Polski zachodni sąsiad, Niemcy, w wielu względach jest uważany za prekursora sektora energetycznego, który w Europie był zawsze „jeden krok do przodu”. Jako jeden z pierwszych na Starym Kontynencie, wprowadził w życie ideę wycofywania się z energetyki jądrowej oraz węglowej, szybkiego rozwoju OZE oraz liczne mechanizmy sieciowe, które sprawiają, że niemiecki system energetyczny będzie działał płynniej i mniej zanieczyszczał środowisko. Nikt by nie pomyślał, że ten sam kraj stanie w obliczu jednego z największych kryzysów energetycznych w historii, który obecny kanclerz definiuje jako ryzyko całej gospodarki europejskiej – pisze Magdalena Kuffel, współpracownik BiznesAlert.pl.
Rząd kanclerza Olafa Scholza walczy ze skutkami gwałtownie rosnących cen energii po inwazji Rosji na Ukrainę, ostrzegając, iż przedsiębiorstwa energetyczne mogą stanąć w obliczu upadku „w stylu Lehmana”, jeśli nie będą w stanie przerzucić kosztów na konsumentów.
Z pewnością jest to dość mocne stwierdzenie, które wielu z nas przestraszy, ale czy rzeczywiście jest poparte rozsądnymi argumentami? Przekonajmy się wspólnie.
Zacznijmy od przypomnienia na czym polegał upadek „Lehman Brothers”, który doprowadził do jednego z największych kryzysów finansowych ostatnich dekad.
Lehman Brothers Holdings była globalną firmą świadczącą usługi finansowe założoną w 1847 roku. Przed ogłoszeniem upadłości w 2008 roku, Lehman Brothers był czwartym co do wielkości bankiem inwestycyjnym w Stanach Zjednoczonych. Firma prowadziła działalność w zakresie bankowości inwestycyjnej, sprzedaży i handlu akcjami i papierami wartościowymi o stałym dochodzie (zwłaszcza amerykańskimi papierami skarbowymi), zarządzania inwestycjami oraz operacjami z zakresu private equity i bankowości prywatnej.
Znaczna część wzrostu wartości firmy i jej rentowności, na kilkanaście lat przed upadłością, pochodziła z ogromnych inwestycji w papiery wartościowe zabezpieczone kredytami hipotecznymi. Jak na ironię, te same inwestycje ostatecznie doprowadziły do upadku firmy.
Straty, z którymi musiała się zmierzyć były wynikiem utrzymywania dużej części pozycji finansowych firmy w transzach kredytów hipotecznych w momencie, w którym rynek nieruchomości zaczął spowalniać a coraz więcej „hipotek” (które, w tamtym czasie, były bardzo łatwe do uzyskania i do których byli namawiani konsumenci – nawet ci, których „nie było na nie stać”) było niewypłacalnych; nie jest jasne, czy Lehman po prostu nie był w stanie sprzedać obligacji „na czas” czy też dobrowolnie je zatrzymał mając nadzieję, że rynek szybko wróci do poprzedniego stanu.
Upadek Lehmana był głównym czynnikiem przyczyniającym się do „efektu domina” wielu późniejszych katastrof, które ostatecznie przekształciły się w globalny kryzys finansowy 2008 roku. Wielu w branży wciąż się zastanawia, dlaczego Lehman upadł, a nie otrzymał koła ratunkowego od rządu USA.
Natychmiast po złożeniu wniosku o ogłoszenie upadłości, amerykański rynek finansowy rozpoczął okres ekstremalnej zmienności, podczas którego jeden z najważniejszych indeksów giełdowych (DOW) doświadczył największej jednodniowej straty punktowej.
Upadek Lehmana miał ogromny wpływ na drobnych inwestorów prywatnych, takich jak posiadacze obligacji i posiadacze tzw. miniobligacji, nie tylko w Stanach Zjednoczonych. Przykładowo, w Niemczech produkty strukturyzowane, często oparte na indeksach amerykańskich, były sprzedawane głównie inwestorom prywatnym, osobom starszym, emerytom, studentom i rodzinom. Niemcy, jako jedna z największych gospodarek UE „pociągnęła” za sobą kryzys w państwach ościennych.
Skąd porównanie kanclerza obecnego kryzysu energetycznego do tego z 2008 roku? Przez dwa elementy: „tzw. efekt domina”, który może wystąpić w przypadku upadku firm energetycznych oraz przez nieoderwalną więź tych firm z rządem (lub instrumentami – nie koniecznie finansowymi – para rządowymi).
