Międzynarodowa Agencja Energii ostrzega, że Europa może zostać zimą bez gazu. Czy to argument za utrzymaniem zależności Polski od dostaw z Rosji? – Ekspertów od takiego dodawania będzie coraz więcej – ostrzega Piotr G. Woźniak, były prezes PGNiG.
Według danych z ostatniego tygodnia opublikowanych przez niemiecki Commerzbank realna skala kryzysu energetycznego w Europie niepokojąco rośnie. Zwłaszcza jeśli chodzi o zapasy gazu w Europie, które w zimowym okresie największego zapotrzebowania są zużywane szybciej niż planowano.
Magazyny gazu ziemnego w Niemczech są zapełnione poniżej połowy pojemności przepustowości. Czołowy ekonomista Commerzbanku Bernd Weidensteiner stwierdza: „mamy w magazynach rezerwy gazu wynoszące zaledwie 47 procent. Przepisy bezpieczeństwa wymagają, aby w okresie styczeń – luty magazyny były zapełnione w minimum 75 procent”. Ekspert podkreśla, że „w normalnych warunkach o tej porze roku rezerwy państw członkowskich UE wahały się od 60 procent do 85 procent, co oznacza, że „jesteśmy w Unii na znacznie niższym poziomie zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego”.
MAE: Zagrożenie bezpieczeństwa gazowego w Europie
Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) ostrzega, że ”dostawy LNG nie będą w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych Europy, jeśli Putin zakręci kurek gazu.” A nawet jeśli nadal będzie tylko ograniczać eksport gazu na rynki Unii Europejskiej. Analitycy MAE zauważają, że choć liczba zachorowań na koronawirusa gwałtownie wzrosła, środki podjęte – także w Europie – przez rządy w celu powstrzymania wirusa są o wiele mniej dotkliwe niż we wcześniejszych fazach pandemii. Stąd obserwujemy na świecie odbicie i mocny wzrost gospodarczy, co powoduje dynamiczny wzrost popytu na gaz ziemny i energię. MAE zauważa, że eksport LNG na rynki Unii Europejskiej będzie spadać wobec presji popytowej w Azji na gaz skroplony.
Co prawda, eksport LNG do Europy chwilowo nieco rośnie. Według Deutsche Welle w zeszłym miesiącu około 10 dużych transportów skroplonego gazu ziemnego z USA przeznaczonych do krajów azjatyckich zmieniło trasę i skierowało się na rynki europejskie. Po prostu eksporterów zachęciła znacznie wyższa cena jaką zaoferowali europejscy odbiorcy. Tym samym odżyła publiczna debata na temat tego, czy dostawy amerykańskiego gazu skroplonego mogą być rozwiązaniem trwałym i alternatywą dla zależności energetycznej od Rosji. To byłaby prawdziwa bardzo dotkliwa sankcja, tyle że wymaga oprócz dobrej woli sporych nakładów na regazyfikację i połączenie terminali z sieciami przesyłowymi w Europie.
LNG przeciwko rosyjskiej dominacji na rynku gazu Unii Europejskiej
Waszyngton od dawna podkreśla niebezpieczeństwo rosyjskiej dominacji na europejskim rynku gazu. Ma w tym także dobrze rozumiany amerykański interes – w perspektywie chce sprzedawać więcej swojego LNG do Europy. Dzięki szybkiemu wzrostowi amerykańskiego przemysłu węglowodorów łupkowych w ciągu ostatniej dekady, Stany Zjednoczone są obecnie największym eksporterem LNG na świecie. W ciągu ostatnich dwóch lat zwiększyły eksport gazu skroplonego o prawie 20 proc., do 13,9 miliarda stóp sześciennych dziennie. Według raportu Reutersa rząd USA skontaktował się ostatnio z kilkoma międzynarodowymi firmami energetycznymi, z którymi rozważał różne możliwości przesyłania gazu skroplonego z USA do Europy w przypadku przerwy w dostawach gazu z Rosji. Jednak MAE wylicza, że amerykańskie firmy nie są w stanie zaspokoić potrzeb energetycznych Europy (docelowo – są w stanie, pod warunkiem “uczciwej” ceny).
Potwierdza to Bernd Weidensteiner z Commerzbanku – amerykański LNG nie może w pełni zastąpić niedoborów rosyjskiego gazu, „ponieważ ani Stany Zjednoczone, ani Katar nie są obecnie w stanie wyeksportować wystarczających wolumenów gazu skroplonego w tak krótkim czasie.” Szczególnie, gdyby Kreml nagle wstrzymał dostawy. Ekonomista niemieckiego banku wyjaśnił, że wprawdzie Europa ma potencjał regazyfikacji importowanego LNG , ale „trudno byłoby dostarczyć go do odbiorców końcowych z braku odpowiednio rozbudowanej sieci przesyłowej i dystrybucyjnej.”
Piotr G. Woźniak, były prezes PGNiG powiedział BiznesAlert.pl, że obecny kryzys gazowy w UE dowodzi, jak konieczna dla polskiego bezpieczeństwa energetycznego była decyzja o zainwestowaniu w złoża gazu na Morzu Północnym i budowy przeznaczonego do importu gazu Baltic Pipe. Gazociąg do końca 2022 roku zagwarantuje Polsce 10 mld m sześciennych gazu rocznie z obszaru niezależnego od Rosji, ze złóż na szelfie i rowach norweskich. Woźniak tłumaczy, że z tych 10 mld m sześc. docelowo około cztery mld m sześciennych ma pochodzić z własnych koncesji, czyli tanio, bo po kosztach tylko z marżą producenta – PGNiG, (nie licząc kosztów operacyjnych).
Piotr Woźniak zauważa, że doliczając dostawy LNG z terminala w Świnoujściu oraz wydobycie krajowe gazu – Polska ma zapewniony dostęp do błękitnego paliwa bez ryzykownego uzależnienia od Moskwy. – Na wszelki wypadek taki będzie rachunek roczny: Terminal LNG w Świnoujściu to pięć, ewentualnie 7,5 mld m sześć. Do tego dochodzą niewielkie wolumeny LNG słane przez Kłajpedę. Baltic Pipe to 10 mld m sześc., wydobycie krajowe to cztery mld. Razem uzyskujemy 19 mld albo nawet 21,5 mld m sześc.. Popyt wewnętrzny to teraz ok. 20 mld m sześc. Taka jest z grubsza równowaga, jako być może potrzebne uzupełnienie mamy jeszcze dostęp do giełd europejskich i połączenie z systemem niemieckim w Lasowie – wylicza Woźniak. – Można korzystać z rewersu Gazociągu Jamalskiego w Mallnow, plus dostawy przez Słowację. Podaję te dane, bo właśnie przeczytałem wypowiedź pana „eksperta od gazu ziemnego i negocjatora kontraktu jamalskiego” Jana Wintera, który te wszystkie wielkości pomylił i wyszło mu że Polska nie może się obejść bez rosyjskiego gazu. Ekspertów od takiego dodawania będzie coraz więcej – ostrzega Woźniak.
Opracowała Teresa Wójcik
Jakóbik: Skoro kontrakt jamalski z Gazpromem jest taki dobry, to o co Polsce chodzi?