icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Stępiński: Ukraina na krawędzi bankructwa. Czy oligarchowie wytrzymają sezon grzewczy?

KOMENTARZ

Piotr Stępiński

Współpracownik BiznesAlert.pl

Tocząca się na wschodzie Ukrainy wojna oprócz rosnącej liczby zabitych i rannych prowadzi do całkowitej destabilizacji sytuacji ekonomicznej. Potwierdzają to dane opublikowane przez tamtejsze Ministerstwo Gospodarki. Według obliczeń ukraińskie PKB w pierwszym półroczu spadło o 3% a do końca roku może się skurczyć o 8-10%. Tendencje spadkowe można zaobserwować w eksporcie, który w porównaniu z zeszłym rokiem jest mniejszy o 19% i wiele wskazuje, że ta równia pochyła będzie trwać nadal. Na wartości traci także hrywna. Od początku roku do dnia dzisiejszego straciła ponad 50% na wartości zarówno w stosunku do dolara jak i do euro.

Prowadzona przez prezydenta Rosji Władimira Putina wyniszczająca polityka względem Ukrainy nie jest sumą przypadkowych decyzji lecz precyzyjnie przemyślaną strategią. Rosyjski prezydent czynnie wspierając działania separatystów w Donbasie doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia regionu dla tamtejszej gospodarki. Odpowiada on za 25% ukraińskiego eksportu, ma 16% udział w PKB a oraz zapewnia 13% wpływów fiskalnych z tytułu podatku VAT.

Wskutek prowadzonych działań zbrojnych nastąpił ogólny spadek produkcji ukraińskiego przemysłu o blisko 8%. W samym okręgu donieckim najbardziej ucierpiał przemysł lekki, który skurczył się blisko o 50%. Na uwagę zasługują problemy sektora metalurgicznego, który stracił blisko 20%. Prowadzony ostrzał największego w Europie konglomeratu koksochemicznego w Awdijewce doprowadził do przerwania produkcji koksu, który jest podstawowym surowcem w przemyśle metalurgicznym.

Na uwagę zasługuje także pogarszająca się kondycja ukraińskiego sektora energetycznego. W wyniku decyzji Kremla Ukraina została pozbawiona dostaw surowca zarówno bezpośrednio z Rosji jak i przez rewers z państw Unii Europejskiej. Zadziwiające jest stanowisko Naftohazu, który twierdzi, że nad Dnieprem gazu wystarczy. Zdaniem ukraińskiej spółki jest to możliwe o ile zostaną spełnione określone warunki. Po pierwsze dostawy rewersowe będą odbywały się na dotychczasowym poziomie 6,2 mld m3/rok. Po drugie wydobycie krajowe musi utrzymać się na poziomie ok. 10 mld m3/rok. Jednakże w zeszłym roku konsumpcja gazu ziemnego na Ukrainie wyniosła 50,5 mld m3 przy produkcji własnej na poziomie 21 mld m3 oraz zapasach w magazynach ok. 17 mld m3. Jak zauważają eksperci cytowani przez Puls Biznesu nawet przy założeniu, że konsumpcja wewnętrzna zostanie ograniczona o 12% i osiągnie poziom 45 mld m3 to nad Dnieprem zabraknie ok. 6-7 mld m3 oraz dodatkowych 5-6 mld m3 na zapewnienie przepustowości systemu. Rewers z UE pokryje tylko połowę deficytu. Szansą wydaje się podpisany na początku października kontrakt z norweskim Statoilem, który został określony jako rewolucyjny. Co nie zmienia faktu, że nieuzasadnionym wydaje się bronienie tezy, że Ukraina jest zabezpieczona energetycznie. Jedynym wyjściem wydaje się, kolejne podniesienie ceny gazu dla odbiorców wewnętrznych co może spowodować masowe protesty w zrujnowanym gospodarczo państwie. Co więcej spirala paradoksu zaczęła się nakręcać i póki co nie widać jej końca. W lipcu doszło do sytuacji, w której Naftohaz wstrzymał dostawy gazu dla 36 komunalnych spółek ciepłowniczych w całym kraju ze względu na nie uregulowanie przez nich należności sięgających bagatela 350 mln euro. Pytanie co się stanie jeżeli zapowiadane na 21 października rozmowy trójstronne w sprawie dostaw rosyjskiego gazu zakończą się niepowodzeniem? Należy przyjąć wielce prawdopodobny scenariusz, w którym Kijów będzie zmuszony do redukcji zużycia surowca o blisko 30% w nadchodzącym sezonie grzewczym. Jednakże w świetle przedstawionych przez Naftohaz danych Ukraińcy zużywają prawie tyle samo surowca co przed wstrzymaniem dostaw przed Gazprom. Co więcej wprowadzone 40% zmniejszenie zużycia gazu przez przemysł może okazać się nie wystarczające jeżeli o 10% nie spadanie konsumpcja surowca przez gospodarstwa domowe. Nałóżmy na to tragiczną sytuację finansową samego Naftohazu. W ostatnim czasie ukraiński koncern z tytułu zobowiązań wobec posiadaczy euroobligacji musiał zapłacić blisko 1,6 mld. Co ciekawe na ratunek pośpieszył Bank Centralny Ukrainy zapowiadając sprzedaż rezerw walutowych na rzecz uregulowania należności Naftohazu. A gdzie w tym wszystkim spłata 5,3 mld dolarów długu względem Gazpromu? W dodatku słabnąca hrywna powoduje wzrost deficytu samego Naftohazu, gdzie różnica między surowcem zakupionym w dolarach a przychodem w hrywnach wynosi 2,3 mld dolarów co stanowi ok. 6% PKB Ukrainy. Dochodzi do swoistego absurdu w sytuacji, w której ukraińska spółka kupuje gaz po horrendalnych cenach a sprzedaje po najniższych w Europie i generuje ogromne straty dla koncernu oraz gospodarki. Odbiorcy indywidualni do tej pory płacili tylko 20% ceny rynkowej (od maja podniesiono ceny o 50%), korzystając z subsydiów państwowych, które stanowią 7% ukraińskiego PKB generujący tym samym większy poziom deficytu budżetowego

