Nowak: Będziemy kontynuować atom w Polsce, ale będziemy skuteczniejsi (ROZMOWA)

7 listopada 2022, 07:25 Atom

Nie ma alternatywy wobec tej polityki, uważam, że powinna być ona kontynuowana, chociaż powinna być skuteczniejsza i szybsza. My rozpoczęliśmy ten proces i będziemy go kontynuować – powiedział poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Nowak komentując rządową politykę jądrową w rozmowie z BiznesAlert.pl.

ZE PAK. Fot. Mirosław Perzyński/BiznesAlert.pl
ZE PAK. Fot. Mirosław Perzyński/BiznesAlert.pl

BiznesAlert.pl: Rząd Prawa i Sprawiedliwości ogłosił, że dostawcą technologii dla pierwszej polskiej elektrowni jądrowej, która ma stanąć na Pomorzu, będzie amerykański Westinghouse. Jak skomentowałby Pan ten wybór?

Tomasz Nowak: Energetyka jądrowa to bardzo poważna sprawa a wprowadzana jest w sposób nietransparentny, bez poważnej ponadpartyjnej debaty choć jej perspektywa jest kilkudziesięcioletnia. Wybór został nam zakomunikowany! To nie jest standardem odpowiadającym powadze sprawy. A był na to czas: PiS jeszcze za czasów ministra Naimskiego zawarł umowę o współpracy przy atomie z Amerykanami a miesiąc temu, nim zapadła decyzja rządu skierował do sejmu ustawę pisaną pod Westinghouse. Ten legislacyjny falstart został zdjęty z porządku obrad bowiem wydaje się, że w tej chwili mamy do czynienia z sytuacją, w której premier Morawiecki ściga się z wicepremierem Sasinem, kto pierwszy da Polakom to, na co czekają od dłuższego czasu, czyli poczucie bezpieczeństwa energetycznego. Dziwne, że do tej pory nam tego nie dawali, wydłużając program atomowy o kilka lat. Przypomnę, że my (Platforma Obywatelska – przyp. red.) zostawiliśmy po swoich rządach gotowe prawo atomowe i wstępne decyzje o lokalizacji elektrowni jądrowych, po czym przez 4-5 lat w tej sprawie była cisza by wreszcie PiS przyznał rację opracowaniom PO. W 2017 roku zaczął prowadzić w wybranej lokalizacji badania środowiskowe, a dopiero w 2022 roku przedstawił w tej sprawie raport liczący 19 tysięcy stron. Zabrakło przy tym prawdziwego dialogu ze społecznościami zamieszkującymi okolice Kopalina i Lubiatowa. Brak dialogu, który doprowadziłby do zmiany myślenia i dostrzeżenia korzyści z inwestycji w atom, jest głównym grzechem PiS. Obok tego mamy w tej chwili do czynienia z chaosem komunikacyjnym. Wciąż nie mamy informacji ile będzie tych elektrowni, nie mamy dokładnego modelu finansowania projektów jądrowych, nie mamy analiz dotyczących chociażby systemu chłodzenia, bezpieczeństwa itd.

Mamy do wyboru trzy technologie jądrowe, a każda z nich jest bardzo wysokiej jakości. Z geopolitycznego punktu widzenia wybór trzech technologii dla trzech lokalizacji byłby optymalny. Technologie amerykańska i francuska łączyłyby nas mocniej z USA, NATO i Unią Europejską a technologia koreańska zacieśniła by naszą gospodarczą współpracę z azjatyckim tygrysem tym bardziej, że to podmiot prywatny, który daje szansę na dodatkowe atomowe megawaty bez angażowania bezpośrednio rządu.

Pojawiają się jednak argumenty, że wybór trzech różnych technologii dla trzech lokalizacji podwyższyłby koszty.

Może tak, a może nie. Wszystko to gdybanie bowiem nie znamy ustaleń rządu co do finansowania projektów. Nie znamy też kosztów obsługi kapitału, nie wiemy nic o offsetach. Trzy projekty to szansa na twardsze negocjacje. Ponadto zastosowanie różnych technologii jest sensowne, co wynika chociażby z doświadczeń francuskich. Widzimy, że we Francji kiedy pojawia się jakaś usterka elektrowni jądrowej, od razu wyłączane są wszystkie jednostki, co paraliżuje system. Z doniesień medialnych wynika, że koreańska technologia jest najtańsza i powstaje najszybciej, jednak nie można zapominać, że były to budowy prowadzone w warunkach skrajnie różnych od europejskich. Wybór jednej technologii został wpisany w PEP2040, w tej chwili rząd się z tego wycofuje i mam nadzieję, że robi to świadomie i mając na względzie interes Polski.

