Pomoc finansowa dla górnictwa to dolewanie wody do dziurawego wiadra, bez rozwiązania przyczyny problemu. Nie ma żadnego realnego planu odejścia od węgla, nie ma planu sprawiedliwej transformacji dla Śląska, a zamiast tego wypłaca się miliardy złotych bez zastanowienia czemu dalej ma to służyć, tylko po to, by przesunąć w czasie zmierzenie się z tymi wyzwaniami. – mówi kierowniczka działu Energia i Klimat w Greenpeace Polska Joanna Flisowska w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Uchwalona została pomoc dla sektora górnictwa w wysokości 30 mld złotych. Jak ocenia Pani tę decyzję?
Joanna Flisowska: Jest to dolewanie wody do dziurawego wiadra, bez rozwiązania przyczyny problemu. Nie ma żadnego realnego planu odejścia od węgla, nie ma planu sprawiedliwej transformacji dla Śląska, a zamiast tego wypłaca się miliardy złotych bez zastanowienia czemu dalej ma to służyć, tylko po to, by przesunąć w czasie zmierzenie się z tymi wyzwaniami. Mieliśmy do czynienia z projektem poselskim, w związku z czym nie zostały przeprowadzone odpowiednie oceny skutków tej legislacji. My dotarliśmy do informacji na temat tego, z jaką redukcją wydobycia w konkretnych kopalniach to wsparcie ma się łączyć, ale na stronach Sejmu nie było takich danych. Cały ten proces jest prowadzony w sposób nietransparentny, na szybko. Mówimy tu o pomocy publicznej, która została zatwierdzona przez Sejm, ale nie było to notyfikowane przez Komisję Europejską, i pojawiają się poważne znaki zapytania, jak zareaguje na to Bruksela. Subsydiowanie działalności wydobywczej jest niezgodne z prawem unijnym, i ciężko sobie wyobrazić, by Komisja zatwierdziła wsparcie w obecnej formie, co oznacza, że środki te trzeba będzie zwracać, i dokładać odsetki.
Co można powiedzieć o politycznych uwarunkowaniach wsparcia dla górnictwa?
Z jednej strony wsparcie dla górnictwa zostało zatwierdzone, by uspokoić nastroje w związkach zawodowych. Jest to gaszenie pożaru przez dorzucanie do pieniędzy do ognia. To nie jest żadne rozwiązanie. Nie ma tu mowy o bezpieczeństwie energetycznym – przypomnę, że przynajmniej na papierze celem dofinansowania ma być redukcja wydobycia, nie ma analiz, które pokazywałyby w jaki sposób te subsydia miałyby zapewnić bezpieczeństwo energetyczne, na które powoływał się rzecznik MAP. Jest to działanie motywowane polityczne. Chodzi o to, by jak najdłużej nie trzeba było zajmować się problemem. Jesteśmy jedynym państwem w Unii Europejskiej, w którym nie tylko nie ma daty odejścia od węgla ale nawet nie toczy się na ten temat poważna dyskusja. Pokazuje to jak bardzo jesteśmy zapóźnieni i odosobnieni w kontekście transformacji energetycznej. Po odejściu Niemiec od energetyki węglowej to my będziemy odpowiedzialni za większość zużycia węgla w Unii Europejskiej. To, że nie ma poważnej debaty o tym, jak należy przeprowadzić w Polsce transformację energetyczną, to uzależnienie od węgla już zaczyna uderzać w sytuację Polek i Polaków, a im dłużej zwlekamy tym będzie gorzej. Z punktu widzenia ochrony klimatu nie ma wątpliwości, że rok 2030 powinien zostać wskazany jako data odejścia od węgla. Jednak w tej chwili rząd w ogóle się tym nie zajmuje, od 2015 roku nie wykonano żadnej pracy, by rozplanować transformację energetyczną, zaplanować odejście od węgla i wesprzeć rozwój odnawialnych źródeł energii, wręcz zatrzymano jej rozwój. Powodem rosnących cen energii w Polsce jest nasze uzależnienie od węgla i sytuacja na europejskim rynku gazu. OZE jak chociażby zablokowana przez ostatnie lata lądowa energetyka wiatrowa mogłyby się przyczynić do obniżenia naszych rachunków za prąd. Ale poza kwestią OZE również opóźnienia w rozwoju sieci elektroenergetycznej prowadzą do tego, że transformacja energetyczna w Polsce nie dzieje się w tej chwili, podczas gdy warunki zewnętrzne będą wymuszać na nas odejście od węgla znacznie szybciej, niż obecnie przewiduje to rząd. Przez brak przygotowania koszty będą wzrastać.
W jaki sposób rząd powinien kreować debatę na temat odejścia od węgla?
Jeśli chodzi o kwestię sprawiedliwej transformacji, powinny toczyć się rozmowy w szerokim gronie interesariuszy – z jednej strony z przedstawicielami pracowników, a z drugiej strony społeczności lokalne, samorządy i organizacje pozarządowe. Wspólnie powinniśmy zastanowić się jaka powinna być przyszłość regionów, które w tej chwili opierają gospodarkę na sektorze górniczym. Po drugie, potrzebne jest wychodzące w przyszłość wsparcie dla górników – nie tylko odprawy, ale także szkolenia, programy rekwalifikujące. Gdyby odblokować rozwój energetyki wiatrowej na lądzie, branża ta potrzebowałaby wykwalifikowanej kadry, którą mogliby stanowić pracownicy obecnego sektora energetycznego. Tych możliwości się teraz nie wykorzystuje. Można stworzyć wiele więcej programów, w ramach których rząd pomagałby znaleźć zatrudnienie pracownikom tego sektora w innych gałęziach gospodarki. Trzeba mówić szczerze, że ten proces jest nieuchronny, że odejście od węgla nadejdzie i trzeba się do niego przygotować.
W kontekście transformacji energetycznej w Polsce mówi się o zastąpieniu węgla gazem i w dalszej perspektywie atomem. Jak zatem ocenia Pani unijną taksonomię?
To skandal, jeśli energetyka gazowa i atom zostaną uznane za zielone inwestycje, bo po prostu nimi nie są. W szczególności jeśli wziąć pod uwagę wycieki metanu nieodzownie związane z gazem, to ciężko nazwać gaz źródłem zielonym. Widzimy co dzieje się na rynku gazu w Unii Europejskiej, nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się polepszyć, więc uzależnianie Polski od gazu to niewłaściwy kierunek, ponieważ doprowadzi ona do tego, że transformacja energetyczna, która i tak docelowo prowadzi do odnawialnych źródeł energii, będzie droższa. Podobnie z atomem. Nie jest to rozwiązanie dla Polski, chociażby dlatego, że elektrownie węglowe, które będą wyłączane z systemu w kolejnych latach trzeba czymś zastąpić już w tej chwili. Tymczasem mówienie o tym, że będziemy mieli atom na początku lat 30. to mrzonka, szczególnie biorąc pod uwagę to, na jakim teraz jesteśmy etapie.
Rozmawiał Michał Perzyński
Steinhoff: Górnicy byli mamieni populizmem polityków (ROZMOWA)