– Rosja od początku wskazuje linie graniczne, których przekroczenie przez Zachód może wywołać trzecią wojnę światową. Pomoc gospodarcza, przekazywanie sprzętu wojskowego… Ostatecznie ciągle te wsparcie trafia. Jednak zawsze za późno. Sytuacja byłaby inna gdyby dostali sprzęt wcześniej. Gdyby USA wcześniej zezwoliły na uderzenie w cele w głębi Rosji, w logistykę. O ile faktycznie taka zgoda zapadła, bo na razie są to doniesienia medialne – mówi Maria Piechowska, analityczka ds. Ukrainy z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
Rosyjska inwazja na Ukrainę trwa już tysiąc dni, mimo, że Kreml określał ją mianem „trzydniowej operacji specjalnej”. Czy w ten symboliczny dzień Ukraina jest w korzystnej sytuacji?
Patrząc z perspektywy obrony przez tysiąc dni, przed czymś co miało trwać trzy, to widać, że Ukraina obroniła swoją niezależność. Społeczeństwo zjednoczyło się. Oczywiście jest ono obecnie bardzo zmęczone wojną. Ukraina doświadcza coraz większych problemów z mobilizacją. Jednak społeczeństwo przekonało się, że może stawić opór Rosji.
Nawet jeżeli Ukraina upadnie, a wierzę, że tak się nie stanie, to ludzie będą to pamiętali. Tak jak Polsce pod zaborami siły dodawały powstania, pamięć o nich podtrzymywała tożsamość, tak będzie i z Ukraińcami.
Zachód długo przymykał oczy na imperialistyczne tendencje Putina. Mowa tu o ataku na Gruzję z 2008 r. czy Ukrainę w 2014 roku. W 2022 roku świat otworzył oczy, czy ciągle trzyma je szeroko otwarte i jest gotów potępić Moskwę oraz wspomagać Kijów?
Sytuacja jest skomplikowana. Na poziomie formalnym wspomniana pomoc istnieje. Z drugiej strony kanclerz Scholz dzwonił do Putina, przerywając jego izolację polityczną w Europie. To przesyła sprzeczne sygnały. Z jednej strony, że Zachód uważa prezydenta Rosji za zbrodniarza, z drugiej takio kanclerz Niemiec szuka z nim kontaktu. Ciągle jednak Europa jest świadoma zbrodni wojennych Putina.
Problem jest taki, że ludzie przyzwyczaili się do tego co dzieje się na Ukrainie. Informacje o kolejnych ostrzałach i ofiarach cywilnych przestają robić wrażenie. Coraz trudniej jest pamiętać o wadze sytuacji.
Prasa zachodnia mówi o zmianie polityki USA. Stany Zjednoczone przez długi czas zabraniały wykorzystywać broń dalekiego zasięgu przekazanej Ukrainie przeciwko celom w głębi Rosji. Teraz miało to ulec zmianie. Czy to zielone światło nadziei czy łabędzi krzyk Bidena?
Myślę, że częściowo zachodzą obie te sytuacje. Rosja od początku wskazuje linie graniczne, których przekroczenie przez Zachód może wywołać „trzecią wojnę światową”. Pomoc gospodarcza, przekazywanie sprzętu wojskowego… Ostatecznie ciągle te wsparcie trafia. Jednak zawsze za późno. Sytuacja byłaby inna gdyby dostali sprzęt wcześniej. Gdyby USA wcześniej zezwoliły na uderzenie w cele w głębi Rosji, w logistykę. Wcześniejsze wsparcie i sprzętowe i w swobodzie wykorzystania uzbrojenia sprawiłyby, że pozycja Ukrainy na froncie byłaby silniejsza i jednocześnie ataki osłabiały Rosję. Byłby to tez silny sygnał skierowany do społeczeństwa rosyjskiego, które popiera działania Putina na Ukrainie, w tym popełniane przez Rosję zbrodnie wojenne. O ile faktycznie taka zgoda ze strony USA zapadła, bo na razie są to doniesienia medialne.
Istnieje wiele zmiennych. Pomoc, zmiana polityki USA, a niedługo również prezydenta i zima, która pewnie zaowocuje przestojem w konflikcie. Co przyniesie Ukrainie wiosna?
Nie sądzę, aby zima przyniosła zamrożenie konfliktu. Rosja ciągle będzie intensywnie atakowała ukraińską infrastrukturę, zwłaszcza energetyczną. Nie wiadomo jak będzie wyglądała linia frontu i działania obu stron. Uważam, że wiosną dojdzie do rozmów.
To właściwsze słowo niż negocjacje. Negocjacje zakładają pewne ustępstwa. Moskwa nie będzie chciała się na nie zgodzić, a Kijów nie będzie mógł sobie na nie pozwolić. Ich przebieg zależy od tego gdzie będą Ukraińcy. Jeżeli obronią swoje pozycje w obwodzie kurskim, to Rosja nie zgodzi się na zawieszenie broni na linii frontu. Byłaby to zbyt duża strata wizerunkowa.
Warto też pamiętać, że początek rozmów nie oznacza, że pokój będzie bliski. Zawieszenie broni nie jest tożsame z pokojem. Rosja wznowi w końcu działania militarne wobec Ukrainy. Nie jest zainteresowana kawałkiem terenu, a podporządkowaniem przeciwnika. Docelowo Kreml chce uzyskać wpływ na to co dzieje się w Europie Środkowo-Wschodniej, również w Polsce.
Czy takie złapanie oddechu byłoby korzystne dla Ukrainy? Czy w dłuższej perspektywie oznaczałoby pogorszenie sytuacji?
Wszystko zależy od pomocy Zachodu. Ukraina potrzebuje sprzętu i ludzi, wyszkolonych żołnierzy. Problemy z mobilizacją częściowo wynikają z tego, że Ukraińcy boją się, że zostaną źle wyszkoleni i wysłani na front.
Zawieszenie broni będzie niekorzystne dla Ukrainy, ale da jej też czas i potencjalnie zasoby by lepiej bronić się w przyszłości.
Rozmawiał Marcin Karwowski
Ekspert na 1000 dni wojny na Ukrainie: Rosja traci 45 tys. żołnierzy miesięcznie