W przypadku upadku firmy energetycznej, można sobie wyobrazić następujący bieg wydarzeń. Konsumenci, którzy byli obsługiwani przez firmę, muszą wybrać innego dostawcę energii (nie po cenie, która była zakontraktowana, ale po takiej, którą oferuje nowy operator). Dostawcy, którzy pozostali na rynku, są w sytuacji, w której mają większą bazę klientów, którym powinni dostarczyć prąd. Energia elektryczna to dobro fizyczne, które musi zostać wyprodukowane, aby było dostarczone – oznacza to (przeważnie) zakup dodatkowego wolumenu gazu potrzebnego do produkcji, który w tej chwili jest na bardzo wysokim poziomie. „Nowy dostawca” nie może dać sobie radę z wysokimi kosztami związanymi z nowymi klientami, którzy nie byli brani pod uwagę w długofalowej strategii rozwoju (i którzy mają „swoje” koszty). Jedynym sensowym rozwiązaniem jest przeniesienie kosztów energii na konsumentów.
Jednocześnie, warto pamiętać, że konsumenci mierzą się w tej chwili z rosnącą inflacją na terenie całej UE, która zdecydowanie obniża siłę nabywczą. „Przerzucenie” części kosztów na odbiorców (którzy już w tej chwili są obciążeni rosnącymi kosztami życia) może skutkować jeszcze szybszym „efektem domina” na drodze do – bardzo dotkliwego – zubożenia społeczeństwa. Wyższe koszty energii to – w praktyce – wyższe koszty wszystkich dóbr i usług.
Wiele instytucji międzynarodowych nie wyraża poparcia dla ingerencji państwa w,de facto, ratowanie prywatnej spółki, jednak, o czym przeczytamy poniżej, ma to ogromny sens.
Niemieckie firmy energetyczne są jednymi z najbardziej dotkniętych kryzysem, ze względu na zależność od rosyjskiego gazu. W szczególności, mówi się o krytycznej sytuacji firmy Uniper, jednej z największych spółek typu Utilities w kraju, która na ten moment otrzymuje około 40 procent normalnej ilości gazu z Rosji. Obniżone dostawy sprawiają, że firma musi kupować gaz z innych źródeł po aktualnych cenach spot (kontrakty długoterminowe gwarantują stabilność cenową, która w sytuacji braku surowca jest zaburzona). Przykładowo (ceny są czysto ilustracyjne i nie odzwierciedlają sytuacji Uniper), na podstawie kontraktu LT (long-term) firma może kupować gaz po 20 €/MWh; ten sam gaz na rynku spot (na przykład na rynku dnia następnego) kosztuje już 100 €/MWh. To bardzo istotna kalkulacja dla każdej firmy, bo na podstawie kontraktów LT opracowuje się politykę cenową oraz długoterminową strategię finansową firmy. W sytuacji – tak jak teraz – wielkiego zaburzenia zakładanych planów finansowych, firma musi zmienić podejście i „szukać” pieniędzy, dzięki którym może dalej funkcjonować.
Aby złagodzić skutki obecnej sytuacji, niemiecki rząd pracuje nad ustawą, która pozwoli na zakup udziałów w firmach energetycznych, które uginają się pod kosztem rosnących cen importu gazu. Zmieniona ustawa, która może trafić do parlamentu już niebawem, może również pozwolić rządowi na nakładanie opłat nadzwyczajnych na konsumentów, co jest szeroko krytykowane.
Ewentualna wsparcie Unipera może być wzorowane na pomocy Lufthansy, która została uratowana przed bankructwem podczas pandemii koronawirusa, dzięki pakietowi pomocy w wysokości dziewięciu miliardów euro.
Niemieccy urzędnicy rozmawiali z Uniperem na początku miesiąca, próbując znaleźć sensowne rozwiązanie sytuacji. Sama wiadomość o proponowanych zmianach legislacyjnych spowodowała spadek akcji firmy o 24 procent (notowanie 04/07), uzasadnione wysokim ryzykiem nacjonalizacji.
Uniper analizuje wszystkie możliwości poradzenia sobie z kryzysem, takie jak dodatkowe gwarancje, zaciągnięcie kredytów, a nawet objęcie przez państwo udziałów kapitałowych, co jednak jest uważane za „ostateczne rozwiązanie”.
Mimo, iż sytuacja bezpośrednio nie dotyczy Polski, biorąc pod uwagę bliskość obu krajów, jak również problem sam w sobie, warto obserwować jakie rozwiązania zostaną zaproponowane. Od początku wybuchu wojny na Ukrainie bierzemy pod uwagę skutki niższych dostaw rosyjskiego gazu, a sytuacja u naszych zachodnich sąsiadów ilustruje to w bardzo obrazowy sposób.