icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Słowik: Zasada 10H była patologią, za którą płacił każdy obywatel (ROZMOWA)

Zasada 10H to patologia prowadzonej przez rząd polityki pro węglowej. Za blokadę wiatraków płaci każdy obywatel, w postaci rosnących rachunków za prąd i szalejącej inflacji – mówi współprzewodniczący Partii Zieloni Przemysław Słowik w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Podczas debaty sejmowej minister klimatu i środowiska Anna Moskwa argumentowała, że wprowadzenie zasady 10H było reakcją na patologie panujące w Polsce, jeśli chodzi o budowę lądowych farm wiatrowych. Czy uważa Pan, że rzeczywiście było to uzasadnione?

Przemysław Słowik: Zasada 10H to patologia prowadzonej przez rząd polityki pro węglowej. Za blokadę wiatraków płaci każdy obywatel, w postaci rosnących rachunków za prąd i szalejącej inflacji. Politycy obozu rządzącego wmówili ludziom, że wiatraki to zło i trzeba je zablokować. Zamiast edukować, postanowili zastraszyć mieszkańców szerząc nieprawdę na temat działania elektrowni wiatrowych. Osoby takie jak Janusz Kowalski powinny ponieść odpowiedzialność za rozsiewane kłamstwa. Prawda jest taka, że energia z wiatru to obecnie najtańsza forma wytwarzania energii. Nawet pięciokrotnie tańsza od konwencjonalnych źródeł. Do tego bezpieczna i bezemisyjna. Gminy, które mają na swoich terenach wiatraki, chwalą się dodatkowymi przychodami, które przeznaczają na rozwój swoich miejscowości.

Jak Pana zdaniem przedstawia się bilans siedmiu lat obowiązywania ustawy odległościowej?

Jedna wielka porażka. Każdy rok blokady to miliardy złotych strat dla Polaków i każdy kolejny dzień bez zniesienia ograniczenia do 500 metrów, zwiększa te straty. Udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym to zaledwie około 20 procent, a przez ostatnie 7 lat jedyny wzrost jaki miał miejsce dotyczył fotowoltaiki, przez krótki czas trwania programu prosumenckiego. Zatrzymano rozwój tanich i czystych źródeł energii. Zablokowano ponad 100 tys. nowych miejsc pracy. Dzisiaj moglibyśmy być w okolicach 30-35 procent udziału OZE w wytwarzaniu energii w Polsce, a w efekcie wojny i potrzeby jak najszybszego odejścia od paliw kopalnych, mielibyśmy bardzo dobry start do energetycznej rewolucji. Niestety, zamiast transformacji energetycznej, mamy wielomiliardowe dopłaty, które możemy traktować wprost jak spalanie naszych pieniędzy w piecu. W kolejnym sezonie grzewczym powtórzą się te same problemy, a ceny energii będą tylko rosły.

Czy zmiany, które zostały wprowadzone w ramach liberalizacji 10H, czyli zmniejszenie odległości turbiny wiatrowej od zabudowań do 700 metrów, wystarczy, by branża wiatrowa w Polsce odżyła?

Branża nie odżyje, a transformacja energetyczna nadal będzie zablokowana. Pokazują to analizy ekspertów i mówi o tym branża wiatrakowa. Zamiast 18 gigawatów energii w instalacjach wiatraków, będziemy mogli liczyć co najwyżej na 3-4 GW i to przy wysokich kosztach administracyjnych. Wprowadzenie poprawki 700 metrów wybija zęby całej ustawie, która miała w końcu zapewnić nam dostęp do dużych pokładów energii z wiatru. Sam poseł Suski nie był w stanie uzasadnić jaki jest cel tej, dosłownie, pisanej na kolanie poprawki.

Jak ocenia Pan inne zapisy w ustawie, mówiące m.in. o udostępnianiu mocy zainstalowanej farm wiatrowych społeczności lokalnej czy ochronie przyrody?

Akurat tutaj zrobiono krok w dobrą stronę, dając gwarancje lokalnym społecznością na skorzystanie z energii wyprodukowanej na terenie ich gminy. Niestety zgodnie z przyjętą ustawą działania prosumenckie dla gminy będą zapewnione tylko na 15 lat. Jako Koalicja Obywatelska chcieliśmy zapewnić udział w wyprodukowanej energii przez cały okres funkcjonowania instalacji oraz ograniczyć możliwość stawiania wiatraków do 500 metrów od otulin parków narodowych i od obszarów Natura 2000.

Jak zdaniem Zielonych powinny wyglądać przepisy regulujące funkcjonowanie lądowych farm wiatrowych w Polsce?

Bardzo prosto, zgodnie z projektem ustawy, który rok temu złożyliśmy w Sejmie. Minimalna odległość 500 metrów od zabudowań mieszkalnych, a decyzje powinna podejmować każda gmina samodzielnie poprzez odpowiednie zapisy miejscowego planu zagospodarowania. Proces powinien być maksymalnie uproszczony abyśmy mogli nadrobić stracone lata. Każdy nowy wiatrak to krok w stronę obniżenia cen prądu, poprawy jakości powietrza w Polsce i redukcji gazów cieplarnianych wypuszczanych do atmosfery. Do tego niezbędne jest odblokowanie możliwości tworzenia spółdzielni energetycznych dla mieszkańców miast i wspólnot mieszkaniowych. Każdy powinien mieć prawo do taniej, zielonej energii.

