PGE chce mieć udział w morskiej energetyce wiatrowej, o ile rozwinie się ona w przewidywalny sposób. Spółka traktuje to źródło energii jako jedną ze swoich dużych opcji strategicznych po 2020 roku. – Spodziewamy się, że morskie wiatraki stanieją jeszcze bardziej – powiedziała Monika Morawiecka, dyrektor departamentu strategii Polskiej Grupy Energetycznej.
– Polityka energetyczna Unii dąży do „zazielanienia”, a przynajmniej „odczarnienia”, naszego miksu energetycznego i ograniczenia emisji CO2 oraz zwiększenia udziału odnawialnych źródeł – mówiła Morawiecka podczas posiedzenia Parlamentarnego Zespołu ds. Energetyki Wiatrowej.
Tanie wiatraki
Nie zgodziła się z apelami branży wiatrowej, aby cele dotyczące udziału OZE w 2030 roku zwiększyć do 35 proc. – Uważam, że nie chodzi o to, aby narzucać sobie pewne rozwiązania, lecz by rozwijać technologie – powiedziała Morawiecka. Dodała, że koszty morskiej technologii wiatrowej „spadły dość wyraźnie i mają potencjał do dalszego spadku”.
– Kilka lat temu byłam przeciwna budowaniu wiatraków na morzu. Była to najdroższa technologia OZE. Wtedy usłyszałam od kolegi, że będzie problem z technologią wiatraków na lądzie, a te na morzu stanieją. Miał rację, bo w kwestii lądowych siłowni wiatrowych pojawia się problem m.in. społeczny, krajobrazowy. Takich problemów wiatraki na morzu nie mają. To jest ich bardzo duża zaleta, a przy tym bardzo mocno staniały. Spodziewamy się, że stanieją jeszcze bardziej – mówiła dyrektor departamentu strategii PGE.
Jak zaznaczyła podejście PGE do OZE było często negatywne, ale wynikało to z kosztów. – Jako odpowiedzialna firma, mająca 5 mln klientów i produkująca 40 proc. energii generowanej w Polsce chcemy, aby energia była przystępna cenowo zarówno dla odbiorcy końcowego w gospodarstwach domowych, jak i dla przemysłu. Jesteśmy krajem wysoce uprzemysłowionym, więc cena energii nie może być za wysoka. To był nasz główny wyznacznik tego, jak patrzymy na rozwój sektora. Chcemy, aby pod względem kosztów był efektywny – powiedziała.
Mniejsze emisje
Zdaniem Morawieckie niewykluczone jest, że nawet przy istotnym zwiększeniu udziału OZE w mikście energetyczny, system będzie nadal efektywny pod względem kosztów. – Dlatego właśnie PGE jako jedną ze swoich dużych opcji strategicznych na okres po 2020 roku widzi morską energetykę wiatrową – przekonywała.
Dodała, że PGE przywiązuje dużą uwagę do konwencjonalnych źródeł. – Kończymy elektrownię w Opolu, Turowie. Natomiast po 2020 roku morska energetyka wiatrowa jawi się jako duża inwestycja, która pozwoli nam jako firmie energetycznej zmienić swój miks. PGE jest jednym z najbardziej emisyjnych producentów w Europie. Jesteśmy największym producentem energii elektrycznej. Po przejęciu aktywów EDF Polska jesteśmy największymi producentami ciepła systemowego w Polsce i chcemy mieć bardzo dużo udziałów w rynku offshore jeśli się rozwinie tak, jak myślimy – powiedziała Morawiecka w trakcie posiedzenia zespołu.
Energia na żądanie
Jako wadę energetyki wiatrowej Morawiecka wskazała, że nie jest ,”produkowana na żądanie”. – Natomiast dobrze się prognozuje. Szczególnie z jedno- bądź dwudniowym wyprzedzeniem – powiedziała. Zaznaczyła, że jeżeli się sprawdzą prognozy najnowszych technologii wiatrowych to wykorzystanie mocy, czyli praca z możliwą pełną mocą na poziomie 50 proc. jest możliwa. – W 2017 roku średnia praca elektrowni opartej na węglu kamiennym w Polsce wynosi ok. 50 proc. w skali roku, ale nie z powodu braku paliwa, tylko z powodów ekonomicznych. To jest już powoli porównywalne źródło – podkreśliła.
– Duże bloki konwencjonalne też są lub mogą być problematyczne do wprowadzenia do systemu. W październiku mieliśmy dzień, w którym rezerwa w systemie spadła do ok. 700 MW, a to jest mniej, niż ma w tej chwili największy w systemie blok w Bełchatowie. To oznacza, że gdyby ten blok miał awarię, to doszłoby to black outu – powiedziała Morawiecka.