icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Menkiszak: Inwazja na Ukrainę skutkowałaby poważnymi sankcjami wobec Rosji (ROZMOWA)

– Scenariusz, w którym Rosja dokonuje zmasowanej inwazji i okupacji wojskowej na Ukrainie, jest mało prawdopodobny. Natomiast nie można tego całkowicie wykluczyć. Agresja militarna skutkowałaby poważnymi sankcjami ze strony Zachodu – mówi Marek Menkiszak, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: W ostatnich dniach znów jest głośno o Rosji i Ukrainie. Media donoszą, że ponownie istnieje zagrożenie inwazją ze strony tej pierwszej. Co na takim ruchu zyskałaby Rosja i dlaczego pojawia się takie ryzyko?

Marek Menkiszak: Z punktu widzenia Rosji obecna sytuacja na Ukrainie jest nie do przyjęcia. Problem Rosjan polega na tym, że cała agresja, wojna w Donbasie, miała służyć jako instrument, który miał prowadzić do scenariusza podporządkowywania sobie Ukrainy. To się nie udało. Rosja poprzez ograniczoną agresję, presję energetyczną, polityczną, działania sabotażowe i cyberataki nie doprowadziła do zmiany polityki ukraińskiej.

Ukraina coraz bardziej zbliżała się i intensyfikowała relacje z państwami zachodnimi. Co ważne, i groźne z rosyjskiego punktu widzenia, obejmowało to również sferę bezpieczeństwa. Współpraca wojskowa z członkami NATO wzrastała. W związku z tym armia ukraińska stawała się coraz silniejsza. To pokazuje, że polityka Rosji jest nieskuteczna.

Jeśli chodzi o konflikt w Donbasie, mamy do czynienia z sytuacją patową. Obserwujemy pat polityczny, który polega na tym, że Rosjanie usiłowali zmusić stronę ukraińską do podjęcia bezpośrednich negocjacji z separatystami i poprzez tzw. formułę Steinmeiera doprowadzić do wyborów w Donbasie i przyznania mu faktycznej autonomii, tworząc dźwignię wpływu na politykę wewnętrzną Ukrainy. To się nie udało. W związku z tym, Rosjanie szukają sposobów na to, aby tę sytuację zmienić i podjąć takie działania, które zmuszą Ukraińców do ustępstw i Zachód, zwłaszcza USA, do zmiany polityki wobec nich. Na tym etapie, środkiem do celu jest wojna psychologiczna. Już trzeci raz w tym roku Rosjanie przemieszczają swoje wojska i dokonują ruchów mających na celu zwiększenie ilości oddziałów stacjonujących w rejonie granicy ukraińskiej. Rosja chce zastraszyć nie tyle Kijów, który już zdążył się do tego przyzwyczaić, ale przede wszystkim Zachód. Należy zadać pytanie, jak daleko Rosjanie są w stanie pójść w tej kwestii i czy ewentualne odstępstwa spowodowałyby, że wstrzymaliby tę eskalację.

Czy działania Rosji mogą być zwykłym blefem?

Blef to raczej zbyt mocne słowo. Ujmę to inaczej, w interesie Rosji jest wpływ bez użycia siły na dużą skalę. To ostatnie jest zarówno kosztowne, jak i ryzykowne. Taka sytuacja powodowałaby koszty pod każdym względem, w grę wchodzą również straty ludzkie po stronie rosyjskiej. Ukraińcy są w stanie się bronić i mogą to robić z determinacją. Rosjanie to wiedzą i nie chcą doprowadzić do takiego rozwiązania.

Agresja militarna skutkowałaby poważnymi sankcjami ze strony Zachodu, które będą powodować dodatkowe koszty polityczne i ekonomiczne. Rosji zależy więc na tym, żeby jak najmniejszym kosztem uzyskać jak najwięcej. Problem polega na tym, że jeżeli Rosjanie niczego nie uzyskają, czyli druga strona pozostanie nieugięta i nie zaproponuje ustępstw, będą musieli coś zrobić, aby zwiększyć poziom presji.

To może oznaczać eskalację lokalnych walk w Donbasie. Krótko mówiąc, może dojść do ofensywy separatystów na linii rozgraniczenia, którzy na pewnym etapie będą wspierani przez oddziały rosyjskie, i przesunięcia linii frontu. To jest scenariusz siłowy, który należy brać pod uwagę.

