Gospodarka to system naczyń połączonych. Jeśli w jednej dziedzinie źle się dzieje, ma to wpływ na pozostałe dziedziny. Zwłaszcza, jeśli kuleje ekonomiczny krwiobieg jakim jest produkcja energii elektrycznej. Zapowiadane podwyżki cen energii są niestety zapowiedzią poważnych problemów, do jakich w końcu dojść musiało, gdy przez dziesiątki lat strategia rozwoju sektora podporządkowana jest względom politycznym, będąc wypadkową walki grup interesu, zaś interes społeczny był na dalekim miejscu. Politycy udają teraz zdziwienie i oburzenie, zrzucając winę na politykę klimatyczną UE, odwracając uwagę od własnych błędów i zaniechań, podejmowania politycznie wygodnych, lecz bardzo złych dla społeczeństwa decyzji. Takich jak ta o likwidacji EJŻ Żarnowiec w roku 1990, i nie podjęcia programu rozwoju źródeł bez-emisyjnych przez kolejne dziesiątki lat. Filozofia „jakoś to będzie” zwyciężała – pisze Jerzy Lipka, przewodniczący Obywatelskiego Ruchu na Rzecz Energetyki Jądrowej.
Ostatnie zapowiedzi radykalnych podwyżek cen, były już od jakiegoś czasu oczekiwane. Już wcześniej wielu ekspertów wskazywało na starzejącą się infrastrukturę wytwórczą i przesyłową, brak niezbędnej dywersyfikacji źródeł wytwarzania, patologiczny proces decyzyjny. To co może ewentualnie zaskakiwać przy obecnych podwyżkach, to ich wysokość. Na giełdzie ceny energii wzrosły bowiem o 70%. Oficjalne podawane przyczyny to wzrost cen węgla, oraz wzrost cen uprawnień do emisji CO2. Bez wątpienia mają one wpływ na koszt produkcji energii, lecz jest to uproszczenie i spłycenie problemu. Pytanie bowiem brzmi, dlaczego choć od przyjęcia naszego kraju do Unii Europejskiej upłynęło 14 lat, struktura wytwarzania energii w zasadzie pozostaje niezmieniona, opierając się nieomal wyłącznie na węglu? Jeśli nie liczyć bardzo niestabilnych źródeł OZE (nie są w stanie, jak pokazuje praktyka niemiecka, wpłynąć na obniżenie cen energii, wręcz przeciwnie). Same one generują duże koszty wynikające właśnie z niestabilnej ich pracy i konieczności zapewnienia energii „zastępczej” gdy przestaje wiać lub świecić słońce. To właśnie Niemcy i podobnie stawiająca na OZE Dania są przykładami krajów o najwyższych cenach energii dla odbiorców indywidualnych. Z kolei energia produkowana w sposób emisyjny (węgiel, gaz, mazut) również będzie wytwarzana coraz drożej, z uwagi na ceny surowca i drożejące uprawnienia do emisji CO2. Ale o tym, że tak będzie, wiadomo było nie od dziś, stąd zdziwienie i „święte” oburzenie polityków na podobną sytuację jest hipokryzją, próbą odwrócenia uwagi od własnych zaniechań, zwykłego politycznego tchórzostwa. Własnych i ewentualnie bardzo podobnych działań (braku działań jak ktoś woli) swoich poprzedników.
Źródła, które mogłyby Polsce zapewnić energię bez emisji i po akceptowalnych cenach, to energetyka jądrowa i ewentualnie wodna. Jeśli chodzi o pierwszą, to po likwidacji polskiego programu jądrowego z końca lat 80 tych, w tym zniszczenia wybudowanej w 40% EJŻ Żarnowiec, prace wznowiono w roku 2009, gdy powołana została do życia spółka PGE EJ1. Pisząc „prace wznowiono” przesadziłem nieco, bo od czasu powołania spółki do dziś, zrobiono niewiele. Jest to częściowo wina wcześniejszych zarządów PGE EJ1, lecz nie tego obecnego który realizuje badania środowiskowe, nie mając zgody politycznej na rozpisanie przetargu na wybór technologii. W międzyczasie zmarnowano bardziej sprzyjającą koniunkturę, gdy przecież rząd PO-PSL przyjął Polski Program Energetyki Jądrowej do realizacji na Radzie Ministrów, co nastąpiło 28 stycznia 2014 roku. Zabrakło jednak odpowiedniego nadzoru nad spółką, która miała notoryczne opóźnienia, a datę oddania do użytku pierwszego bloku systematycznie odkładano w czasie. Szczególnie duże opóźnienie zanotowano po rozwiązaniu umowy ze spółką australijską Worley Person. Realizowała ona badania środowiskowe, konieczne do wydania decyzji lokalizacyjnej. Wybory w 2015 wykazały ewidentny brak woli politycznej do realizacji projektu. Kolejny rząd do dziś nie wydał pozytywnej decyzji dla realizacji inwestycji w nowej opracowanej przez Min Energii formule, marnując czas. Każdy rok opóźnienia oddania do użytku bloków elektrowni, to w obecnych warunkach miliardowe straty dla gospodarki i społeczeństwa.
Podobnie jest z energetyką wodną. Istnieje ona w formie szczątkowej, dostarczając zaledwie między 1 i 2 % całej wyprodukowanej energii. Od dawna nie realizuje się tu większych inwestycji. Dlaczego? Bo nie istnieje żadne silne zorganizowane lobby które stałoby za tym. A jak pokazuje polska ponura, pełna patologii energetyczna rzeczywistość, szanse na taką realizację mają jedynie projekty przez lobbystów popierane. Farmy wiatrowe, kolejno budowane w różnych miejscach, nawet przy bardzo słabych warunkach wietrznych. Też kolejne bloki węglowe, w Opolu, Kozienicach, Ostrołęce, czy Turowie. Owszem, dadzą one zarobić branżowym grupom interesu lecz na pewno nie są w stanie dać społeczeństwu ekologicznie czystej względnie taniej energii, jaką dałyby źródła nie mające zorganizowanego wsparcia politycznego w Polsce. Niestety, za dużo jest w polskiej energetyce polityki!