W sytuacji zbliżającego się bankructwa Ukrainy ciekawą kwestią pozostaje reakcja tamtejszych oligarchów. Kryzys w Donbasie nadszarpnął ich finanse. Na dodatek premier Miedwiediew podpisał w ostatnim czasie rozporządzenie pozwalające na wprowadzenie ceł na towary z Ukrainy w przypadku wdrażania przez Kijów umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jeżeli zostaną zastosowane cła Ukraina może ponieść straty rzędu 3 mld euro rocznie. Tym faktem szczególnie dotknięty został potentat energetyczny oraz metalurgiczny Rinat Achmetow, który pozostał miliarderem na uchodźctwie. Lwia część jego aktywów znajduje się na terenie prowadzonych działań wojennych. Achmetow znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Według wyliczeń Bloomberga w konsekwencji wojny w Donbasie stracił on aż połowę swojego majątku blisko 12 mld dolarów. Działając w myśl zasady „tonący brzytwy się chwyta” podniósł uposażenia liczącym 300 tys. pracownikom o 20% a tym, którzy zdecydowali się na udział w patrolach milicji obiecał znaczące apanaże do pensji. Ponadto po aneksji półwyspu krymskiego Achmetow utracił możliwość korzystania z portu Sewastopolu a towary przez niego produkowane zostały skierowane do portu w Mariopolu, który ze względu na głębokość dna ogranicza transport. Co się stanie w przypadku kiedy Mariopol padnie łupem prorosyjskich separatystów?

Obecna sytuacja może doprowadzić do nowego rozdania w sferze wpływów oligarchów. Na znaczeniu może wzrosnąć pozycja Igora Kołomyjskiego, który jako jeden z nielicznych dorobił się majątku jeszcze w latach 80 bez większych powiązań z aparatem państwowym. Sukcesy odnosi także na niwie politycznej. Jako włodarz Dniepropietrowska doprowadził do stanu kiedy zarządzane przez niego miasto urosło do drugiego po Kijowie centrum decyzyjnego na Ukrainie oraz sercem operacji wojskowej prowadzonej w Donbasie . Jest także wrogiem Putina za swą działalność przeciwko separatystom za co rosyjska prokuratura wydała nakaz jego aresztowania oraz przejęła majątek znajdujący się na terenie Rosji.

