– Do tej pory nie mieliśmy do czynienia z tak zmasowanym atakiem, którego głównym celem były obiekty infrastruktury energetycznej. Jednak jeśli spojrzymy na strukturę wytwarzania już po atakach, nie widać w niej znaczących ubytków. Ukraina najprawdopodobniej w ciągu kilku tygodni usunie najpoważniejsze zniszczenia i niewykluczone, że wznowi też eksport energii – mówi Maciej Zaniewicz, starszy analityk Forum Energii w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Jak Ukraina przygotowała się do sezonu jesienno-zimowego? Już rok temu pojawiły się problemy z odpowiednim zabezpieczeniem dostaw węgla do ciepłowni. Jak jest dzisiaj w kontekście trwającej wojny?
Maciej Zaniewicz: W ubiegłym roku, jeszcze na długo przed pełnoskalową inwazją Rosji, sytuacja z zapasami węgla rzeczywiście nie wyglądała najlepiej. W tym roku władze ukraińskie zabezpieczyły wystarczające zapasy węgla dla energetyki systemowej, czyli ok. 2 mln ton. Można powiedzieć, że Ukraina dysponowała do niedawna nadwyżką węgla, która pozwoli jej prawdopodobnie w większym stopniu wykorzystywać bloki węglowe, jeśli zajdzie taka potrzeba, albo odsprzedawać surowiec.
Jak na te przygotowania wpłynęły ataki Rosji na infrastrukturę energetyczną?
Ataki przeprowadzone 10 i 11 października nie miały precedensu. Oczywiście ukraińska energetyka już wcześniej była celem ostrzałów, a z początkiem jesieni zniszczonych lub uszkodzonych było 10 elektrociepłowni, jedna elektrownia i ponad 300 ciepłowni. Ponadto ok. 90 procent elektrowni wiatrowych i 30 procent słonecznych było okupowanych lub w różnym stopniu uszkodzonych. Rosjanie okupują też Zaporoską Elektrownie Jądrową oraz Kachowską Elektrownię Wodną. Ponadto regularnie uszkadzane są sieci. Mimo bohaterskiej pracy Ukrenergo, która usuwa awarie nawet w miejscowościach przyfrontowych, do poniedziałku ponad 700 tys. abonentów było pozbawionych prądu. Zakładając, że jeden abonent to średnio trzy osoby w gospodarstwie domowym, możemy szacować, że prądu nie mają nawet dwa mln Ukraińców.
Jednak do tej pory nie mieliśmy do czynienia z tak zmasowanym atakiem, którego głównym celem były obiekty infrastruktury energetycznej. 10 października prąd został odcięty w czterech obwodach i kilku dużych miastach. Dzień później wprowadzono, np. w Kijowie, grafik 4-godzinnych przerw w dostawach prądu, aby odciążyć system. 11 października wstrzymano też eksport energii elektrycznej.
Jednak jeśli spojrzymy na strukturę wytwarzania już po atakach, nie widać w niej znaczących ubytków. Oczywiście na tę chwilę ciężko dokładnie oszacować wpływ rosyjskiego ostrzału, ale pozostaję umiarkowanym optymistą. Ukraina najprawdopodobniej w ciągu kilku tygodni usunie najpoważniejsze zniszczenia i niewykluczone, że wznowi też eksport.
Po co Rosja atakuje energetykę Ukrainy?
Rosja na początku inwazji nie skupiała się na infrastrukturze energetycznej, bombardując głównie obiekty wojskowe. Prawdopodobnie Kreml liczył na to, że 9 maja rosyjskie wojska przedefilują przez Chreszczatyk, a elektrownie przydadzą się władzom okupacyjnym. Wraz z kolejnymi niepowodzeniami rosyjskiej armii nasiliły się jednak ostrzały infrastruktury cywilnej, w tym elektrowni, elektrociepłowni i sieci. Rosja nie mogąc zająć Ukrainy, postanowiła zrujnować jej gospodarkę i maksymalnie utrudnić życie Ukraińcom.