Uważam jednak, że scenariusz, w którym Rosja dokonuje zmasowanej inwazji i okupacji wojskowej na Ukrainie, jest mało prawdopodobny. Natomiast nie można tego całkowicie wykluczyć.

Czy sama groźba sankcji amerykańskich wystarczy?

To jest pytanie za milion dolarów. Tak na prawdę do końca tego nie wiemy. Tutaj bardzo ważna jest właściwa komunikacja strategiczna. Rosjanie muszą być przekonani o tym, że takie sankcje są nieuchronne i poważnie je odczują. Powstaje pytanie, czy dotychczasowa komunikacja, która niewątpliwie jest po stronie amerykańskiej, sprawi, że Rosjanie uwierzą w powagę sytuacji i konsekwencje sankcji. Rosja może dostrzec opór i niechęć do sankcji po stronie czołowych państw europejskich, które najwyraźniej nie mają ochoty wchodzić w spiralę zaostrzania konfliktu z powodu Ukrainy.

Nie jesteśmy w stanie czytać w myślach Władimira Putina i jego kolegów. Nie możemy ocenić, jak poważnie Rosjanie traktują groźbę sankcji. Myślę, że po części się ich obawiają, ale rozważają również scenariusz, w którym sankcje te będą ograniczone. Mogą też kalkulować, że gospodarka rosyjska wytrzyma niektóre z nich. Rosja zarabia na kryzysie energetycznym i to tworzy dodatkową poduszkę bezpieczeństwa, poza bardzo dużymi rezerwami, które zgromadziła. Dzięki temu może, przynajmniej przez jakiś czas, wytrzymać wprowadzone sankcje.

Jak spór o groźbę inwazji na Ukrainę może wpłynąć na projekt Nord Stream 2? Jaki sygnał wysyłają USA i Niemcy pozwalając na jego ukończenie i nie wprowadzając nowych sankcji wobec Gazpromu czy Rosnieftu?

To jest bardzo ciekawe. Komunikaty strony amerykańskiej, czyli słowa doradcy prezydenta USA Jake’a Sullivana, rzeczniczki Białego Domu Jen Psaki i zastępcy sekretarza stanu Victorii Nuland, mówią o tym, że – z jednej strony – Stany Zjednoczone nie mają ochoty uciekać się do nowych sankcji, które miałyby wymusić zatrzymanie Nord Stream 2. Amerykanie uważają, że takie obostrzenia mogłyby nie odstraszyć Rosji, ale z drugiej strony intensywnie naciskają na rząd niemiecki, aby zgodził się na opóźnienie uruchomienia gazociągu a w sytuacji eskalacji działań na Ukrainie wyraził zgodę na zamrożenie projektu. USA nie chcą, aby Nord Stream 2 został zamrożony wskutek sankcji amerykańskich, ale w wyniku suwerennej decyzji władz niemieckich.

Pozostaje pytanie, jak Rosja to ocenia i czy bierze pod uwagę, że jest to realna groźba. Rosjanie mogą myśleć, że rząd niemiecki nie może sobie pozwolić na całkowite zamrożenie projektu, niezależnie od tego co się wydarzy na Ukrainie.

Przed szczytem Biden-Putin pojawiały się informacje, że USA rozmawiają z najważniejszymi sojusznikami europejskimi o sytuacji na Ukrainie. Nie konsultowali się jednak z Polską. O czym to świadczy?

Można to różnie interpretować. Spojrzenie optymistyczne mówi o tym, że Amerykanie przede wszystkim starają się konsultować z państwami, które po wprowadzeniu sankcji wobec Rosji mają najwięcej do stracenia pod względem ekonomicznym. To są duże kraje Europy Zachodniej, które prowadzą intensywne relacje z Rosją, przede wszystkim gospodarcze i energetyczne. To sprawia, że ewentualne wprowadzenie sankcji wobec Rosjan wymagałoby trudnych decyzji politycznych ze strony tych państw. Amerykanie, poprzez dowartościowywanie polityczne, chcą być pewni, że reakcja Zachodu będzie skoordynowana i nie dojdzie do podziałów, które Rosja odbierze jako szansę.

