Czy Polacy nie mówili prawdy o atomie, a Niemcy powinni zatrzymać jego budowę na wschód od Odry? Tak uważa część komentatorów niemieckich, którzy dążą do „europeizacji” sporu. Pisze o tym Aleksandra Fedorska, współpracowniczka BiznesAlert.pl.
W wersji internetowej niemieckiej gazety „Die Zeit” ukazał się artykuł ostrzegający przed polską elektrownią jądrową na wybrzeżu Bałtyku. Autor tekstu wychodzi z założenia, że polskie plany jądrowe będą związane z regionem Pomorza (Żarnowiec i Kopalino), co oznacza potencjalne zagrożenie dla mieszkańców przygranicznych regionów Niemiec. Die Zeit sugeruje, że w przypadku awarii elektrowni trzeba będzie ewakuować 1,8 milionów Niemców z ich miejsca zamieszkania na co najmniej rok
Cztery godziny przed tą publikacją w „Die Zeit” ukazał się, także online, artykuł Stevena Geyera z RND (Redaktionsnetzwerk Deutschland). Jest to sieć korespondentów, która tworzy treści o tematyce międzynarodowej i ogólnokrajowej. Publikowane są one w gazetach regionalnych i lokalnych, które utrzymują już tylko redakcje lokalne, a resztę materiałów kupują właśnie od RND. Geyer już we wstępie zwraca uwagę na to, że strona polska nie poinformowała Niemiec o swoich planach jądrowych, które będą realizowane 450 kilometrów od Berlina.
Die Zeit, i Steven Geyer powołują się na ekspertyzę pięciu ekspertów z dziedziny ochrony środowiska i energii jądrowej, związanych zawodowo ze szwajcarskimi uczelniami w Genewie i Lucernie. Podstawą badań były dane pogodowe z ostatnich trzech lat. Ekspertyza została zlecona przez niemiecką partię polityczną Zieloni, ale jej wyniki nie zostały oficjalnie autoryzowane przez żadną z wymienionych uczelni. Wynika z niej, że według 75 procent projekcji pogodowych to zachodni sąsiedzi Polski (nie są tu wymienione kraje, tylko mowa o Europejczykach), a nie Polacy byliby najbardziej zagrożeni radioaktywnym skażeniem w wypadku awarii. W najgorszym wariancie zwiększone promieniowanie dotknęłoby 4,5 miliona osób. Jeśli doszłoby do awarii na skalę podobną do tej w Fukushimie, co zresztą według Geyera nie jest prawdopodobne, skażenie dotknęłoby regiony na południe i na zachód od Berlina oraz północno-wschodnią część Hamburga.
Wyniki i konkluzje cytowanej ekspertyzy są zdaniem Geyer dowodem na to, że strona polska w kontakcie z biurem konwencji ESPOO nie mówiła prawdy, mówiąc, że plany jądrowe nie będą miały wpływu na kraje ościenne i dlatego niepotrzebna jest konsultacja ze stroną niemiecką ani konsultacje społeczne z mieszkańcami Niemiec.
Geyer pisze również o interwencji Austrii, która jako pierwsza sprzeciwiła się planom budowy polskiej elektrowni jądrowej. Jest to geograficznie kuriozalne, ale Geyer pisze, że także Austria byłaby narażona na skażenie radioaktywne. Jest to sprzeczne z wyżej wymienionymi kierunkami rozprzestrzeniania się radioaktywności, ale wpisuje się w dążenie do „europeizacji” sprawy. Mowa jest tu także o udokumentowanym prawie sąsiadów do współdecydowania. RND pisze, że niemieckie ministerstwo środowiska już wywiera za kulisami presję na ministerstwo gospodarki, aby zaczęło w tej sprawie działać. Dotychczas jednak bez efektu. Zieloni głośno sprzeciwiają się budowie elektrowni jądrowej w Polsce i chcą ją powstrzymać nie za pomocą konwencjonalnego dialogu, lecz poprzez wpływ na polskie społeczeństwo.
– Rząd federalny nie może powstrzymać szalonych polskich planów nuklearnych, ale może informować polskich obywateli i nalegać na jak najlepsze bezpieczeństwo elektrowni – powiedziała Sylvia Kotting-Uhl, przewodnicząca komisji ochrony środowiska w Bundestagu z ramienia partii Zielonych cytowana przez BiznesAlert.pl.