KOMENTARZ
Dr inż. Andrzej Strupczewski,
prof. nadzw. NCBJ
Na spotkaniu II Polsko-Niemieckiego Forum Energetycznego w Berlinie niemiecki minister gospodarki i energetyki, wicekanclerz Niemiec Sigmar Gabriel oświadczył, że „Elektrownie atomowe są – biorąc pod uwagę całościowe koszty inwestycji – najdroższym sposobem wytwarzania energii”, a energię ze źródeł odnawialnych, wiatru czy słońca, można uznać za „wyjątkową okazję” w porównaniu z kosztami prądu z elektrowni atomowych. Są to twierdzenia zaskakujące w ustach człowieka, który w swoim własnym kraju przyznawał wielokrotnie, że ciężar dopłat do OZE jest ogromnym obciążeniem dla gospodarki niemieckiej.
Oto kilka faktów: Wielkość subwencji dla OZE w 2012 roku wyniosła około 13 mld euro rocznie, co było dla Niemców zaskoczeniem i złamaniem wyborczych obietnic „zielonych” polityków, którzy obiecywali tanią energię z wiatru i słońca. A zamiast zmaleć – jak obiecywali lobbyści OZE –suma subwencji wzrosła i w 2013 roku doszła do ponad 20 miliardów euro rocznie, a w 2014 roku – do 24 mld euro, czyli ponad 100 mld zł! (1) Ta wielkość subwencji – a więc dopłat dodatkowych, ponad normalną cenę energii elektrycznej – to ponad dwa razy więcej niż cały roczny deficyt budżetowy w Polsce. Wicekanclerz Gabriel przyznał w styczniu 2014 roku, że „Niemcy doszły do kresu możliwości obciążania gospodarki dopłatami na rzecz OZE i tak wysokich dopłat nie można utrzymać” (2).
Przykładem tych wysokich dopłat na rzecz OZE jest sprawa energii z morskich farm wiatrowych. Energia dostarczana z tych farm do sieci w Niemczech kosztowała w 2013 r. 190 euro za MWh, podczas gdy w sąsiedniej Francji energia dostarczana z istniejących elektrowni jądrowych kosztowała 42 euro za MWh, a dla nowych bloków jądrowych przewiduje się cenę około 70 -80 euro za MWh.
Polityka wspierania OZE powoduje trudności dla energetyki niemieckiej, problemy w utrzymaniu stałych dostaw energii elektrycznej dla odbiorców wymagających zasilania bezprzerwowego i straty finansowe dla firm energetycznych. Największy koncern energetyczny w Niemczech E.On poniósł w 2014 roku rekordową w historii stratę. Wyniosła ona w ciągu jednego roku aż 3,2 mld euro (3). Szereg firm przemysłowych zapowiedziało przeniesienie części swej produkcji poza Niemcy by uniknąć wysokich wydatków na energię elektryczną.
Niemcy zbudowały ogromną sieć wiatraków I paneli fotowoltaicznych, ale pracują one tylko wtedy, gdy jest wiatr i słońce. Wg Instytutu Fraunhofera w 2014 roku w Niemczech moc wiatraków wyniosła 35,6 GWe, a energia wyprodukowana 51,4 TWh, co oznacza współczynnik wykorzystania mocy zainstalowanej równy 16,5%. Dla paneli fotowoltaicznych odpowiednio było 38,1 GWe i 32,8 TWh, co oznacza współczynnik wykorzystania mocy zainstalowanej równy 9,8%. Przy tym rzeczywistym współczynniku nakłady na moc średnią wiatraków okazują się 6 razy wyższe niż na moc szczytową, a dla paneli fotowoltaicznych 10 razy wyższe. Są one dużo większe niż dla elektrowni jądrowej, dla której oczywiście też trzeba uwzględnić współczynnik wykorzystania mocy. Dla reaktorów III generacji wynosi on 0,9, a więc jest ponad 5 razy większy niż dla farm wiatrowych w Niemczech.
Po przeliczeniu nakładów inwestycyjnych na moc średnią w ciągu roku okazuje się, że np. dla wiatru na morzu, dla którego looby wiatrowe podaje nakłady 3,5 mln euro/MW mocy szczytowej, nakłady na jednostkę mocy średniej dla współczynnika wykorzystania mocy równego 0,4 wynoszą 8.75 mln euro/MW. Aby z morskich farm wiarowych otrzymać taką samą energię jak z elektrowni jądrowej o mocy 1600 MWe trzeba byłoby wydać na bezpośrednie nakłady inwestycyjne 52,9 mld PLN. To dużo więcej niż dla elektrowni jądrowych.
Co więcej, nawet te ogromne moce OZE nie gwarantują wcale bezpieczeństwa energetycznego. Gdy w grudniu 2014 roku przez 5 dni brakowało wiatru i słońca, Niemcy musiały uruchomić wszystkie, nawet najstarsze elektrownie węglowe, by pokryć zapotrzebowanie systemu. Koszty współpracy wiatraków i paneli fotowoltaicznych z systemem nie ograniczają się do wysokich cen płaconych za energię z OZE. Trzeba w nie wliczyć także wysokie koszty elektrowni rezerwowych i oczywiście koszty potężnych magistrali, które w przypadku OZE muszą być zdolne do przeniesienia mocy szczytowych 10-krotnie większych od mocy średniej.
Dlatego komisja OECD stwierdziła, że przy udziale energii produkowanej w danym źródle wynoszącym 30% w systemie, koszty współpracy z systemem energetycznym dla wiatru wynoszą około 43 USD/MWh, a dla paneli fotowoltaicznych 83 USD/MWh. Główne składowe dla wiatru to wzmocnienie sieci (22 USD/MWh), koszty rezerwy 8,8 USD/MWh, koszty bilansowania 6,4 USD/MWh i koszty podłączenia do sieci 6,4 USD/MWh. Dla energii jądrowej łączne koszty współpracy z systemem to 2,4 USD/MWh. Wiceprzewodniczącym komisji był Niemiec, można więc przyjąć, że powyższe liczby dobrze odzwierciadlają rzeczywiste koszty.
Czy pan wicekanclerz Gabriel pamiętał o tych liczbach mówiąc o „całościowych kosztach inwestycji”?
A czy dzięki polityce gwałtownego subwencjonowania OZE odbiorcy niemieccy płacą mniej za prąd? O nie, przeciwnie. Cena energii elektrycznej w Niemczech jest dwukrotnie wyższa niż we Francji, opierającej się na elektrowniach jądrowych. W połowie 2013 r, Francuz za kWh płacił 14,7 eurocentów, Niemiec zaś – 29 eurocentów .
Czy tę dwukrotną różnicę w cenie płaconej przez odbiorców prądu miał na myśli wicekanclerz Niemiec mówiąc, że energię ze źródeł odnawialnych, wiatru czy słońca, można uznać za „wyjątkową okazję”?
(1) http://www.wnp.pl/wiadomosci/222984.html
(2) Energiereform: Gabriel wirbt für seine Kostenbremse http://www.spiegel.de/politik/deutschland/bundestag-sigmar-gabriel-wirbt-fuer-energiewende-a-946310.html
(3) Rekordowa strata największego niemieckiego koncernu energetycznego 11-03-2015 http://www.wnp.pl/wiadomosci/246118.html
Źródło: CIRE.PL