Zmiana władzy w Kijowie nie zmieniła wpływu oligarchów na procesy gospodarcze oraz polityczne. Można zaryzykować stwierdzeniem, że w obecnej, trudnej sytuacji budżet oligarchów może okazać się budżetem całej Ukrainy. Póki co o sile gospodarki Kijowa nie będą stanowiły kredyty z Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy pomoc Unii Europejskiej lecz działania ukraińskich oligarchów. Na ile ich pieniądze będą wystarczające, na tyle upadek gospodarczy Ukrainy zostanie odroczony w czasie. Jednakże tego typu źródło finansowania może uschnąć i skąd wówczas brać środki?

Bez gruntownych reform i odejścia od korupcjogennych powiązań zmniejszenie obciążeń dla ukraińskiego budżetu jest niemożliwe. Czy wobec trudnych zmian oligarchom starczy wytrwałości? W mojej opinii trudno jest jednoznacznie udzielić odpowiedzi na tak stawiane pytanie. Obecne położenie ukraińskich oligarchów jest ściśle powiązane z problemami swoich rosyjskich odpowiedników oraz decyzjami Kremla. .Ich sytuacja jest zgoła odmienna niż za czasów Krawczuka, Kuczmy, Juszczenki czy Janukowycza. Wówczas powiązania z prorosyjską władzą przynosiły zyski. Teraz oligarchowie muszą walczyć o swoją pozycję, o swoje przetrwanie. Dlatego też wsparcie m.in. Achmetowa dla kijowskiego Majdanu nie było tylko walką o nową, lepszą Ukrainę ale walką o nowe możliwości. W trudnej sytuacji gospodarczej ukraińscy oligarchowie będą także zmuszeniu do łagodzenia emocji społeczeństwa, które najbardziej odczuwa skutki destabilizacji sytuacji w kraju. Oprócz niedogodności dnia codziennego administracja w Kijowie aby prowadzić dalsze pochłaniające dziennie 5 mln dolarów działania zbrojne nałożyła na obywateli dodatkowe obciążenia w postaci np. podatku wojskowego (1,5% dochodu) czy wyższych stawek akcyzowych. Magnaci energetyczni także otrzymali cios od Kijowa poprzez trzykrotne podniesienie podatku od wydobycia, przesyłu oraz sprzedaży gazu.

Przypomnijmy, że znaczące aktywa większości ukraińskich oligarchów znajdują się na terenie terytorium oddanego przez Kijów praktycznie na zawsze separatystom. Biznes jest twardą grą opartą na zyskach. Co w przypadku kiedy sankcje nie znikną a konflikt w Donbasie będzie trwał nadal? Zwycięży patriotyzm czy prosty rachunek ekonomiczny? Może się okazać, że w akcie desperacji oligarchowie związani z bliskim Kremlowi klanem donieckim zmienią ukraińską banderę na rosyjską a w ich miejsce przyjdą nowi. A może wbrew ekonomicznej logice wykrwawią się finansowo w zamian za hipotetyczną pomoc prezydenta Petro Poroszenki w odbudowę Donbasu po ustabilizowaniu sytuacji. Pytanie czy Achmetow i reszta będą mieli do czego wracać zwłaszcza, że Kijów nie śpieszy się z reformami w innych sferach.

Wobec powyższego trudno jest o jednoznaczną predykcję tego co zrobią miliarderzy znad Dniepru. Jedno jest pewne – ukraińska oligarchia bez względu na skład osobowy przetrwa gdyż bez niej Ukraina dawno wywiesiłaby białą flagę. Czas pokaże, gdzie znajduje się granica wytrzymałości oligarchów. Swoistym papierem lakmusowym może się okazać m.in. rozwój sytuacji w Donbasie i straty jakie przyniesie, efekty zapowiadanych na 21 października rozmów gazowych oraz sukcesy i porażki pozyskiwania zewnętrznych form finansowania przez rząd w Kijowie.

