W parlamencie o OZE. Dotowane czy rynkowe? (RELACJA)

6 kwietnia 2017, 07:30 Energetyka

Na posiedzeniu Parlamentarnego Zespołu Górnictwa i Energii ( 5 kwietnia ) liczni przedstawiciele małej energetyki odnawialnej zaprezentowali dramatyczną sytuację swojej branży – pisze Teresa Wójcik, redaktor BiznesAlert.pl.

fot. Pixabay

Ponad 2,5 godz. debata wykroczyła daleko poza zakreślony temat „Zielone Certyfikaty w systemie wsparcia odnawialnych źródeł energii w Polsce”. Z bardzo konkretnych wypowiedzi okazało się, że zielone certyfikaty obecnie zawodzą jako instrument w systemie wsparcia polskich drobnych przedsiębiorców, którzy zainwestowali w OZE. Co więcej – z całej debaty wynika, że sytuacja chyba większości wspomnianych producentów jest o krok od bankructwa. Składa się na to właśnie ów przestarzały – jak ktoś w debacie ocenił – system zielonych certyfikatów.

W tym stanie rzeczy praktycznie nie wiele pomogły aukcje, których system gwarantuje wykup bardzo nielicznej grupie małych producentów energii elektrycznej z OZE. W systemie zielonych certyfikatów trudno o inny efekt – branża tych producentów produkuje obecnie wg danych Urzędu Regulacji Energii ponad 1500 MW. Nieoficjalnie eksperci oceniają, że to jest nadprodukcja i nie bardzo jest możliwe znaleźć nabywcę na taki znaczący wolumen energii elektrycznej. Certyfikatów jest zbyt dużo. A jednocześnie w debacie pojawiły się opinie, że „ten wytwarzany prąd powinno państwo wykupywać” od małych przedsiębiorców, gdyż inaczej zbankrutują. Dostali od państwa koncesję – więc państwo odpowiada. Takie zderzenie: etatyzm i realia.

W rzeczowych wypowiedziach ponad 20 uczestników ( z prawie setki obecnych) wybrzmiewał ton osobistej porażki – zamiast zysku rosnące obciążenia: spłatą kredytu, znacznie po zmianie ustawy zwiększonym podatku od nieruchomości, koszty operacyjne, koszty pracy, ubezpieczenia. Straty przynoszą małe farmy wiatrowe, małe elektrownie wodne ( czasem łączone z młynami wodnymi), rolnicze biogazownie. Razem nie do udźwignięcia bez pomocy publicznej, czyli znowu państwa.

Na gorąco wnioski padały różne. Konieczna naprawa systemu zielonych certyfikatów – i kontrwniosek: system jest przestarzały, był potrzebny tylko dla wstępnego rozwoju OZE. Lepiej zbadać jak funkcjonuje rynek regulowany, na którym zaistniały OZE. Wprowadzić pomoc publiczną dla drobnych wytwórców energii elektrycznej z OZE, czyli wykup nadpodaży zamiast aukcji i certyfikatów. Ten ostatni wniosek racjonalnie skomentowała przedstawicielka URE dyrektor Katarzyna Szwed – jego zastosowanie wymagałoby notyfikacji w Brukseli. Wykup zwiększyłby także cenę prądu dla końcowego odbiorcy, a nie można go dodatkowo obciążać.

Poseł Ireneusz Zyska, szef Parlamentarnego Zespołu Górnictwa i Energii tym razem podjął temat szczególnie ważny dla zagrożonego. a licznego środowiska ekonomicznego. Szczęśliwie – przy dużym rozgoryczeniu uczestników obyło się bez polityzacji problemów bardzo trudnych, a dla niektórych ministerstw mocno niezręcznych. Nie można w warunkach rynku regulowanego przy nadprodukcji automatycznie dopuścić do bankructw wielu tysięcy drobnych przedsiębiorców. W warunkach rynkowych ryzyko podejmowania jakiejkolwiek działalności gospodarczej jest oczywiste. Rynek regulowany chroni przed ryzykiem, a nie chroni przed nadmiernym optymizmem. I to jest kolejny problem z OZE: brak rynku i jego praw.

Było kilka głosów przedsiębiorców, którym się udało. Ktoś skutecznie zaoferował na rynku ładowanie telefonów, ktoś sprzedał prąd do lokalnej sieci dyspozytorskiej. To jakieś światełko w tunelu, a przecież zaczyna się działalność klastrów energetycznych i spółdzielni energetycznych. Tu ceny będą wyższe niż za zielone certyfikaty. Pomoc państwa ograniczy się – mam nadzieję – do przygotowania dobrego prawa.