Stępiński: Powrót ropociągu Odessa-Brody-Gdańsk?

0
28
Ropociąg Odessa-Brody-Gdańsk. Grafika: BiznesAlert.pl
Ropociąg Odessa-Brody-Gdańsk. Grafika: BiznesAlert.pl

Budowa ropociągu Brody-Adamowo, którym w przyszłości nad Wisłę mogłaby trafić ropa kaspijska, będzie kosztowała o ponad jedną czwartą mniej niż wstępnie szacowano. Czy otwiera się szansa na powrót do prawie zapomnianego projektu umożliwiającego dywersyfikację dostaw surowca do Polski? – pisze Piotr Stępiński, redaktor BiznesAlert.pl

Kosztowne plany

W ostatnim czasie wiele uwagi poświęcono kwestiom związanym z zapewnieniem możliwości pozyskiwania surowców energetycznych z alternatywnych źródeł i zmniejszenia tym samym zależności od dostaw z Rosji. W przypadku ropy naftowej jednym z elementów mogących przyczynić się do osiągnięcia tego celu była koncepcja budowy ropociągu Brody-Adamowo. To brakujący fragment Euroazjatyckiego Korytarza Transportu Ropy Naftowej, który mógłby zostać przedłużony do Płocka, a docelowo do Gdańska. Dzięki niemu państwa z regionu Morza Kaspijskiego miałyby szansę otrzymać dostęp do pewnej trasy dostaw surowca na rynek europejski, nowych klientów, a także zwiększą możliwości działania na nowych rynkach. Z drugiej strony Polska oraz pozostałe państwa regionu mogłyby mieć sposobność pozyskiwania surowca z zasobnych złóż kaspijskich.

W tym celu potrzeba 377 km rurociągu, z których 120 km ma przebiegać przez terytorium Ukrainy, a 257 km przez terytorium Polski. Pierwotnie projekt miał zostać zakończony w 2015 roku, dzięki czemu już w 2016 roku nad Wisłę miało trafiać do 10 mln ton azerskiej ropy. Niestety ze względu na brak woli politycznej i zapewnienia finansowania tej inwestycji, tempo jej realizacji znacząco zwolniło. Finalnie wart blisko 2 mld złotych projekt nie opuścił desek kreślarskich.

Jakóbik: Reanimacja Odessa-Brody-Gdańsk. Nowa wizja ma przywrócić sens inwestycji

Ropociąg Brody-Adamowo może być tańszy

Wydaje się jednak, że pojawiła się szansa na poprawę sytuacji. W rozmowie z agencją Trend prezes odpowiedzialnej za realizację projektu spółki MPR Sarmatia Siergiej Skrypka poinformował, że w wyniku aktualizacji studium koszt budowy ropociągu Brody (Ukraina) – Adamowo (Polska) spadł z 490 do 360 mln euro, czyli o ponad 25 procent. – To bardzo pozytywny impuls – przekonywał w wypowiedzi dla BiznesAlert.pl prezes Sarmatii.

Jego zdaniem pierwotne studium wykonalności wskazywało, że bez uzyskania dofinansowania w postaci grantu na poziomie ok. 120 mln euro projekt nie spinał się finansowo. – Okazało się jednak, że nie uda się nam uzyskać takich środków z funduszy unijnych. Stąd pojawiło się pytanie, czy jest sens realizacji tego projektu. Wyniki aktualizacji studium wykonalności świadczą o tym, że przy zmianie podejścia i optymalizacji parametrów, można wyjść na taki poziom finansowania wydatków, który pozwala na to, aby projekt był opłacalny ekonomicznie. Oczywiście przy założeniu odpowiedniego wolumenu przesyłu ropy i bez uzyskania finansowania w formie grantów. Pod tym względem, w perspektywie 25 lat ropociąg Brody-Adamowo staje się w pełni opłacalnym projektem – powiedział Skrypka. Dodał, że 30 procent kosztów powinni pokryć udziałowcy Sarmatii.

W listopadzie ubiegłego roku ropociąg Brody-Adamowo obok rozbudowy terminalu LNG w Świnoujściu, budowy gazociągu Baltic Pipe i połączeń gazowych ze Słowacją, Czechami i Litwą znalazł się na opublikowanej przez Komisję Europejską liście projektów energetycznych o znaczeniu wspólnotowym (PCI). To oznacza, że projekt Brody-Adamowo ma prawo aplikować o dofinansowanie z Europejskiego Funduszu Inwestycji Strategicznych, co dodatkowo może wpłynąć na atrakcyjność tego projektu.

– Na pewno będziemy ubiegać się o te środki. Są to środki zwrotne udzielane w postaci kredytu, który później trzeba spłacić. Warunki na których udzielane są te pożyczki są atrakcyjne – stwierdził rozmówca BiznesAlert.pl.

Przypomniał, że prace nad projektem cały czas trwają. – Wpisanie ropociągu Brody-Adamowo na listę projektów strategicznych Wspólnoty Energetycznej pokazuje, że z punktu bezpieczeństwa energetycznego jest to priorytetowa inwestycja. Umożliwia stworzenie alternatywnej trasy dla dostaw kaspijskiej ropy do odbiorców w Europie, a przede wszystkim w Polsce. Przed nami bardzo poważna runda rozmów. Przede wszystkim z naszymi udziałowcami, ale to powinny być również prowadzone dyskusje na poziomie rządowym – mówił.

