Gazprom odrzuca wyrok trybunału arbitrażowego na korzyść Ukrainy, nie realizuje umówionych dostaw. Ukraina sięga po dostawy z Polski. Gazprom zapowiada wypowiedzenie wszelkich umów z Naftogazem. Czy to nowa wojna gazowa? Czy wraca stary Gazprom? Mimo wszystko Rosjanie utrzymują swe działania w ryzach, co może im pozwolić na utrzymanie wiarygodności w zapowiadanych negocjacjach – pisze Wojciech Jakóbik, redaktor naczelny BiznesAlert.pl.
Dostawy gazu z Polski
Po niekorzystnym dla siebie wyroku sądu arbitrażowego Gazprom zapowiedział, że nie będzie realizował dostaw gazu na Ukrainę w marcu, o czym więcej w BiznesAlert.pl. Chodzi o kontrakty na dostawy i przesył gazu podpisane z Naftogaz w 2009 roku. Rosyjski Gazprom przegrał arbitraże w sprawie obu umów. 28 lutego trybunał arbitrażowy w Sztokholmie orzekeł. że Gazprom powinien zapłacić Naftogazowi 4,63 miliarda dolarów za niedobór dostaw gazu w ramach obowiązującej umowy tranzytowej, co prawdopodobnie rozsierdziło rosyjskiego giganta. Kijów uruchomił system wczesnego ostrzegania kryzysowego i zapowiedział, że może mu zabraknąć gazu. Jednocześnie poinformował, że Gazprom celowo nie zapewnia poziomu dostaw gwarantującego stabilność ukraińskiego systemu przesyłowego. Sytuację mogą poprawić dostawy z Unii Europejskiej, jak widać na przykład z Polski.
Kiedy mieszkańcy Europy przygotowywali się do kolejnego mroźnego weekendu, w godzinach popołudniowych polskie PGNiG ogłosiło, że zawarło z Naftogazem kontrakt na dostawy gazu na Ukrainę. Wolumen to 60 mln m sześc. na marzec, ale Polacy deklarują gotowość do zaoferowania więcej i przez dłuższy okres. Była to odpowiedź na trudną sytuację, w jakiej znalazła się Ukraina. Do ogłoszenia umowy doszło kilka godzin po zapewnieniach Gazpromu, że tylko on jest w stanie zapewnić szybkie dostawy niezbędne Ukrainie.
– Obecna sytuacja związana z dostawami gazu dowodzi, że nasza decyzja o dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia była słuszna. Dzięki partnerom z Polski, kolejna próba Moskwy mająca na celu wykorzystanie gazu jako broni politycznej przeciwko Ukrainie nie powiodła się. Mam nadzieję, że UE i rządy odpowiednich państw członkowskich wezmą tę sytuację pod uwagę przed podjęciem ostatecznej decyzji w sprawie Nord Stream 2 – skomentował dyrektor generalny Naftogazu Andriy Kobolyev.
Warto zaznaczyć, że dostawy od PGNiG odbywają się na mocy kontraktu handlowego. Należy oczekiwać, że ich interwencyjny charakter podniósł cenę umowy. Polacy nie ślą gazu za darmo, co sugerują już pierwsze komentarze w rosyjskojęzycznym Internecie.
Gazprom grozi zerwaniem umów
Nie trzeba było długo czekać na reakcję rosyjskiego Gazpromu. Jego prezes Aleksiej Miller wskazał, że wyrok arbitrażu w Sztokholmie był argumentowany „trudną sytuacją ekonomiczną Ukrainy”. Z tego względu rosyjska firma zadeklarowała, że nie będzie finansować poprawy sytuacji nad Dnieprem i przystępuje do „procedury wypowiadania wszystkich umów z Ukrainą”. Należy zwrócić uwagę na prawniczą retorykę w wypowiedzi przedstawiciela Gazpromu.
– Gazprom jest zmuszony rozpocząć w sztokholmskim arbitrażu procedurę rozwiązania podpisanych z Naftogazem umów na dostawy i tranzyt gazu – powiedział cytowany przez BiznesAlert.pl prezes Miller. Deklaracja ta sugeruje, że pomimo groźnych komentarzy Rosjanie zamierzają działać w graniach prawa albo poza jego granicami w sposób trudny do udowodnienia.
Byłoby to potwierdzenie mojej tezy z tekstu o hybrydowej wojnie gazowej na Ukrainie. Rosjanie nauczeni gorzką lekcją dwóch wojen gazowych mogą być zainteresowani utrzymaniem wiarygodności w oczach partnerów na Zachodzie. Nowa, gorąca wojna gazowa na Ukrainie byłaby prezentem dla krytyków spornego projektu Nord Stream 2, którym ma płynąć gaz rosyjski na niekorzyść dostaw przez terytorium ukraińskie po 2019 roku. Moim zdaniem Gazprom raczej podbija stawkę przed rozmowami trójstronnymi z udziałem Ukrainy i Komisji Europejskiej, w które może zostać włączony temat utrzymania minimalnego poziomu dostaw przez Ukrainę, co w rozumieniu Gazpromu byłoby „rozwiązywaniem problemów gospodarczych Ukrainy” na jego koszt.