KOMENTARZ

Piotr Stępiński

Współpracownik BiznesAlert.pl

Tocząca się na wschodzie Ukrainy wojna oprócz rosnącej liczby zabitych i rannych prowadzi do całkowitej destabilizacji sytuacji ekonomicznej. Potwierdzają to dane opublikowane przez tamtejsze Ministerstwo Gospodarki. Według obliczeń ukraińskie PKB w pierwszym półroczu spadło o 3% a do końca roku może się skurczyć o 8-10%. Tendencje spadkowe można zaobserwować w eksporcie, który w porównaniu z zeszłym rokiem jest mniejszy o 19% i wiele wskazuje, że ta równia pochyła będzie trwać nadal. Na wartości traci także hrywna. Od początku roku do dnia dzisiejszego straciła ponad 50% na wartości zarówno w stosunku do dolara jak i do euro.

Prowadzona przez prezydenta Rosji Władimira Putina wyniszczająca polityka względem Ukrainy nie jest sumą przypadkowych decyzji lecz precyzyjnie przemyślaną strategią. Rosyjski prezydent czynnie wspierając działania separatystów w Donbasie doskonale zdaje sobie sprawę ze znaczenia regionu dla tamtejszej gospodarki. Odpowiada on za 25% ukraińskiego eksportu, ma 16% udział w PKB a oraz zapewnia 13% wpływów fiskalnych z tytułu podatku VAT.

Wskutek prowadzonych działań zbrojnych nastąpił ogólny spadek produkcji ukraińskiego przemysłu o blisko 8%. W samym okręgu donieckim najbardziej ucierpiał przemysł lekki, który skurczył się blisko o 50%. Na uwagę zasługują problemy sektora metalurgicznego, który stracił blisko 20%. Prowadzony ostrzał największego w Europie konglomeratu koksochemicznego w Awdijewce doprowadził do przerwania produkcji koksu, który jest podstawowym surowcem w przemyśle metalurgicznym.

Na uwagę zasługuje także pogarszająca się kondycja ukraińskiego sektora energetycznego. W wyniku decyzji Kremla Ukraina została pozbawiona dostaw surowca zarówno bezpośrednio z Rosji jak i przez rewers z państw Unii Europejskiej. Zadziwiające jest stanowisko Naftohazu, który twierdzi, że nad Dnieprem gazu wystarczy. Zdaniem ukraińskiej spółki jest to możliwe o ile zostaną spełnione określone warunki. Po pierwsze dostawy rewersowe będą odbywały się na dotychczasowym poziomie 6,2 mld m3/rok. Po drugie wydobycie krajowe musi utrzymać się na poziomie ok. 10 mld m3/rok. Jednakże w zeszłym roku konsumpcja gazu ziemnego na Ukrainie wyniosła 50,5 mld m3 przy produkcji własnej na poziomie 21 mld m3 oraz zapasach w magazynach ok. 17 mld m3. Jak zauważają eksperci cytowani przez Puls Biznesu nawet przy założeniu, że konsumpcja wewnętrzna zostanie ograniczona o 12% i osiągnie poziom 45 mld m3 to nad Dnieprem zabraknie ok. 6-7 mld m3 oraz dodatkowych 5-6 mld m3 na zapewnienie przepustowości systemu. Rewers z UE pokryje tylko połowę deficytu. Szansą wydaje się podpisany na początku października kontrakt z norweskim Statoilem, który został określony jako rewolucyjny. Co nie zmienia faktu, że nieuzasadnionym wydaje się bronienie tezy, że Ukraina jest zabezpieczona energetycznie. Jedynym wyjściem wydaje się, kolejne podniesienie ceny gazu dla odbiorców wewnętrznych co może spowodować masowe protesty w zrujnowanym gospodarczo państwie. Co więcej spirala paradoksu zaczęła się nakręcać i póki co nie widać jej końca. W lipcu doszło do sytuacji, w której Naftohaz wstrzymał dostawy gazu dla 36 komunalnych spółek ciepłowniczych w całym kraju ze względu na nie uregulowanie przez nich należności sięgających bagatela 350 mln euro. Pytanie co się stanie jeżeli zapowiadane na 21 października rozmowy trójstronne w sprawie dostaw rosyjskiego gazu zakończą się niepowodzeniem? Należy przyjąć wielce prawdopodobny scenariusz, w którym Kijów będzie zmuszony do redukcji zużycia surowca o blisko 30% w nadchodzącym sezonie grzewczym. Jednakże w świetle przedstawionych przez Naftohaz danych Ukraińcy zużywają prawie tyle samo surowca co przed wstrzymaniem dostaw przed Gazprom. Co więcej wprowadzone 40% zmniejszenie zużycia gazu przez przemysł może okazać się nie wystarczające jeżeli o 10% nie spadanie konsumpcja surowca przez gospodarstwa domowe. Nałóżmy na to tragiczną sytuację finansową samego Naftohazu. W ostatnim czasie ukraiński koncern z tytułu zobowiązań wobec posiadaczy euroobligacji musiał zapłacić blisko 1,6 mld. Co ciekawe na ratunek pośpieszył Bank Centralny Ukrainy zapowiadając sprzedaż rezerw walutowych na rzecz uregulowania należności Naftohazu. A gdzie w tym wszystkim spłata 5,3 mld dolarów długu względem Gazpromu? W dodatku słabnąca hrywna powoduje wzrost deficytu samego Naftohazu, gdzie różnica między surowcem zakupionym w dolarach a przychodem w hrywnach wynosi 2,3 mld dolarów co stanowi ok. 6% PKB Ukrainy. Dochodzi do swoistego absurdu w sytuacji, w której ukraińska spółka kupuje gaz po horrendalnych cenach a sprzedaje po najniższych w Europie i generuje ogromne straty dla koncernu oraz gospodarki. Odbiorcy indywidualni do tej pory płacili tylko 20% ceny rynkowej (od maja podniesiono ceny o 50%), korzystając z subsydiów państwowych, które stanowią 7% ukraińskiego PKB generujący tym samym większy poziom deficytu budżetowego