Czy uważa Pan, że obecny harmonogram programu jądrowego jest realistyczny?

Trudno będzie sprawić, by w 2033 roku zaczął pracować pierwszy reaktor, słyszymy zapewnienia od inwestorów, że jest to wciąż możliwe, ale ja mam co do tego wątpliwości, przede wszystkim dlatego, że dialog społeczny nie był prowadzony w sposób optymalny. Jeśli przejmiemy władzę, to postawimy właśnie na dialog, bo nie można realizować takich projektów wbrew społeczeństwu. Przykład Francji pokazuje jak prowadzi się dialog ze społecznościami lokalnymi, i jak dużo czasu zajmuje przekonanie do projektów jądrowych w ich okolicy.

Ponadto opóźnienia w budowie elektrowni jądrowych na całym świecie są znaczące, ale tu najskuteczniej działają Koreańczycy. Niemniej może wystąpić wąskie gardło w dostawie reaktorów, zwłaszcza, że zapotrzebowanie jest bardzo duże – w naszej części Europy widoczny jest renesans atomu. Problemem może być też proces administracyjny – jeśli nie zmienimy prawa, tak, by pozwoliło gromadzić niezbędne zgody jednocześnie prowadząc prace środowiskowe, będziemy mieli problem. Prawo musi pozwalać na to, by równolegle przystąpić do wszystkich rodzajów prac administracyjnych.

Jak Pan jako poseł reprezentujący okręg koniński ocenia projekt elektrowni jądrowej w Pątnowie? Jak przyczyni się on do transformacji energetycznej regionu, który odchodzi od węgla brunatnego?

Jest to wielka szansa na to, by zbudować ten region od nowa. Póki co wyrażona została tylko intencja, ale jeśli ona przełoży się na konkretne decyzje, da to niesamowity impuls rozwoju regionu, który może się stać jednym z bogatszych w Polsce – w miejscach, gdzie znajdują się elektrownie jądrowe, jednocześnie pojawia się wiele firm, ludzie średnio zarabiają o wiele więcej. Byłaby to najlepsza sprawiedliwa transformacja, jaką można by sobie wyobrazić. Jest jedno ale, czyli dialog społeczny. Jeszcze w 2008 roku przeprowadzałem wśród młodych ludzi z Konina ankietę, i 51 procent z nich była za atomem w Koninie, ale większość z nich chciała, by znajdowała się ona co najmniej 60 kilometrów od nich. Trzeba budować świadomość, że energetyka jądrowa jest bezpieczna i da społeczności lokalnej szansę na rozwój.

Słyszymy zapowiedzi, że koncepcja budowy elektrowni jądrowej miałaby powstać w ciągu dwóch miesięcy, a sama elektrownia miałaby powstać za 10 lat, ale nie jest to wiarygodne. Same badania środowiskowe i lokalizacyjne trwają trzy lata – licząc od momentu, kiedy ZE PAK, PGE i KHNP podpiszą porozumienie, w którym będzie wskazana mapa drogowa i finansowanie, potem trzeba zebrać decyzje administracyjne zakończone podpisem prezesa Państwowej Agencji Atomistyki – to z kolei są kolejne trzy lata. Wychodzi więc na to, że budowa mogłaby się zacząć około 2029 roku, i od tego momentu trzeba liczyć około ośmiu lat, aż elektrownia by powstała.

Pozostaje również pytanie o to, gdzie dokładnie taka elektrownia miałaby powstać. Jeśli na miejscu Elektrowni Pątnów, to czy w Jeziorze Gosławskim wystarczy wody? Czy może będzie to inna pobliska lokalizacja? Czy będzie to chłodzenie tylko wodą z jezior, czy będzie wspomagane chłodnią kominową? Są to istotne kwestie z punktu widzenia dialogu społecznego w regionie. Trzeba rozmawiać z mieszkańcami ,którzy na razie widzą tylko listy intencyjne ponieważ jeszcze rok temu miały tu powstać reaktory SMR, a dzisiaj słyszymy, że nie będzie to już SMR, tylko pełnoskalowa elektrownia jądrowa. Chcemy, by ona powstała, ale niepokoi zmienność w całym procesie inwestycyjnym.