I jeszcze jedno. Politycy w Polsce utyskują na Nordstream II, że jest sprzeczne z naszym interesem i Racją Stanu. Zapewne tak. Lecz jeszcze bardziej z tą Racją Stanu sprzeczne jest zwiększanie uzależnienia naszego kraju od masowego importu gazu z zagranicy, co jest nieuniknione przy intensywnym rozwoju energetyki wiatrowej i słonecznej. Dla ich wsparcia źródła gazowe są niezbędne. Energia z nich zaś jest droga, trzeba dodać, że gaz sprowadzany z USA czy Norwegii bynajmniej nie będzie tańszy od rosyjskiego. Pomysły zaś, że USA w razie wojny będą bronić zdecydowanie naszego kraju tylko z tego powodu, że dajemy im zarobić na imporcie właśnie od nich wielkich ilości gazu są naiwne, co najmniej tak samo, jak sojusz z Anglią i Francją w 1939 roku. Nikt o Polskę nie będzie bowiem toczył atomowej wojny, która musiałaby się zakończyć zniszczeniem głównych miast amerykańskich i stratami wśród ludności nieporównywalnymi z żadną inną apokalipsą. To w razie zwycięstwa oczywiście.
Gaz rosyjski kupujemy po cenach najwyższych w Europie, stąd dywersyfikacja jego dostaw jest konieczna, ale zwiększanie uzależnienia całej naszej gospodarki od tego surowca to już działanie ewidentnie sprzeczne z Polską Racją Stanu. Uzależnianie polskiej energetyki od importowanego gazu, czy coraz większego importu węgla po sztucznym zwiększeniu popytu na niego przez budowę coraz to nowych bloków na ten surowiec, jest stopniową utratą energetycznej niezależności. Dodajmy, że ten węgiel pochodzi głównie z Rosji. Brak przyjęcia do tej pory przez rząd jednoznacznej energetycznej strategii proponowanej przez Min Energii, tylko ułatwia działanie grupom interesu tego sektora. Strategii, która pozwoliłaby na rozwój w Polsce też i takiej energetyki, którą lobbyści do tej pory intensywnie zwalczali, jako konkurencję dla swoich źródeł, czyli także energetyki jądrowej. Z lobbystami nie da się dojść do porozumienia na tej samej zasadzie, jak z osiedlowym sklepikarzem, który do tej pory miał monopol, teraz ma w perspektywie powstanie drugiego konkurencyjnego sklepu. On zawsze będzie przeciw i będzie wynajdował tysiące powodów, by taki drugi sklep mu pod nosem nie powstał. Tymczasem siłą energetyki jest jej zróżnicowanie a nie żaden monolit.
Obecna indolencja w energetyce jednak będzie natrafiała na coraz większe problemy, o których media głównego nurtu milczą. Podwyżki cen energii, i to podwyżki wysokie, muszą jednak wywołać społeczne niezadowolenie, co oczywiście rządzącym sprawi problem przed wyborami. Możliwości złagodzenia ich są ograniczone przy skali problemów strukturalnych, z którymi mamy do czynienia. Dochodzi do tego ostatnie ustępstwo wobec górniczych związków zawodowych, odroczenia w czasie obostrzeń co do jakości spalanego w Polsce węgla. To grozi bardzo wysokimi karami unijnymi za stan powietrza. I przedłużeniem obecnej sytuacji wszechobecnego smogu i smrodu w sezonie grzewczym. Obciążane jest tu Ministerstwo Energii, lecz prawdziwą odpowiedzialność ponoszą najwyższe czynniki polityczne w państwie. Wszak ideologia i dogmat, że interes górnictwa i branży wiatrowej ma iść zawsze przed interesem ogółu społeczeństwa, jest bliska stronnictwom głównego nurtu. Wszystko to wywoła bardzo niekorzystne skutki dla całej gospodarki, co musi w końcu doprowadzić i do politycznych konsekwencji. Nie mówiąc już nawet o tym, że przekreśli plan rozwoju Premiera Morawieckiego, który przy tak drogiej energii nie jest możliwy do zrealizowania. Droga energia to niekonkurencyjna gospodarka, to podwyżka cen praktycznie wszystkich towarów i usług. To brak inwestycji, bo ceny energii i jej dostępność mają poważny wpływ na inwestycyjne decyzje. Groźba blockoutów każdego upalnego lata, sprawy dodatkowo pogorszy.
Optymistyczne jest to, że w Min Energii ludzie, którzy jak do tej pory bezwarunkowo popierali masowe spalanie węgla, teraz przynajmniej dopuszczają możliwość powstania na północy kraju także elektrowni jądrowej. Mówię tu o Ministrach Tchórzewskim i Tobiszewskim. Świadczy to, że w resorcie wygrywa zdrowy rozsądek i Polska Racja Stanu przebija się. Tyle, że ich stanowisko nie musi być typowe dla górniczych central związkowych. Natomiast branża energetyki wiatrowej od dawna mocno krytykuje Ministra, i to głównie za umiarkowane poparcie dla polskiego atomu. No i poważne obawy i zaniepokojenie budzić musi postawa samego Premiera i jego najbliższego otoczenia, odkładających najważniejsze decyzje do spokojniejszych politycznie czasów. To odkładanie decyzji w przeszłości, kosztuje jednak już bardzo drogo.