Rozmawiał Jędrzej Stachura

USA liczą na słowo Niemiec w sprawie Nord Stream 2 i usuwają zapisy o sankcjach po telefonie Putina

– Scenariusz, w którym Rosja dokonuje zmasowanej inwazji i okupacji wojskowej na Ukrainie, jest mało prawdopodobny. Natomiast nie można tego całkowicie wykluczyć. Agresja militarna skutkowałaby poważnymi sankcjami ze strony Zachodu – mówi Marek Menkiszak, analityk Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: W ostatnich dniach znów jest głośno o Rosji i Ukrainie. Media donoszą, że ponownie istnieje zagrożenie inwazją ze strony tej pierwszej. Co na takim ruchu zyskałaby Rosja i dlaczego pojawia się takie ryzyko?

Marek Menkiszak: Z punktu widzenia Rosji obecna sytuacja na Ukrainie jest nie do przyjęcia. Problem Rosjan polega na tym, że cała agresja, wojna w Donbasie, miała służyć jako instrument, który miał prowadzić do scenariusza podporządkowywania sobie Ukrainy. To się nie udało. Rosja poprzez ograniczoną agresję, presję energetyczną, polityczną, działania sabotażowe i cyberataki nie doprowadziła do zmiany polityki ukraińskiej.

Ukraina coraz bardziej zbliżała się i intensyfikowała relacje z państwami zachodnimi. Co ważne, i groźne z rosyjskiego punktu widzenia, obejmowało to również sferę bezpieczeństwa. Współpraca wojskowa z członkami NATO wzrastała. W związku z tym armia ukraińska stawała się coraz silniejsza. To pokazuje, że polityka Rosji jest nieskuteczna.

Jeśli chodzi o konflikt w Donbasie, mamy do czynienia z sytuacją patową. Obserwujemy pat polityczny, który polega na tym, że Rosjanie usiłowali zmusić stronę ukraińską do podjęcia bezpośrednich negocjacji z separatystami i poprzez tzw. formułę Steinmeiera doprowadzić do wyborów w Donbasie i przyznania mu faktycznej autonomii, tworząc dźwignię wpływu na politykę wewnętrzną Ukrainy. To się nie udało. W związku z tym, Rosjanie szukają sposobów na to, aby tę sytuację zmienić i podjąć takie działania, które zmuszą Ukraińców do ustępstw i Zachód, zwłaszcza USA, do zmiany polityki wobec nich. Na tym etapie, środkiem do celu jest wojna psychologiczna. Już trzeci raz w tym roku Rosjanie przemieszczają swoje wojska i dokonują ruchów mających na celu zwiększenie ilości oddziałów stacjonujących w rejonie granicy ukraińskiej. Rosja chce zastraszyć nie tyle Kijów, który już zdążył się do tego przyzwyczaić, ale przede wszystkim Zachód. Należy zadać pytanie, jak daleko Rosjanie są w stanie pójść w tej kwestii i czy ewentualne odstępstwa spowodowałyby, że wstrzymaliby tę eskalację.

Czy działania Rosji mogą być zwykłym blefem?

Blef to raczej zbyt mocne słowo. Ujmę to inaczej, w interesie Rosji jest wpływ bez użycia siły na dużą skalę. To ostatnie jest zarówno kosztowne, jak i ryzykowne. Taka sytuacja powodowałaby koszty pod każdym względem, w grę wchodzą również straty ludzkie po stronie rosyjskiej. Ukraińcy są w stanie się bronić i mogą to robić z determinacją. Rosjanie to wiedzą i nie chcą doprowadzić do takiego rozwiązania.

Agresja militarna skutkowałaby poważnymi sankcjami ze strony Zachodu, które będą powodować dodatkowe koszty polityczne i ekonomiczne. Rosji zależy więc na tym, żeby jak najmniejszym kosztem uzyskać jak najwięcej. Problem polega na tym, że jeżeli Rosjanie niczego nie uzyskają, czyli druga strona pozostanie nieugięta i nie zaproponuje ustępstw, będą musieli coś zrobić, aby zwiększyć poziom presji.

To może oznaczać eskalację lokalnych walk w Donbasie. Krótko mówiąc, może dojść do ofensywy separatystów na linii rozgraniczenia, którzy na pewnym etapie będą wspierani przez oddziały rosyjskie, i przesunięcia linii frontu. To jest scenariusz siłowy, który należy brać pod uwagę.

