Polski biznes nabiera globalnego szlifu. Po powołaniu Polskiej Agencji Kosmicznej, zabieramy się za atom. Nasz miedziowy kombinat ma zamiar dostarczać uran do jądrowej siłowni – pisze Stanisław Koczot.
W spółce PGE EJ1, która chce wybudować elektrownię atomową, znalazło się kilku energetycznych potentatów. To pewniacy, których nieobecność w tak spektakularnym projekcie byłaby trudna do wytłumaczenia. Jest tam również KGHM, który z energetyką ma niewiele wspólnego, poza tym, że w swoich kopalniach zużywa gigantyczne ilości prądu.
Prezes KGHM, Herbert Wirth, zapewniał w wywiadzie dla Gazety Wyborczej, że żadna władza nie zmuszała go do udziału w atomowej spółce. To całkiem możliwe, bo KGHM ma własny interes, by wejść w jądrowy biznes.
Po pierwsze – przydadzą mu się udziały w elektrowni, która będzie produkowała tani prąd. Po drugie – KGHM zna się na geologii i wie, jak i gdzie wydobywać uran. Nie potrafi wprawdzie produkować prętów, ale z dostarczeniem koncentratu fluorowo-uranowego na pewno sobie poradzi. Już w lutym tego roku szefowie kombinatu informowali w Sejmie, że planują kupić złoża uranu w Kanadzie, Australii, Kazachstanie lub Namibii.
Wygląda na to, że z dostarczenie paliwa do atomowej siłowni nie będziemy mieli żadnych kłopotów. Możemy zrobić to sami, nie oglądając się na innych. Jedyny problem to rząd, który ciągle nie zdecydował, czy elektrownia atomowa powstanie, czy nie.
Źródło: Warsaw Enterprise Institute