Nie tylko przeciwnicy Obamy w Kongresie twierdzą, że nie pokona on ISIS, ale też członkowie Departamentu Obrony.
Sceptycyzm wobec rozwiązań prezydenta USA rośnie także w Pentagonie. Da się słyszeć ciche pomrukiwanie o tym, że Stany Zjednoczone powinny zaangażować więcej wojsk lądowych i przestać sugerować, że ISIS da się pokonać nalotami oraz akcjami niewielkich sił specjalnych.
– Nie można pokonać ISIS bez posiadania ludzi na tym terenie – powiedział emerytowany generał Raymond Odierno.
USA ma też problemy w zakresie działań wywiadowczych. Mogą dowiedzieć się bardzo dużo za pomocą elektroniki, zobaczyć praktycznie wszystko i podsłuchać prawie każdą rozmowę, ale brakuje szpiegów na lądzie, a żeby pozyskać informacje od ludzi, trzeba dużo czasu i cierpliwości.
Działania są też utrudnione przez bardzo restrykcyjne zasady. Wcześniej, do rozpoczęcia nalotu wystarczyła decyzja dowódców średniego szczebla, teraz rozkaz musi przejść przez wyższy szczebel, a czasem nawet zostać zaakceptowany przez generałów, a to zabiera dużo czasu. Ma to na celu uniknięcie ofiar cywilnych, ale czasem powoduje gmatwaninę. W USA pojawiają się głosy, że niechęć do ryzykowania życia cywilów, mobilizuje ISIS do chronienia się za pomocą żywych tarcz.
Co oczekiwania pomocy Kurdów w tej sprawie, senator John McCain jasno stwierdził, że „nikt nie wierzył, że Kurdowie ruszą na Rakkę, nawet oni sami w to nie wierzyli. Będą chcieli zająć tylko te terytoria, które są im potrzebne”.
The Daily Beast