Czy w razie zmiany po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych i objęciu władzy przez partie obecnie pozostające w opozycji, polityka w obszarze energetyki jądrowej obecnego rządu będzie kontynuowana?

Nie ma alternatywy wobec tej polityki, uważam, że powinna być ona kontynuowana, chociaż powinna być skuteczniejsza i szybsza. My rozpoczęliśmy ten proces i będziemy go kontynuować. Mamy bardzo poważne debaty z ekspertami na tematy energetyczne. Atom musi iść jednak w parze z OZE. Docelowo polska energetyka powinna produkować około 70 procent energii w OZE, 20-25 procent w atomie, oraz 5-10 procent w węglu i gazie, które powinny być paliwami przejściowymi.

Czy wcześniej nie było mowy o tym, że to gaz ma być paliwem przejściowym?

Gaz jest pułapką, w którą wejście będzie prowadziła do tego, że będziemy mieć drogie, emisyjne źródło, od którego i tak będziemy musieli odejść w okolicach 2050 roku. Owszem, powstanie kilka elektrowni gazowo-parowych, gaz także będzie paliwem przejściowym dla ciepła systemowego, dla elastycznych jednostek uzupełniających OZE, ale przede wszystkim jest jednak surowcem dla przemysłu chemicznego. Jednak gaz nie jest sensownym paliwem przejściowym na dużą skalę zastępującym 1:1 energetykę węglową. Wydaje się, że lepiej mieć węglową rezerwę mocy, która strategicznie funkcjonowałaby na wzór mechanizmu interwencyjnej rezerwy zimnej po roku 2040 a do tego czasu pracowałyby zmodernizowane bloki 200 i najnowocześniejsze jednostki węglowe. Uważam, że rozsądniej byłoby przejść od węgla od razu do odnawialnych źródeł energii, tzn. węgiel podtrzymywałby stabilność systemu, a w międzyczasie powstałby offshore i atom, dzięki czemu mielibyśmy stabilność w transformacji.

Jeśli gaz jest pułapką, to co uważa Pan o perspektywach takich projektów jak Baltic Pipe czy chociażby planowanego pływającego terminala LNG w Zatoce Gdańskiej?

Polska i tak będzie już dziś potrzebuje 21 mld m sześc. gazu rocznie a teraz wypadło nam 10 mld m sześciennych z kierunku rosyjskiego, więc zapotrzebowanie na gaz będzie. Mówię tylko, że nie należy nastawiać się na to, że przede wszystkim będziemy budować elektrownie gazowe, które będą wytwarzać energię w okresie przejściowym. Pamiętajmy, że jeśli dobrze rozplanujemy ten proces, okres przejściowy wcale nie będzie długi, bo około 10-15 lat. Na ten czas możemy uruchomić tylko tyle generacji gazowej, ile będzie konieczna dla zapewnienia elastyczności systemowej. Niemniej zapotrzebowanie na gaz będzie przede wszystkim w takich sektorach gospodarki jak na chemia. Będziemy mieć kilka elastycznych elektrowni gazowych, ale bardziej powinniśmy stawiać na przejście od węgla do atomu, offshore i innych źródeł odnawialnych, do czego niezbędne będzie zliberalizowanie zasady 10H i szereg innych rozwiązań. Pamiętajmy o biogazie i biometanie, tutaj pole do działania też jest duże. Ponadto Polska w przyszłych latach będzie się stawała regionalnym hubem gazowym, bo przecież cały region będzie odchodził od gazu z Rosji. Dlatego wszystkie projekty gazowe – dywersyfikacyjne typu Baltic Pipe czy gazoporty LNG są sensowne.

Czy możemy się spodziewać stanowiska partii opozycyjnych w sprawie energetyki jądrowej?

Niewątpliwie tak, ale najpierw każda partia musi wypracować własne stanowisko, byśmy mogli potem usiąść do stołu i uzgodnić konsensus, byśmy wiedzieli kto czego chce. Wydaje się, że idziemy w jedną stronę, że na opozycji myślimy na ten temat podobnie. Nie widać w tej sprawie wielkich różnic programowych. Platforma Obywatelska jest w trakcie dyskusji programu energetyczno-środowiskowego przed kongresem programowym, który odbędzie się 24 listopada 2022 roku.

Rozmawiał Michał Perzyński

Kilian: Da się walczyć z kryzysem nie zabijając rynku energii