W sytuacji zbliżającego się bankructwa Ukrainy ciekawą kwestią pozostaje reakcja tamtejszych oligarchów. Kryzys w Donbasie nadszarpnął ich finanse. Na dodatek premier Miedwiediew podpisał w ostatnim czasie rozporządzenie pozwalające na wprowadzenie ceł na towary z Ukrainy w przypadku wdrażania przez Kijów umowy stowarzyszeniowej z Unią Europejską. Jeżeli zostaną zastosowane cła Ukraina może ponieść straty rzędu 3 mld euro rocznie. Tym faktem szczególnie dotknięty został potentat energetyczny oraz metalurgiczny Rinat Achmetow, który pozostał miliarderem na uchodźctwie. Lwia część jego aktywów znajduje się na terenie prowadzonych działań wojennych. Achmetow znalazł się w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Według wyliczeń Bloomberga w konsekwencji wojny w Donbasie stracił on aż połowę swojego majątku blisko 12 mld dolarów. Działając w myśl zasady „tonący brzytwy się chwyta” podniósł uposażenia liczącym 300 tys. pracownikom o 20% a tym, którzy zdecydowali się na udział w patrolach milicji obiecał znaczące apanaże do pensji. Ponadto po aneksji półwyspu krymskiego Achmetow utracił możliwość korzystania z portu Sewastopolu a towary przez niego produkowane zostały skierowane do portu w Mariopolu, który ze względu na głębokość dna ogranicza transport. Co się stanie w przypadku kiedy Mariopol padnie łupem prorosyjskich separatystów?

Obecna sytuacja może doprowadzić do nowego rozdania w sferze wpływów oligarchów. Na znaczeniu może wzrosnąć pozycja Igora Kołomyjskiego, który jako jeden z nielicznych dorobił się majątku jeszcze w latach 80 bez większych powiązań z aparatem państwowym. Sukcesy odnosi także na niwie politycznej. Jako włodarz Dniepropietrowska doprowadził do stanu kiedy zarządzane przez niego miasto urosło do drugiego po Kijowie centrum decyzyjnego na Ukrainie oraz sercem operacji wojskowej prowadzonej w Donbasie . Jest także wrogiem Putina za swą działalność przeciwko separatystom za co rosyjska prokuratura wydała nakaz jego aresztowania oraz przejęła majątek znajdujący się na terenie Rosji.

