Zdaniem prezesa Instytutu Energetyki Odnawialnej chaotyczne i nieprzemyślane interwencje w rynek OZE zagrażają branży. Najnowsza, czyli planowana kolejna zmiana w wysokości opłaty zastępczej, może teoretycznie spowodować chwilowy nieznaczny spadek cen energii dla odbiorców detalicznych, ale ostatecznie zemści się na całym rynku.
– Już poprzednie zmiany w opłacie zastępczej rozregulowały rynek. Pierwotny sposób jej określenia w ustawie był jedynym trwałym elementem na rynku, warunkującym tworzenie modeli biznesowych i finansowanie w energetyce odnawialnej, a w szczególności wiatrowej. Była to kotwica rozwoju OZE i wyznaczone przez ustawodawcę pole gry rynkowej – przypomniał Grzegorz Wiśniewski, prezes Instytutu Energetyki Odnawialnej.
– Przedsiębiorca mógł kalkulować sobie zyski w odniesieniu do pewnika – maksymalnej ceny zielonego certyfikatu ograniczonego jedynie relacją podaży i popytu określonego w tzw. Krajowym Planie Działań i doprecyzowanego w ustawie w perspektywie średnioterminowej. Pierwsze zmniejszenie wysokości opłaty zastępczej w 2016 roku, będące samo w sobie lekceważeniem prawa (popularnie określane jako Lex Energa), spowodowało naruszenie praw nabytych kilkunastu spółek, a sprawy skończyły się w wielu wypadkach w sądach.
Sawicki: Podatnik zapłaci za zieloną rewolucję Energi, która uderzy w wiatraki i banki
Jego zdaniem kolejne manipulacje opłatą zastępczą miały polegać na zmianach przepisów na korzyść biogazowni rolniczych, czyli najdroższego rodzaju energetyki, w 2017 roku. – Popełniono jednak błąd legislacyjny. Wbrew intencjom autorów zmian, którzy być może chcieli uniemożliwić szybki wzrost cen certyfikatów wraz ze zmniejszaniem ich nadpodaży, cena certyfikatów poszła w górę. To niechlujstwo legislacyjne nie tylko przyniosło efekt inny od zakładanego, ale pogłębiło chaos. Mechanizm świadectw pochodzenia, w pierwotnym założeniu rynkowy, tym samym od rynku zupełnie się odrywa, a jego funkcjonowanie zależy od aktualnych uwarunkowań politycznych – powiedział.
Wiśniewski komentuje także plany ministerstwa energii, które zamierza obniżyć opłatę zastępczą. – To mechaniczne ograniczenie rynku, z powodów czysto politycznych. To uderzenie siekierą w rynek. Z historii wynika zaś, że to recydywa. Takie ręczne sterowanie rynkiem energii elektrycznej i certyfikatów może skończyć się trwałymi podwyżkami cen hurtowych i jedynie chwilowym i nieznacznym wpływem na ceny dla odbiorców detalicznych. Ostatecznie jednak te koszty będą odczuwalne pośrednio lub bezpośrednio przez cały rynek. To niekończące się mącenie wody i przelewanie z pustego w próżne – ostrzegł nasz rozmówca.
Powiedział, że jego zdaniem zamieszanie wokół przepisów dla sektora OZE uderza przede wszystkim w inwestorów obciążonych kredytami i w banki, które mają problem z restrukturyzacją długów, szacowaniem ryzyka, a przez to także z udzielaniem pożyczek na nowe inwestycje w energetykę odnawialną. – W energetyce będzie teraz w ogóle trudno zbudować cokolwiek, a co dopiero OZE, które co rusz padają ofiarą chaotycznych ingerencji politycznych – zakończył prezes IEO.