Rozmawiał Michał Perzyński

Słowik: Mrożenie cen energii i surowców to swoiste chwilówki. Trzeba zapytać co dalej (ROZMOWA)

 

Zasada 10H to patologia prowadzonej przez rząd polityki pro węglowej. Za blokadę wiatraków płaci każdy obywatel, w postaci rosnących rachunków za prąd i szalejącej inflacji – mówi współprzewodniczący Partii Zieloni Przemysław Słowik w rozmowie z BiznesAlert.pl.

BiznesAlert.pl: Podczas debaty sejmowej minister klimatu i środowiska Anna Moskwa argumentowała, że wprowadzenie zasady 10H było reakcją na patologie panujące w Polsce, jeśli chodzi o budowę lądowych farm wiatrowych. Czy uważa Pan, że rzeczywiście było to uzasadnione?

Przemysław Słowik: Zasada 10H to patologia prowadzonej przez rząd polityki pro węglowej. Za blokadę wiatraków płaci każdy obywatel, w postaci rosnących rachunków za prąd i szalejącej inflacji. Politycy obozu rządzącego wmówili ludziom, że wiatraki to zło i trzeba je zablokować. Zamiast edukować, postanowili zastraszyć mieszkańców szerząc nieprawdę na temat działania elektrowni wiatrowych. Osoby takie jak Janusz Kowalski powinny ponieść odpowiedzialność za rozsiewane kłamstwa. Prawda jest taka, że energia z wiatru to obecnie najtańsza forma wytwarzania energii. Nawet pięciokrotnie tańsza od konwencjonalnych źródeł. Do tego bezpieczna i bezemisyjna. Gminy, które mają na swoich terenach wiatraki, chwalą się dodatkowymi przychodami, które przeznaczają na rozwój swoich miejscowości.

Jak Pana zdaniem przedstawia się bilans siedmiu lat obowiązywania ustawy odległościowej?

Jedna wielka porażka. Każdy rok blokady to miliardy złotych strat dla Polaków i każdy kolejny dzień bez zniesienia ograniczenia do 500 metrów, zwiększa te straty. Udział odnawialnych źródeł energii w miksie energetycznym to zaledwie około 20 procent, a przez ostatnie 7 lat jedyny wzrost jaki miał miejsce dotyczył fotowoltaiki, przez krótki czas trwania programu prosumenckiego. Zatrzymano rozwój tanich i czystych źródeł energii. Zablokowano ponad 100 tys. nowych miejsc pracy. Dzisiaj moglibyśmy być w okolicach 30-35 procent udziału OZE w wytwarzaniu energii w Polsce, a w efekcie wojny i potrzeby jak najszybszego odejścia od paliw kopalnych, mielibyśmy bardzo dobry start do energetycznej rewolucji. Niestety, zamiast transformacji energetycznej, mamy wielomiliardowe dopłaty, które możemy traktować wprost jak spalanie naszych pieniędzy w piecu. W kolejnym sezonie grzewczym powtórzą się te same problemy, a ceny energii będą tylko rosły.

Czy zmiany, które zostały wprowadzone w ramach liberalizacji 10H, czyli zmniejszenie odległości turbiny wiatrowej od zabudowań do 700 metrów, wystarczy, by branża wiatrowa w Polsce odżyła?

Branża nie odżyje, a transformacja energetyczna nadal będzie zablokowana. Pokazują to analizy ekspertów i mówi o tym branża wiatrakowa. Zamiast 18 gigawatów energii w instalacjach wiatraków, będziemy mogli liczyć co najwyżej na 3-4 GW i to przy wysokich kosztach administracyjnych. Wprowadzenie poprawki 700 metrów wybija zęby całej ustawie, która miała w końcu zapewnić nam dostęp do dużych pokładów energii z wiatru. Sam poseł Suski nie był w stanie uzasadnić jaki jest cel tej, dosłownie, pisanej na kolanie poprawki.

Jak ocenia Pan inne zapisy w ustawie, mówiące m.in. o udostępnianiu mocy zainstalowanej farm wiatrowych społeczności lokalnej czy ochronie przyrody?

Akurat tutaj zrobiono krok w dobrą stronę, dając gwarancje lokalnym społecznością na skorzystanie z energii wyprodukowanej na terenie ich gminy. Niestety zgodnie z przyjętą ustawą działania prosumenckie dla gminy będą zapewnione tylko na 15 lat. Jako Koalicja Obywatelska chcieliśmy zapewnić udział w wyprodukowanej energii przez cały okres funkcjonowania instalacji oraz ograniczyć możliwość stawiania wiatraków do 500 metrów od otulin parków narodowych i od obszarów Natura 2000.

Jak zdaniem Zielonych powinny wyglądać przepisy regulujące funkcjonowanie lądowych farm wiatrowych w Polsce?

Bardzo prosto, zgodnie z projektem ustawy, który rok temu złożyliśmy w Sejmie. Minimalna odległość 500 metrów od zabudowań mieszkalnych, a decyzje powinna podejmować każda gmina samodzielnie poprzez odpowiednie zapisy miejscowego planu zagospodarowania. Proces powinien być maksymalnie uproszczony abyśmy mogli nadrobić stracone lata. Każdy nowy wiatrak to krok w stronę obniżenia cen prądu, poprawy jakości powietrza w Polsce i redukcji gazów cieplarnianych wypuszczanych do atmosfery. Do tego niezbędne jest odblokowanie możliwości tworzenia spółdzielni energetycznych dla mieszkańców miast i wspólnot mieszkaniowych. Każdy powinien mieć prawo do taniej, zielonej energii.

Rozmawiał Michał Perzyński

Słowik: Mrożenie cen energii i surowców to swoiste chwilówki. Trzeba zapytać co dalej (ROZMOWA)

 

Najnowsze artykuły