Uważam jednak, że scenariusz, w którym Rosja dokonuje zmasowanej inwazji i okupacji wojskowej na Ukrainie, jest mało prawdopodobny. Natomiast nie można tego całkowicie wykluczyć.

Czy sama groźba sankcji amerykańskich wystarczy?

To jest pytanie za milion dolarów. Tak na prawdę do końca tego nie wiemy. Tutaj bardzo ważna jest właściwa komunikacja strategiczna. Rosjanie muszą być przekonani o tym, że takie sankcje są nieuchronne i poważnie je odczują. Powstaje pytanie, czy dotychczasowa komunikacja, która niewątpliwie jest po stronie amerykańskiej, sprawi, że Rosjanie uwierzą w powagę sytuacji i konsekwencje sankcji. Rosja może dostrzec opór i niechęć do sankcji po stronie czołowych państw europejskich, które najwyraźniej nie mają ochoty wchodzić w spiralę zaostrzania konfliktu z powodu Ukrainy.

Nie jesteśmy w stanie czytać w myślach Władimira Putina i jego kolegów. Nie możemy ocenić, jak poważnie Rosjanie traktują groźbę sankcji. Myślę, że po części się ich obawiają, ale rozważają również scenariusz, w którym sankcje te będą ograniczone. Mogą też kalkulować, że gospodarka rosyjska wytrzyma niektóre z nich. Rosja zarabia na kryzysie energetycznym i to tworzy dodatkową poduszkę bezpieczeństwa, poza bardzo dużymi rezerwami, które zgromadziła. Dzięki temu może, przynajmniej przez jakiś czas, wytrzymać wprowadzone sankcje.

Jak spór o groźbę inwazji na Ukrainę może wpłynąć na projekt Nord Stream 2? Jaki sygnał wysyłają USA i Niemcy pozwalając na jego ukończenie i nie wprowadzając nowych sankcji wobec Gazpromu czy Rosnieftu?

To jest bardzo ciekawe. Komunikaty strony amerykańskiej, czyli słowa doradcy prezydenta USA Jake’a Sullivana, rzeczniczki Białego Domu Jen Psaki i zastępcy sekretarza stanu Victorii Nuland, mówią o tym, że – z jednej strony – Stany Zjednoczone nie mają ochoty uciekać się do nowych sankcji, które miałyby wymusić zatrzymanie Nord Stream 2. Amerykanie uważają, że takie obostrzenia mogłyby nie odstraszyć Rosji, ale z drugiej strony intensywnie naciskają na rząd niemiecki, aby zgodził się na opóźnienie uruchomienia gazociągu a w sytuacji eskalacji działań na Ukrainie wyraził zgodę na zamrożenie projektu. USA nie chcą, aby Nord Stream 2 został zamrożony wskutek sankcji amerykańskich, ale w wyniku suwerennej decyzji władz niemieckich.

Pozostaje pytanie, jak Rosja to ocenia i czy bierze pod uwagę, że jest to realna groźba. Rosjanie mogą myśleć, że rząd niemiecki nie może sobie pozwolić na całkowite zamrożenie projektu, niezależnie od tego co się wydarzy na Ukrainie.

Przed szczytem Biden-Putin pojawiały się informacje, że USA rozmawiają z najważniejszymi sojusznikami europejskimi o sytuacji na Ukrainie. Nie konsultowali się jednak z Polską. O czym to świadczy?

Można to różnie interpretować. Spojrzenie optymistyczne mówi o tym, że Amerykanie przede wszystkim starają się konsultować z państwami, które po wprowadzeniu sankcji wobec Rosji mają najwięcej do stracenia pod względem ekonomicznym. To są duże kraje Europy Zachodniej, które prowadzą intensywne relacje z Rosją, przede wszystkim gospodarcze i energetyczne. To sprawia, że ewentualne wprowadzenie sankcji wobec Rosjan wymagałoby trudnych decyzji politycznych ze strony tych państw. Amerykanie, poprzez dowartościowywanie polityczne, chcą być pewni, że reakcja Zachodu będzie skoordynowana i nie dojdzie do podziałów, które Rosja odbierze jako szansę.

Rozmawiał Jędrzej Stachura

USA liczą na słowo Niemiec w sprawie Nord Stream 2 i usuwają zapisy o sankcjach po telefonie Putina

Najnowsze artykuły