Obremski: Amerykańscy żołnierze w Polsce to historyczna zmiana

13 stycznia 2017, 07:30 Bezpieczeństwo

Styczniowe przybycie amerykańskich wojsk w ramach operacji Atlantic Resolve do Polski to wydarzenie historyczne. Po raz pierwszy od czasów Zimnej Wojny amerykańskie czołgi przyjeżdżają do Europy i po raz pierwszy pancerne wojska sojuszu zostaną rozmieszczone na stałe na wschód od Łaby. Co istotne dla Polaków, intensywna współpraca obejmuje większość państw regionu (od Estonii po Bułgarię) –  pisze Mateusz Obremski współpracownik BiznesAlert.pl.

Źródło: https://www.dvidshub.net/image/3088674/3rd-abct-4th-id-railhead-operations-underway-bremerhaven-germany

Znaczenie operacji jest nie tylko symboliczne dla NATO, pokazuje również polityczny zwrot w Waszyngtonie jaki wykonał się w ostatnich miesiącach. Dlaczego dopiero po ponad dwóch latach od agresji rosyjskiej na Ukrainę Amerykanie zdecydowali się na tak jednoznaczny militarny krok na wschodniej flance sojuszu?

Nieudany reset

W 2009 roku Barack Obama był jednym z architektów resetu w relacjach z Rosją. Trzy lata później podczas kampanijnej debaty wyśmiał Mitta Romneya za nazwanie Moskwy geopolitycznym zagrożeniem numer jeden. Rosyjska agresja na Ukrainę zmieniła optykę waszyngtońskiej administracji, ale dalej nie wykonywano zasadniczych ruchów. Tym co przelało czarę goryczy okazała się wojna w Syrii oraz zarzuty wobec Kremla o wpływanie na przebieg wyborów prezydenckich w USA. Nie brak głosów, że relacje na linii Moskwa – Waszyngton są najgorsze od 1989. Obecność US Army w Polsce to kolejny z wielu ruchów Obamy przeciwko Rosji przed zakończeniem prezydentury i objęciem władzy zarówno w Kongresie jak i Białym Domu przez Partię Republikańską.

Zwrot wyborców

Amerykańscy republikanie pozostają w politycznym szpagacie. Z jednej strony ich strategia jest tradycyjnie antyrosyjska a partia wielokrotnie w przeszłości krytykowała Obamę za zbytnią pobłażliwość względem Moskwy. Z drugiej strony, jak wskazuje portal Politico, nastąpiła zasadnicza zmiana w postrzeganiu Rosji i Putina przez elektoraty obu partii. Obecnie to republikańscy wyborcy mają lepsze zdanie o Rosji i Putinie, demokraci są bardziej sceptyczni. W grudniu 2016 37% republikanów wypowiadało się pozytywnie o Putinie, to wzrost o 27 punktów procentowych w przeciągu dwóch lat. Dwugłos wierchuszki dobrze obrazuje kontrast między wizytującymi Estonię, Gruzję oraz Ukrainę senatorami J. McCainem oraz L. Grahamem a wypowiedziami prezydenta – elekta. Donald Trump za pośrednictwem mediów społecznościowych oznajmił, że „tylko głupcy nie chcą dobrych relacji Rosja – USA”.

Nie oznacza to jednak słabości zobowiązań amerykańskich wobec Polski. Donald Trump ma bliskie powiązania z armią, w jego administracji znajdować się będzie wielu żołnierzy wymuszających wsparcie dla armii i utrzymanie jej obecności w strategicznych obszarach świata. W obliczu presji wojskowych kampanijne wzywania Trumpa do samofinansowania się sojuszników ograniczać będą się pewnie w praktyce do próby wymuszenia do dorównania do ustalonych 2% PKB na wojsko ustalonych na szczycie w Warszawie. Trump kilkukrotnie chwalił Polskę za wykonywanie zobowiązań sojuszniczych i odpowiednie wydatki na siły zbrojne, w kampanii wyborczej zapewniał o wsparciu USA dla lojalnej Polski.

Nowe sankcje?

Większość polityków republikańskich preferuje jastrzębią politykę wobec Kremla, teraz dołączyło do nich również wielu przedstawicieli demokratów tworząc razem silne dwupartyjne lobby. Dziesiątego stycznia McCain i Graham ogłosili, że zamierzają zgłosić w Senacie propozycję uchwały zaostrzającej sankcję wobec Rosji. – Ogłosimy sankcje, które uderzą w ich sektor finansowy i w energetykę, czyli w sfery, gdzie są najsłabsi – deklaruje Graham.Klimat polityczny pozwala sądzić, że ich przyjęcie jest prawdopodobne. Trumpowski zwrot w kierunku polityki realnej oraz włączenia Moskwy w relacje światowe na zasadach równego partnera startuje więc z bardzo niskiego poziomu zaufania. Wiele wskazuje, że będzie procesem żmudnym i niekoniecznie negatywnym dla Polski, która pozostanie istotnym sojusznikiem i ważnym elementem nacisku na Kreml.

W udzielonym „Plus i Minus” na koniec 2016 roku wywiadzie profesor George Friedman stwierdził, że „NATO nie istnieje”. Rzeczywiście ciężko nie zauważyć kryzysu organizacji gdy prezydent Turcji Recep Erdogan zapewnia, że „relacje turecko – rosyjskie nigdy nie były tak dobre”, a niemieccy politycy głośno krytykują lokację armii amerykańskiej w Polsce. Jednocześnie nie oznacza to jednak braku wsparcia dla partnerów europejskich przez USA oraz erozji sojuszy bilateralnych. Za kadencji Obamy Amerykanie poróżnili się z wieloma sojusznikami (np. z drugą siłą militarną w NATO czyli Turcją, gdzie obecność armii amerykańskiej w bazie lotniczej w Incirlik jest coraz bardziej niemile widziana). Pozwala to sądzić, że staliśmy się dla Waszyngtonu partnerem wartościowszym niż jeszcze parę lat temu i nawet w obliczu kryzysu NATO wiążą nas z USA wspólna polityka oraz interesy.

Oczywiście zwiększona obecność wojsk NATO nie została przyjęta w Moskwie z radością. Rosyjska prasa pisze o otaczaniu i o przenoszeniu amerykańskiej broni ofensywnej w pobliże granic Rosji. Łączy fakt zwiększenia obecności NATO na wschodniej flance z ostatnimi prozachodnimi działaniami Aleksandra Łukaszenki. Co jednak warte podkreślenia, stała obecność amerykańskich wojsk w Polsce nie stanowi pogwałcenia porozumienia NATO – Rosja. Wbrew niektórym interpretacjom (najczęściej rosyjskim) Akt Założycielski o Wzajemnych Stosunkach, Współpracy i Bezpieczeństwie pomiędzy NATO i Federacją Rosyjską z 1997 roku nie zakazuje stałego stacjonowania żołnierzy NATO w krajach Europy Środkowej i Wschodniej.