To jest duży problem już teraz. Jednak niebawem może się on przerodzić w katastrofę humanitarną. Jeśli Rosjanie w sezonie grzewczym zbombardują jednocześnie kilka elektrociepłowni, dostępu do ciepła sieciowego może zostać pozbawionych nawet kilkaset tysięcy ludzi, przeważnie z dużych miast. Nie zastąpią oni w łatwy sposób ogrzewania kozami. Większość z nich prawdopodobnie opuści swoje domy w poszukiwaniu ciepła. Część z nich może trafić do UE, m.in. do Polski. To jest realna perspektywa, której skali nie jesteśmy w stanie dokładnie oszacować.
Przed takim scenariuszem Ukrainę mogą uratować przede wszystkim dostawy nowoczesnego sprzętu – głównie systemów obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej. Na przykładzie Ukrainy możemy dostrzec jak istotne jest zabezpieczenie obiektów energetyki. Dostrzegamy też inną prawidłowość – scentralizowana energetyka jest najbardziej wrażliwa na ostrzały. 10 i 11 października to właśnie duże elektrownie cieplne i elektrociepłownie były celem ostrzałów, a nie farmy wiatrowe czy fotowoltaika.
Jak funkcjonuje ukraiński rynek paliwowy? Wszystkie zakłady rafineryjne zostały zniszczone, nie ma dostaw z Rosji i Białorusi. Czy na stacjach można nabyć paliwo?
Ukraina jeszcze przed inwazją rosyjską była zależna od importu paliw, głównie z Rosji i Białorusi. Te kanały są odcięte od 24 lutego. Początkowo spowodowało to szok na rynku. Na stacjach benzynowych szybko utworzyły się kolejki i brakło paliwa. A potrzeby były ogromne, bo nie tylko wojsko potrzebowało więcej paliwa, ale również ludzie próbujący się przedostać z Ukrainy do Unii Europejskiej.
Obecnie sytuacja na rynku detalicznym została opanowana. Na stacjach nie ma kolejek i paliwo można dostać bez problemów. Natomiast jego cena uległa drastycznej zmianie. Skończyły się czasy podróży do Ukrainy Passatem, tzw. tankowozem, z pustym 100-litrowym zbiornikiem, żeby sprzedać paliwo z zyskiem w Polsce. W przeliczeniu na złotówki benzyna 95 kosztuje obecnie w Ukrainie ok. 6,30 zł, a diesel 7 zł. To sporo, zwłaszcza dla Ukraińców.
Paliwo w Ukrainie pochodzi obecnie głównie z państw UE: z Polski, Rumunii, Litwy, Słowacji, Bułgarii, Grecji. Ten szlak możemy zaobserwować na własne oczy, np. jadąc autostradą A4 w kierunku naszej wschodniej granicy. Cysterny paliwowe są chyba najczęściej spotykanym tam rodzajem pojazdu.
Czy ataki rakietowe z ostatnich dni coś zmieniły w tym zakresie? Czy bać się ataków na granicy polsko-ukraińskiej?
Nie sądzę, żeby ostatnie ataki coś zmieniły w tym zakresie. Rosja nie jest w stanie sparaliżować dostaw paliwa z Unii. Nawet potencjalne uszkodzenie infrastruktury może być błyskawicznie usunięte. Tak samo jak Ukraina błyskawicznie naprawia ulice zniszczone w wyniku ostrzałów. To jest kwestia godzin.
Ukrainy posiada największe magazyny gazu w Europie, jednocześnie miała przed wojną bardzo energochłonny przemysł. Czy Ukrainie wystarczy gazu?