Zmiana władzy w Kijowie nie zmieniła wpływu oligarchów na procesy gospodarcze oraz polityczne. Można zaryzykować stwierdzeniem, że w obecnej, trudnej sytuacji budżet oligarchów może okazać się budżetem całej Ukrainy. Póki co o sile gospodarki Kijowa nie będą stanowiły kredyty z Międzynarodowego Funduszu Walutowego czy pomoc Unii Europejskiej lecz działania ukraińskich oligarchów. Na ile ich pieniądze będą wystarczające, na tyle upadek gospodarczy Ukrainy zostanie odroczony w czasie. Jednakże tego typu źródło finansowania może uschnąć i skąd wówczas brać środki?

Bez gruntownych reform i odejścia od korupcjogennych powiązań zmniejszenie obciążeń dla ukraińskiego budżetu jest niemożliwe. Czy wobec trudnych zmian oligarchom starczy wytrwałości? W mojej opinii trudno jest jednoznacznie udzielić odpowiedzi na tak stawiane pytanie. Obecne położenie ukraińskich oligarchów jest ściśle powiązane z problemami swoich rosyjskich odpowiedników oraz decyzjami Kremla. .Ich sytuacja jest zgoła odmienna niż za czasów Krawczuka, Kuczmy, Juszczenki czy Janukowycza. Wówczas powiązania z prorosyjską władzą przynosiły zyski. Teraz oligarchowie muszą walczyć o swoją pozycję, o swoje przetrwanie. Dlatego też wsparcie m.in. Achmetowa dla kijowskiego Majdanu nie było tylko walką o nową, lepszą Ukrainę ale walką o nowe możliwości. W trudnej sytuacji gospodarczej ukraińscy oligarchowie będą także zmuszeniu do łagodzenia emocji społeczeństwa, które najbardziej odczuwa skutki destabilizacji sytuacji w kraju. Oprócz niedogodności dnia codziennego administracja w Kijowie aby prowadzić dalsze pochłaniające dziennie 5 mln dolarów działania zbrojne nałożyła na obywateli dodatkowe obciążenia w postaci np. podatku wojskowego (1,5% dochodu) czy wyższych stawek akcyzowych. Magnaci energetyczni także otrzymali cios od Kijowa poprzez trzykrotne podniesienie podatku od wydobycia, przesyłu oraz sprzedaży gazu.

Przypomnijmy, że znaczące aktywa większości ukraińskich oligarchów znajdują się na terenie terytorium oddanego przez Kijów praktycznie na zawsze separatystom. Biznes jest twardą grą opartą na zyskach. Co w przypadku kiedy sankcje nie znikną a konflikt w Donbasie będzie trwał nadal? Zwycięży patriotyzm czy prosty rachunek ekonomiczny? Może się okazać, że w akcie desperacji oligarchowie związani z bliskim Kremlowi klanem donieckim zmienią ukraińską banderę na rosyjską a w ich miejsce przyjdą nowi. A może wbrew ekonomicznej logice wykrwawią się finansowo w zamian za hipotetyczną pomoc prezydenta Petro Poroszenki w odbudowę Donbasu po ustabilizowaniu sytuacji. Pytanie czy Achmetow i reszta będą mieli do czego wracać zwłaszcza, że Kijów nie śpieszy się z reformami w innych sferach.

Wobec powyższego trudno jest o jednoznaczną predykcję tego co zrobią miliarderzy znad Dniepru. Jedno jest pewne – ukraińska oligarchia bez względu na skład osobowy przetrwa gdyż bez niej Ukraina dawno wywiesiłaby białą flagę. Czas pokaże, gdzie znajduje się granica wytrzymałości oligarchów. Swoistym papierem lakmusowym może się okazać m.in. rozwój sytuacji w Donbasie i straty jakie przyniesie, efekty zapowiadanych na 21 października rozmów gazowych oraz sukcesy i porażki pozyskiwania zewnętrznych form finansowania przez rząd w Kijowie.

Najnowsze artykuły