KOMENTARZ
Teresa Wójcik
Redaktor BiznesAlert.pl
Kolejny akt protestów górniczych odbywa się w Jastrzębiu, z paleniem opon i salwami z broni gładkolufowej. JSW nie wymaga reanimacji, tak jak Kompania Węglowa. Powinna po prostu przygotować się na lata chude, żeby bez większych strat doczekać węglowej koniunktury.
Program na lata chude podobno w JSW jest, czemu więc pojawił się głęboki konflikt społeczny, który sądząc z przebiegu dwóch burzliwych demonstracji, nie wiele ma wspólnego z koncepcjami programu oszczędnościowego dla jastrzębskich kopalń. Niektórzy uważają, że w JSW zabrakło dialogu. Być może na to nałożyły się jakieś zamiary, jakieś gry polityczne, mamy przecież rok wyborczy. A seria demonstracji najpierw przeciwko groźbie likwidacji kopalń z Kompanii Węglowej, a zwłaszcza obecnie w Jastrzębiu to być może spontaniczny wybuch niezadowolenia społecznego świadomie wykorzystywany w jakiejś przedwyborczej intrydze. Także np. wewnątrz rządzącej koalicji. To temat na pogłębioną analizę polityczną.
Jedno jest oczywiste – w rządzie mamy chaos decyzyjny. Albo co najmniej głębokie pęknięcie. Przedstawię dwa przykłady pierwsze z brzegu. Po podpisaniu porozumienia ze związkami zawodowymi, premier Ewa Kopacz w TVN24 stwierdza, że restrukturyzacja kopalń to wcale nie znaczy likwidacja, a „zamykania nie będzie”. Tego samego dnia, zaraz potem, też w TVN24, wiceminister gospodarki Tomasz Tomczykiewicz zapewnia społeczeństwo, że nierentowne kopalnie będą „konsekwentnie zamykane”. W Sejmie w 72 godziny przepychana jest ustawa umożliwiającą szybką likwidację kopalń, a następnego dnia po jej uchwaleniu – pod presją zagrożenia wybuchem społecznym na całym Śląsku – dochodzi do porozumienia ze związkami zawodowymi, które zupełnie eliminują możliwość zamknięcia choćby jednej kopalni. Przynajmniej pozornie eliminują.
Na ulicach Jastrzębia wybucha wrzenie i wjeżdżają policyjne armatki wodne do jego studzenia. Bardziej skuteczna niż policja w uspakajaniu demonstracji okazała się wczoraj górnicza służba porządkowa Solidarności. Negocjacje rady nadzorczej i związkowców trwają nadal, tym razem z udziałem przedstawiciela właściciela większościowego, czyli ministerstwa skarbu państwa. I to w ministerstwie wczoraj nieoficjalnie mi powiedziano, że przedstawiciele związków górniczych są do negocjacji dobrze przygotowani. Wcale nie do stawiania roszczeń, tylko do udziału w stworzeniu programu oszczędnościowego dla JSW. Negocjacje dotyczą trudnej tematyki, ale związkowcy i zarząd wiele sobie wyjaśnili, jeśli chodzi o sytuację spółki i jej pracowników. Wysoki urzędnik ministerstwa mówi mi, że nie rozumie, dlaczego w JSW doszło do dramatycznego konfliktu. Dr Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, uważa, że zabrakło dialogu. To rozmowy ze stroną związkową pozwoliły rządowi Buzka na zamknięcie wielu nierentownych kopalń i realizację programu dobrowolnych odejść z górnictwa. „A było trudniej, bo tona węgla kosztowała wtedy 30 dol., nie jak teraz 60 dol.” – mówi Steinhoff.
Mediator – Longin Komołowski, wieloletni działacz związkowy, a potem wicepremier i kolega dr Steinhoffa, robi, co może, a może sporo. Nie wiem jednak, co zrobi z tak naprawdę jedynym postulatem związkowców: prezes JSW Jarosław Zagórowski musi odejść. Zagórowski nie uczestniczy w negocjacjach, choć jeśli pozostanie na stanowisku, będzie musiał realizować ich wynik. Ma opinię doskonałego specjalisty i menadżera. Trudno zrozumieć, dlaczego postanowił, jako kolejny polski szef odegrać rolę Lady Margaret Thatcher, pogromczyni związków zawodowych. Rola mu – jak poprzednikom – zupełnie nie wyszła.
Efekt jest taki, że o porozumienie ze związkami bez realizacji ich głównego postulatu będzie trudno. Jeszcze trudniej będzie dla rady nadzorczej odwołać obecnego prezesa. Tymczasem trwa strajk, a każdy dzień strajku to rujnowanie JSW. Jeden z członków rady nadzorczej (prosił o anonimowość) uważa, że jedyne wyjście z kryzysu w JSW, to złożenie przez Zagórowskiego rezygnacji w imię ratowania spółki, którą zarządza. Tylko dlaczego ma rezygnować jeden Zagórowski, skoro winnych wobec górnictwa jest więcej, a lista win jest długa?