Zazwyczaj mówi się, że zima zaskoczyła drogowców. Tym razem zaskoczy konsumentów węgla, zwłaszcza tych indywidualnych. Obawiam się, że antysmogowe plany rządu mogą więc legnąć w gruzach – pisze Karolina Baca-Pogorzelska z Dziennika Gazety Prawnej.
Sytuacja jest poważna. Chyba nikt już nie wątpi w to, że „czarne złoto” będzie, a raczej już jest towarem deficytowym. I nie jest to wina wyłącznie kłopotów wydobywczych Polskiej Grupy Górniczej, która jest największym w UE producentem węgla kamiennego. PGG zwiększa wydobycie i choć nie wykona planu 32 mln ton węgla na 2017 r., bo to po prostu niemożliwe, łata dziury jak potrafi. Tyle tylko, że PGG w pierwszej kolejności po prostu musi zaopatrzyć w węgiel państwową energetykę. Koncerny energetyczne kontrolowane przez Skarb Państwa wpakowały w PGG po kilkaset mln zł każdy i po prostu chcą mieć swój węgiel. Poza tym one wciąż – choć niby nieformalnie – mają zakaz importu węgla. Takiego zakazu nie mają prywatni czy samorządowi ciepłownicy, ale zagraniczni dostawcy też nie zawsze są w stanie sprostać ich wymaganiom. Barierą jest też cena – węgiel z PGG przy dzisiejszych cenach światowych jest po prostu tańszy.
Na krajowym rynku poza PGG węgiel dla energetyki produkują także Tauron Wydobycie i Bogdanka. Ten pierwszy jednak przede wszystkim na potrzeby Taurona, a ta druga zaspokaja dostawy elektrowni grupy Enea do której należy, czyli Kozienic i Połańca.
Dlatego odbiorcy indywidualni węgla są tu najuboższym krewnym, a ich potrzeby paliwowe zaspokajane są na końcu. Dlatego moim zdaniem problem smogu w tym roku może się nam odbić czkawką.
Dlaczego?
PGG wycofała z rynku indywidualnego część miałów. Brakuje też węgli grubych. Za chwilę, jeśli się uda rządowy plan, będziemy mieć przepisy o jakości paliw zakazujące kopalniom sprzedaży odbiorcom indywidualnym węgli najgorszej jakości, a więc mułów i flotokoncentratów. Sama PGG szacuje swój roczny wolumen ich produkcji na ok. 4 mln ton – to utrata przychodów ok. 600 mln zł rocznie. PGG ma problem, odbiorcy mają problem. Ale chcemy mieć w ten sposób czystsze powietrze, więc idea jak najbardziej słuszna. Tyle tylko, że mam nieodparte wrażenie, że jeżeli ludziom zabraknie taniego węgla, a tego nieco droższego po prostu nie ma, to czym będzie palił Kowalski? Odbiorcy indywidualni w Polsce zużywają rocznie średnio ok. 11 mln ton węgla. Dużo zważywszy na to, że krajowa produkcja w tym roku wyniesie ok. 65 mln ton.
Czym więc będą palić, gdy nie dostaną węgla, a zrobi się naprawdę zimno? Byle czym. Po prostu. Obawiam się, że w tym sezonie grzewczym zniknie nadpodaż śmieci i plastikowych butelek. Ale może to tylko moje czarnowidztwo… Oby. Bo w przeciwnym razie cały rządowy plan polityki antysmogowej po prostu weźmie w łeb.