Obecnie jednak kandydaci w wyścigu o fotel prezydenta USA jak wynika z sondaży notują podobne poparcie w tych stanach – zaznacza Artur Wróblewski.
– Patrząc na obydwu kandydatów można ocenić, że zarówno Hillary Clinton jak i Donald Trump są produktem amerykańskiej popkultury, tego co Ameryka oferuje, jakie społeczeństwo – tacy kandydaci. Analizując sytuację przed wyborami można sądzić ze wszystkie znaki przemawiają za wygraną Hillary Clinton. Jeśli jednak wsłuchamy się w głosy przeciętnych Amerykanów to można wywnioskować, że w USA dosyć powszechnym zaczyna być zjawisko tzw. ukrytego elektoratu, tzn. pod presją otoczenia amerykanie wskazują na Clinton, jednak ostatecznie mogą oni zagłosować na Trumpa. To może być protest przeciwko klanowi Clintonów oraz jej samej kandydatce Demokratów, która w odbiorze społecznym może być arogancka. Trump zaś także bywa arogancki ale on potrafi rozmawiać z przeciętnymi Amerykanami i stara się zrozumieć ich problemy – podkreśla wykładowca Uczelni Łazarskiego.
Trump przedstawił ataki hakerskie na USA, za które Waszyngton obarcza winą Rosję, jako wymysł establishmentu rządzącego w USA. Przypomnijmy, że Trump podkreśla, że o rosyjskich atakach informuje FBI, wywiad i departament sprawiedliwości, które kontroluje obecnie rządzący establishment. Trump jako populista i demagog jest tak popularny, bo gra na emocjach i pokazuje spiskowe teorie – mówi gość audycji Rynek Opinii.
Popularność Trumpa wynika także z faktu, że nie wywodzi się on z rządzącego establishmentu i przyznaje się do swoich wad, ale jednocześnie podkreśla, że stworzy 25 mln nowych miejsc pracy w ciągu 10 lat. Dla porównania za Baracka Obamy w ciągu 8 lat powstało 11 mln miejsc pracy. Mówi także o wzroście gospodarczym na poziomie ok. 3,5 proc. Obecnie jest to ok .2.4 proc. Chce także wprowadzić 35 proc. podatek na meksykańskie towary oraz 45 proc. na towary chińskie. Chińczycy, jak podkreśla, dodatkowo manipulują amerykańską walutową. Ma także chwytliwe hasło: „Make America great again”. Mówi także o 3 stawkach podatkowych 12, 25 35. Obniży podatek korporacyjny z 35 do 15 proc. Podkreśla, że dzięki temu amerykanie będą mieli więcej środków w portfelu i będą mogli zainwestować. Clinton zaś mówi o 7 stawkach podatkowych, po 39 proc. 43,6 proc. dla tych zarabiających po wyżej 5 mln dol. Bardziej zrozumiały przekaz jest Trumpa, który znalazł odpowiedni, przystępny, prosty przekaz do Amerykanów.
– Obecnie o Clinton mówi się, że przybrała antyrosyjską postawę. Jeśli jednak przyjrzymy się jej dokonaniom jako sekretarz stanu to zobaczymy, że 17 września 2009 roku zaczyna się polityka appeasementu w relacjach z Rosją. Wówczas Obama wycofał się z projektu tarczy antyrakietowej. Dzięki temu projektowy Polska byłaby częścią amerykańskiego systemu obrony. Clinton była także jedną z autorek resetu w relacjach z Rosją. Ameryka chciała wówczas otworzyć się na Rosję. Mimo, że w 2008 roku trwał konflikt rosyjsko – gruziński. Putin zezwolił także na przeloty amerykańskich samolotów przez terytorium Rosji, aby zaopatrywać bazy w Afganistanie. W kolejnych latach pojawiły się jednak protesty w Rosji. Putin uznał, że organizacja Aleksandra Nawalnego to działania amerykańskiego wywiadu. W kolejnych latach doszło do aneksji Krymu i wojny w Donbasie. W kwietniu 2010 roku podpisano traktat New Start, który ograniczył liczbę głowic nuklearnych do 1550 głowic. Ten program miał być nowym otwarciem. Amerykanie zrobili miejsce na wejście Rosjan do Syrii. Polityka appeasementu była widoczna także na Bilskim Wschodzie. Punktem zwrotnym w postrzeganiu Rosji były wydarzenia na Ukrainie – podkreślił Artur Wróblewski. Zdaniem eksperta sytuacja zmieniła się po rosyjskiej agresji na Ukrainie, kiedy doszło do otrzeźwienia administracji Obamy oraz samej Clinton.
Cała rozmowa do odsłuchania na stronie Radia Dla Ciebie: Rynek opinii: wybory prezydenckie w USA