Ponadto nadal nie udało się dojść do etapu wykupu gruntów pod inwestycję. – W tym roku zakończona została aktualizacja studium wykonalności projektu, która jest bardzo pozytywna dla projektu. Mam nadzieję, że te wyniki będą podstawą dla podjęcia przez naszych udziałowców oraz przez państwa, które biorą udział w projekcie, dalszych kroków – powiedział prezes Sarmatii.

Pytany o to, czy są prowadzone rozmowy z potencjalnymi odbiorcami surowca, który miałby popłynąć nowym rurociągiem stwierdził, że Sarmatia nie ma możliwości prowadzenia takich rozmów. – Spółka będzie odpowiedzialna za realizację projektu oraz mam nadzieję, za eksploatację przyszłej infrastruktury. Nie jest podmiotem, który ma możliwość zaoferowania surowca – mówił.

Ropociąg nadal w grze

Właśnie problem z zainteresowaniem potencjalnymi odbiorcami ropy oprócz wspomnianych wcześniej kwestii był czynnikiem, który utrudniał realizację projektu. Nie należy zapominać, że również państwa kaspijskie muszą wyrazić zainteresowanie projektem i zapewnić odpowiedni wolumen dostaw. Mimo to w październiku ubiegłego roku wiceprezes PERN (spółka posiada 28,79% udziałów w Sarmatii – przyp. red.) Rafał Miland stwierdził, że spółka nie przekreśla tego projektu, czego dowodem jest podniesienie kapitału zakładowego. – Ten projekt cały czas ma szansę na realizację – mówił.

Warto zauważyć, że w Adamowie, dokąd miałby biec ropociąg, znajdują się magazyny PERN zasilane surowcem dostarczanym z kierunku wschodniego. Następnie ropa trafiłaby do należących do PKN Orlen i Lotosu rafinerii, ale również do instalacji w Niemczech – PCK Schwedt i Mider Spergau. Teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, aby do bazy magazynowej PERN w przyszłości trafiał surowiec znad Morza Kaspijskiego. Stanowiłoby to kolejny krok w zmniejszeniu uzależnienia się od dostaw rosyjskiej ropy. Dzięki obecnie posiadanej w Polsce infrastrukturze, m.in. naftoportowi w Gdańsku, mamy możliwość sprowadzenia surowca z dowolnego miejsca na świecie. Przy czym jego wolumen jest nieporównywalnie mniejszy od tego, jaki oferowany jest w dostawach rurociągowych. Poza tym czas dostarczenia takich dostaw jest znacznie krótszy niż w przypadku tych realizowanych tankowcami. Przedstawiciele PKN Orlen wielokrotnie podkreślali, że spółka jest otwarta na możliwość dywersyfikacji źródeł dostaw ropy.

Jednocześnie zastrzegli, iż zaangażowanie koncernu w ten projekt będzie uzależnione od jego opłacalności ekonomicznej. W listopadzie ubiegłego roku w rozmowie z portalem BiznesAlert.pl przedstawiciele biura prasowego zapytani o zainteresowanie koncernu odbiorem ropy wspomnianą trasą stwierdzili, że spółka dąży do zapewnienia stabilnych dostaw surowca do rafinerii koncernu i rozważa różne opcje. – Mając na uwadze pojawiające się możliwości na rynku ropy naftowej, PKN Orlen nie wyklucza pozyskania surowca w przyszłości z innych kierunków oraz z wykorzystaniem alternatyw logistycznych. Trudno jednak odnieść się do projektu, który jest na etapie koncepcyjnym i brakuje dokładnych danych, które pozwoliłby na jego ocenę – poinformowała spółka.

Stępiński: Orlen dołącza do PGNiG na Ukrainie. Chwytanie okazji czy drugie dno?

Trudno się dziwić ostrożności w podejściu do projektu w sytuacji, gdy o budowie magistrali mówi się niewiele, a właściwie wcale. Optymizm może wnieść informacja o możliwości obniżenia kosztów projektu, co może przekonać z jednej strony potencjalnych inwestorów do budowy ropociągu, a z drugiej klientów do zakupu surowca, który miałby być nim przesyłany. Budowa ropociągu byłaby ciekawą opcją dla PKN Orlen i Grupy LOTOS, ponieważ mogłaby uzupełnić portfel potencjalnych dostawców, a tym samym podnieść wskaźniki przetwórstwa ropy spoza Rosji. Niemniej jednak sam optymizm nie wystarczy, aby kaspijska ropa trafiła rurociągiem nad Wisłę. Projekt wymagałby większego wsparcia politycznego w Polsce i na Ukrainie. Temat budowy ropociągu powinien pojawić się na agendzie rozmów dwustronnych, podobnie jak realizacja projektu połączenia gazowego między obydwoma krajami. Pojawiła się szansa. Czy inwestorzy i klienci z niej skorzystają?