– Szczyt producentów ropy rozczarował rynek. W odpowiedzi na przedłużenie porozumienia naftowego baryłka zareagowała spadkiem wartości. Rodzi to istotne konsekwencje ekonomiczne i polityczne – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
25 maja kartel naftowy OPEC oraz 11 producentów, w tym Rosja, zdecydowało o przedłużeniu układu o ograniczeniu wydobycia o 1,8 mln baryłek dziennie, który miał skończyć się 30 czerwca. Informował o tym BiznesAlert.pl z siedziby OPEC w Wiedniu, gdzie znalazła się nasza dziennikarka.
Zostanie on przedłużony do końca marca 2018 roku. Porozumienie miało doprowadzić do trwałego podniesienia cen ropy. Rynek spodziewał się tego ruchu, więc nie wywołał on skokowego wzrostu cen. Natomiast najprawdopodobniej wśród inwestorów urosło oczekiwanie, że producenci zdecydują się na pogłębienie cięć, bo według sceptyków układu, samo utrzymanie obecnych ambicji nie wystarczy, aby ustabilizować ceny na wyższym poziomie w obliczu rosnącego wydobycia w USA.
Brent stracił w nocy 4,6 procent wartości i odbił się o 0,1 procent do 51,50 dolarów za baryłkę. Mieszanka WTI straciła 4,8 procent i do rana kolejne 2,8 procent. O 6.30 polskiego czasu Brent taniał i kosztował już 51,17 dolarów, podobnie jak WTI, które kosztowało 48,52 dolary. Była to sytuacja nietypowa w stosunku do reakcji rynku na plotki o przedłużeniu układu i wcześniejsze porozumienie o ograniczeniu wydobycia. Wcześniej rynek reagował entuzjastycznie i windował cenę ropy, a tym razem zareagował istotnym spadkiem. – To wygląda na typowy przykład mechanizmu „kupuj plotkę, sprzedawaj fakty” – mówi Reutersowi analityk Rivkin Securities z Sydney, James Woods.
Chociaż Arabia Saudyjska i Rosja demonstrują optymizm po osiągnięciu przedłużenia układu, to rosnące wydobycie w USA może doprowadzić do tego, że jego udziałowcy mogą przestać wypełniać deklarowane cięcia. Warto przypomnieć, że Rosjanie wywiązali się z deklaracji dopiero w kwietniu tego roku, po 4 miesiącach obowiązywania układu. Rosnąca konkurencja z USA będzie kusić producentów, by porzucić regulowane ograniczenia na korzyść masowego wydobycie, które pozwoliłoby walczyć o udziały rynkowe.
Taką strategię prowadziła przed kryzysem cen ropy w połowie 2014 roku Arabia Saudyjska, co opisywałem na BiznesAlert.pl. Nie pozwoliło to osiągnąć porozumienia naftowego w listopadzie 2014 roku, pomimo coraz niższej ceny baryłki. Jednak wraz z pogarszającą się sytuacją gospodarczą Arabia zdecydowała się na ręczne regulowanie ceny z sojusznikami z OPEC. W grudniu 2015 roku podpisano porozumienie na okres styczeń-czerwiec 2017.
Jak informował BiznesAlert.pl, zakończenie układu w marcu 2018 roku może wywołać efekt jojo i według Bloomberga doprowadzić cenę baryłki do poziomu nawet 30 dolarów. Alternatywa to kontynuowanie cięć i ewentualne zwiększanie ich poziomu. To jednak otwiera drogę amerykańskim producentom, których nie wiążą żadne ograniczenia poza rynkowymi, do podboju rynku światowego. To właśnie ze względu na przewidywania znaczącej nadpodaży po marcu 2018 roku, optymizm inwestorów wobec porozumienia naftowego prysł. Do tej pory reagowali na każdy komunikat o układzie emocjonalnie, co windowało cenę surowca.
Analitycy Wood Mackenzie dowodzą, że przedłużenie porozumienia naftowego może wesprzeć wzrost wydobycia ropy w USA. W 2018 roku zapasy ropy na świecie mają rosnąć o 600 tysięcy baryłek dziennie w pierwszym kwartale i po 500 tysięcy w każdym następnym. Okazuje się zatem, że to, co miało być szybką i jednorazową interwencją w celu zwalczenia kryzysu ropy naftowej, może stać się stałym elementem krajobrazu na rynku ropy naftowej, który coraz mniej emocjonuje, a zatem ma coraz mniejszy wpływ na ceny surowca. Czasy drogiej ropy minęły bezpowrotnie, a ręczne sterowanie petrostates z i spoza OPEC nie zgasi przedsiębiorczości rewolucji łupkowej, która jest odpowiedzialna za te zmiany.
Warto także przypomnieć, że prezydent USA ma w ręku polityczny oręż, który może dodatkowo obniżyć cenę ropy, czyli rezerwy strategiczne, o których częściową sprzedaż zawnioskował w projekcie budżetu. Jednocześnie Amerykanie osiągnęli porozumienie z Arabią Saudyjską o współpracy na rzecz zwiększenia efektywności sektora naftowego i zmniejszenia zależności saudyjskiej gospodarki od ropy. Być może oznacza to, że Waszyngton chce przygotować sojusznika na nową rzeczywistość, w której tradycyjnym petrostates, czyli krajom uzależnionym od sprzedaży ropy, będzie trudno się odnaleźć.
Oznacza to istotne wyzwanie dla Rosji. Poparcie tego kraju dla przedłużenia układu do marca 2018 roku mogło mieć związek ze zbliżającymi się wyborami prezydenckimi. Rosja to typowe petrostate uzależnione od przychodów ze sprzedaży węglowodorów. Jeżeli cena ropy pozostanie niska, będzie mieć wpływ na kondycję tamtejszej gospodarki, a co za tym idzie na popularność prezydenta Władimira Putina. Budżet został w tym roku zaplanowany na 40 dolarów za baryłkę. Nie wiadomo, czy wystarczy to, aby Putin poradził sobie z czynnikiem taniej ropy w okresie wyborczym.