Stany magazynów przed sezonem grzewczym wyglądają całkiem zadowalająco. Ukraina zgromadziła prawie 14 mld m sześc. tego surowca. Biorąc pod uwagę spadek zapotrzebowania na gaz, zwłaszcza w przemyśle, który został w dużej mierze zniszczony, tego paliwa nie zabraknie sektorom ogrzewania i indywidualnych odbiorców. Większym wyzwaniem będzie dostarczenie go do tych odbiorców, jeśli Rosjanie wzmogą ostrzały infrastruktury. Problem jest analogiczny jak z prądem – obecnie ok. ćwierć miliona odbiorców indywidualnych jest pozbawionych gazu. To oczywiście jest kolejna warstwa nadchodzącego problemu z ogrzewaniem.
Oczywiście musimy też być świadomi tego, że ukraiński system dystrybucyjny uzależniony jest od przesyłu gazu z Rosji do Unii Europejskiej. Paradoksalnie, od inwazji rosyjski gaz przestał płynąć przez Polskę i Morze Bałtyckie, ale wciąż płynie do Unii przez Ukrainę. Kwestią czasu pozostaje jednak kiedy i ten kurek zostanie zakręcony. Wówczas mogą się pojawić problemy z przesyłem surowca po Ukrainie. Nie wspominając już o tym, że jeszcze większym wyzwaniem będzie zapewnienie dostaw gazu Ukrainie na kolejny sezon zimowy. Nie wiemy przecież ile ten kryzys energetyczny będzie jeszcze trwał.
Ukraina w ostatnich latach intensywnie rozwijała OZE przy udziale kapitału zagranicznego. Jak to źródło energii sprawdza się w czasie wojny?
Ten sektor mocno ucierpiał w związku z rosyjską inwazją. Przede wszystkim większość farm wiatrowych została zajęta lub uszkodzona. Jest to związane z tym, że tereny o najlepszej wietrzności są na południu i wschodzie kraju i głównie tam budowano wiatraki. W rezultacie OZE obecnie pracuje mniej więcej na dwie trzecie mocy z ubiegłego roku. Jest to jednak cecha w zasadzie wszystkich źródeł wytwarzania w Ukrainie, ponieważ mniej więcej o tyle spadło zapotrzebowanie na moc.
Dużo słychać w dziedzinie elektroenergetyki pomiędzy Polską a Ukrainą. Czy Ukraina to wiarygodny partner w obliczu działań zbrojnych?
Nie tylko dużo się na ten temat mówi, ale też dużo się dzieje w tej kwestii. Przede wszystkim ruszyła modernizacja połączenia Rzeszów-Chmielnicka o mocy 1 GW. To świetna wiadomość, bo Ukraina ma nadwyżki mocy z uwagi na spadek popytu wywołany wojną, a nam coraz mocniej doskwierają deficyty wywołane nieplanowanymi wyłączeniami bloków. Dodatkowo ukraińska energia jest tańsza niż w UE. To idealne warunki do importu z Ukrainy.
Wojna oczywiście jest wyzwaniem. Jeśli rosyjskie rakiety dolatywały np. do położonego 30 km od granicy z Polską poligonu w Jaworowie, ich celem mogłoby też stać się połączenie polsko-ukraińskie. Dlatego tak istotne są systemy obrony przeciwlotniczej dla Ukrainy.
Czy konieczność zawieszenia eksportu energii z Ukrainy przekreśla plany współpracy z Polską w tym zakresie?
Absolutnie nie. Uszkodzenia infrastruktury zostaną usunięte. Natomiast z perspektywy Polski mówimy o dostępności dodatkowego gigawata, który w związku z kryzysem energetycznym jest niezwykle potrzebny. Jeśli natomiast chodzi o wiarygodność, to nie mam względem niej wątpliwości. Ukrainie zależy na eksporcie i udowodniła, że jest w stanie regularnie naprawiać zniszczone sieci. Jestem przekonany, że zrobi wszystko co w jej mocy, żeby to połączenie było zabezpieczone i sprawnie funkcjonowało.
Rozmawiali Wojciech Jakóbik i Mariusz Marszałkowski
Zaniewicz: Inwazja na Ukrainę to błąd strategiczny Rosji (ROZMOWA)