(EIA/Bloomberg/Teresa Wójcik)
Wczoraj Urząd Informacji Energetycznej Stanów Zjednoczonych ( US Energy Information Agency – EIA) poinformował, że zapasy ropy w USA w ubiegłym tygodniu zmniejszyły się o 4,2 mln baryłek i wynosiły 459,7 mln baryłek.
Ta informacja była zupełnym zaskoczeniem dla rynku i giełda nowojorska zareagowała natychmiast. Cena ropy WTI na zamknięciu sesji w środę wzrosła o 0,81 dol. za baryłkę ( o 1,7 proc.). W kontraktach terminowych na wrzesień płacono po 48,79 dol. za baryłkę. Analitycy giełdy przyznają, że nie jest jasne, dlaczego skurczyły się w Stanach Zjednoczonych zapasy ropy, tym bardziej, że dane z ub. tygodnia świadczą, iż na rynku Ameryki Północnej podaż ropy nadal znacznie przewyższa popyt.
Jednak zdaniem Jamesa Standla, eksperta EIA , dane opublikowane przez Agencję mogą świadczyć, że różnica między popytem i podażą zacznie systematycznie spadać, choć statystyka jeszcze nie uchwyciła tego trendu.
Wprawdzie jest już uchwytny inna trend – nieznaczny w ubiegłym tygodniu spadek tempa wzrostu wydobycia ropy w Stanach Zjednoczonych, który zmniejszył się o 145 tys. baryłek dziennie – do 9,4 mln baryłek. I choć wydobycie ropy w USA nadal rośnie, to tygodniowy spadek dynamiki wzrostu jest największy od października 2013 r.
Jednak analitycy uważają, że jest zbyt wcześnie na daleko idące wnioski, natomiast w najbliższej przyszłości trzeba zwracać uwagę na dwie sprzeczne tendencję. Jedna to perspektywa wejścia za niedługi czas na rynek ropy irańskiej, której cenę oszacowano na 45 dol. za baryłkę. Druga – niebezpieczne zaostrzenie działań wojennych na Bliskim Wschodzie, co z całą pewnością będzie podbijać ceny ropy.
W czwartek 30 lipca o godzinie 7.30 polskiego czasu baryłka WTI kosztowała już 48,84 dolarów. Baryłka Brent była warta 53,59 dolarów, notując nieznaczny wzrost wartości.