Wstępne wyniki wyborów parlamentarnych w Niemczech pokazują zwycięstwo partii kanclerz Angeli Merkel, która będzie rządzić krajem czwartą kadencję. Widoczny jest także pochód populistów i porażka socjalistów. Brak postkomunistów w koalicji to szansa na blokadę Nord Stream 2, na którą liczy Polska, ale nie na odwrót od transformacji energetycznej – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Pochód populistów
Z sondażu exit poll wynika, że CDU/CSU kanclerz Merkel pozyskało 32,8 procent głosów (o 8,7 procent mniej niż w poprzednim parlamencie), socjaliści z SPD – 20,4 procent (-5,3 procent), populiści AfD – 13 procent (o 8,3 procent więcej), liberałowie z FDP – 10,7 procent (plus 5,9 procent), lewica z Die Linke 9,1 procent (+0,5 procent), a Zieloni 9 procent (+0,6 procent).
Szansa na Jamajkę
Widać zatem osłabienie frakcji konserwatywnej i socjalistów, czyli autorów Wielkiej Koalicji rządzącej w ostatnich latach Niemcami. Głosy odeszły w stronę faszyzującego Alternative fur Deutschland i liberałów z FDP. Jako, że populiści są objęci ogólnonarodowym ostracyzmem, prawdopodobnie nie zostaną wpuszczeni do koalicji. Tymczasem SPD uznało wynik za porażkę i zadeklarowało już, że nie wejdzie do koalicji rządzącej. Oznacza to koniec Wielkiej Koalicji i możliwość stworzenia sojuszu, na który liczyła Polska, czyli tak zwanej Jamajki: przymierza konserwatystów, liberałów i Zielonych.
Warunkiem budowy koalicji będzie jednak rozstrzygnięcie kluczowych sporów programowych. Podstawowy dotyczy zwrotu energetycznego, czyli Energiewende. Nie chodzi jednak o jego zasadność, bo tę kwestionuje jedynie AfD objęte ostracyzmem. Spór będzie dotyczył tempa zmian w niemieckiej energetyce. Konserwatyści i liberałowie z dużą częstotliwością apelowali o „urynkowienie” Energiewende. Tymczasem Zieloni pryncypialnie obstają przy jak najszybszej zmianie. Oś sporu może przebiegać wokół kluczowych postulatów: wyznaczenia terminu odejścia od węgla w Niemczech oraz wprowadzenia zakazu wykorzystania silników spalinowych. Warto pamiętać, że to jednak SPD było głównym hamulcowym zmian w sektorze węgla, silnie obecnego we wschodnich Niemczech, czyli sercu elektoratu socjalistów. Być może bez nich będzie łatwiej o kompromis. Jeżeli strony dojdą do porozumienia, możliwa będzie koalicja zwana Jamajką.
Niewykluczone, że wtedy będzie możliwa bardziej elastyczna polityka w sprawie kluczowej dla Polski. Obecność SPD w Wielkiej Koalicji gwarantowała parasol ochronny dla współpracy energetycznej z Rosją przy projekcie Nord Stream 2, a szerzej dla kontynuacji ostpolitik osadzonej na tezie skompromitowanej na Krymie, że wchodzenie we współzależność gospodarczą z Rosją ucywilizuje jej politykę w krajach byłego Związku Sowieckiego. Wicekanclerz Sigmar Gabriel gwarantował na spotkaniu w Moskwie, że nie pozwoli Komisji Europejskiej na ingerencję w kontrowersyjną budowę gazociągu Nord Stream 2.
Tymczasem z frakcji Merkel płyną ostatnio coraz bardziej krytyczne głosy pod adresem tego przedsięwzięcia. Kosztuje on politycznie coraz więcej, a w Parlamencie Europejskim szef frakcji Europejskiej Partii Ludowej, Niemiec Mannfred Weber, zaapelował o blokadę przedsięwzięcia. To samo pisze Frankfurter Allgemeine Zeitung. Zieloni są przeciwni współpracy z reżimem Władimira Putina z powodu pryncypiów i poparcia dla OZE. Do przekonania pozostają liberałowie, którzy zachowują ambiwalentne stanowisko w tej sprawie. Być może będą jednak skłonni do ustępstw w zamian za rynkowe rozwiązania dla Energiewende, które z kolei poparliby ludzie Merkel.
Słabiej, ale bardziej ugodowo?
Z generalnego punktu widzenia wynik wyborów w Niemczech jest niekorzystny dla Europy, bo zmniejsza stabilność Berlina, który będzie rządzony przez słabszą koalicję. Patrząc z polskiego punktu widzenia, Jamajka może, ale nie musi być korzystna dla naszych interesów. Nie wiadomo też, czy taką koalicję uda się budować. Najmniej korzystny rezultat wyborów to pochód populistów z AfD, którzy zanotowali największy wzrost poparcia wśród partii startujących w głosowaniu.