Słowo „innowacyjność” jest odmieniane z innym nic nie znaczącymi terminami, jak „Gospodarka 4.0” czy „klastry energii” – pisze prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.
Słowo „innowacyjność” stało się zaklęciem powtarzanym jak mantra na każdym spotkaniu i konferencji. Coraz bardziej jest widoczne, że służy ono do przykrywania działalności pozornej pod którą kryje się skrzecząca rzeczywistość, w której Polska zajmuje dalekie miejsce wśród krajów opierających swój rozwój na naprawdę innowacyjnych gospodarkach [The Center for Data Innovation]. Słowo „innowacyjność” jest odmieniane z innym nic nie znaczącymi terminami, jak „Gospodarka 4.0” czy „klastry energii”. To, co dzieje się w energetyce zaczyna przypominać miałki merytorycznie wyścig reklamowych copywriterów, aby zaspokoić gusty niezbyt rozgarniętego klienta.
W szeregach „Innowacyjność” nie może zabraknąć nikogo. Dyscyplina w szeregach chyba większa niż kiedyś na pochodach „ku czci….”. Prześcigają się więc w innowacyjnościach: firmy energetyczne, informatyczne, samorządy i nawet chemiczne mające przed sobą niezbyt wesołą przyszłość, jak GK Azoty – ze względu na ceny surowca (gazu) w USA, gdzie są one prawie dwukrotnie niższego od tych w Europie. GK Azoty innowacyjnie wkraczają w XIX wiek, kiedy opracowano technologię zgazowania węgla, która nigdy nie przynosiła zysków. Ostatnio taką instalację ze stratą 4 mld USD zamknięto w USA z komentarzem, że gdyby nawet węgiel był za darmo, a nie jest, to i tak nie opłaca się jego zgazowanie.
Inne firmy energetyczne, od elektroenergetycznych do gazowych, tworzą specjalne centra innowacyjności, gdzie działalność mają rozpoczynać Start-up-y. Każdy kto zna historię rozwoju nauki i techniki, nawet w pobieżny sposób, wie, że 99 proc. nowych pomysłów, to pomysły często hochsztaplerskie, powstałe przy całkowitej nieznajomości podstawowych praw fizyki.
Na innowacyjność są przeznaczane duże pieniądze, również dlatego, że wśród ośrodków promocji innowacji nie ma odpowiednio doświadczonych osób, które w początkowej fazie mogliby wykrywać typowe humbugi i je odrzucać. Nie potrzeba aż tak dużego doświadczenie, potrzebne jest bardziej myślenie. We Wrocławiu na Dolnośląskim Kongresie Energetycznym reklamowany był Strat-up Taurona polegający na aplikacji komputerowej na iphone, pozwalającej jego właścicielowi sterować urządzeniami elektrycznymi, kiedy nie ma go w domu. Można byłoby oczywiście wcześniej zapytać, jakimi to urządzeniem elektrycznymi i po co ma sterować użytkownik mieszkania w czasie kiedy tego mieszkania nie użytkuje, albo ile będą kosztowały odbiorniki Fi-Wi na każdym urządzeniu, automatyczne przełączniki, ect, aby takie funkcje były możliwe i jakie przyniesie to oszczędności. Widać w Tauronie są tak zajęci wspieraniem innowacyjności, że nie mają czasu zapytać: A po co to?
Pomimo, że wzorowym krajem innowacyjności jest USA, nie wydaje się tam tak rozrzutnie pieniędzy jak w Polsce. Nikt nie dołoży centa do firmy, która obiecuje produkcję 1 mln samochodów elektrycznych mając kilka milionów złotych i od roku zajmującej się zabawnymi konkursami na rysunki samochodów.
Rozsądne wspieranie nowych pomysłów jest potrzebne szczególnie w takim kraju jak Polska, gdzie zasoby są ograniczone, a świadomość tego, że droga od pomysłu do produkcji wymaga wielu lat i dziesiątek miliardów złotych pieniędzy, a tych mamy mało.