Ustalenie odległości turbin od zabudowań na 700 metrów to nieodpowiedzialność rządu za własne słowa, za proces konsultacyjny i za to, co nam grozi. Po to, żeby dogadać się ze Zbigniewem Ziobro, PiS sprawił, że będziemy mieli problem z niedoborem mocy po 2025 roku – mówi poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Nowak w rozmowie z BiznesAlert.pl.
BiznesAlert.pl: Podczas sejmowej debaty o liberalizacji ustawy odległościowej przedstawiciele obozu rządzącego przekonywali, że zasada 10H miała ukrócić patologie przy budowie lądowych farm wiatrowych w Polsce. Czy słusznie?
Tomasz Nowak: Cały czas mamy do czynienia z negatywną polityką. Minister Moskwa sugeruje, że proces stawiania farm wiatrowych w latach, kiedy PO była u władzy, był niewłaściwy, ale z drugiej strony wnioski polityczne wyciągnięte przez PiS zmierzały do całkowitej negacji lądowej energetyki wiatrowej. Jest to działanie nieproporcjonalne do problemu. Problem polegał na tym, że można było stawiać farmy na podstawie warunków zabudowy, a ocenę oddziaływania na środowisko mogli przygotowywać sami inwestorzy . W niektórych miejscach było to kłopotem, ale zamiast wprowadzić zmiany, wprowadzające plany zagospodarowania przestrzennego, które my i tak wdrażaliśmy, PiS wolał zabić całą energetykę wiatrową. System wymagał tylko naprawy, a nie likwidacji. W efekcie końcowym energetyka wiatrowa na lądzie rozwijała się tylko w tych miejscach, co do których rozwiązania i plany zostały ustalone jeszcze za naszych rządów i na bazie prawa, które obowiązywało wcześniej. I tylko dlatego w czasach rządów PiS nastąpił jakikolwiek przyrost mocy z wiatru na lądzie. Rząd PO-PSL stwarzał warunki do rozwoju OZE. PiS to zatrzymał. Pamiętam pierwsze posiedzenia komisji energii w 2016 roku, kiedy mówiło się, że powinniśmy dopuszczać tylko te źródła energii, które są stabilne, kwestionując energetykę wiatrową, ale także słoneczną. To, że energetyka słoneczna się rozwijała wynikało tylko i wyłącznie z tego, że Polska zaczynała widocznie odstawać od reszty krajów Unii Europejskiej, co stało się bardzo widoczne za rządów PiS. Wtedy podjęto dwie decyzje: po pierwsze, wprowadzono drewno do rozliczeń i statystyki realizacji 15-procentowego celu OZE a po drugie uruchomiony został program „Mój Prąd”, który przyspieszył rozwój fotowoltaiki. Niemniej energetyka wiatrowa na lądzie była sekowana.
Ze strony rządzących padł również argument, że ustawa odległościowa będzie mieć ograniczone znaczenie, ponieważ rozwój OZE w Polsce ma dotyczyć przede wszystkim fotowoltaiki i morskich farm wiatrowych. Jaka powinna więc być rola lądowych farm wiatrowych w stosunku do innych źródeł odnawialnych?
Rząd umniejsza znaczenie spraw, w których się skompromitował. Przez kilka lat rząd widząc, że powinno być więcej energetyki wiatrowej na lądzie, przygotował ustawę do konsultacji. Ustawa ta była wystarczająco dobrze przedyskutowana przez ministerstwa, branżę, operatorów, itd. Osiągnięty został konsensus 500 metrów (odległości turbiny wiatrowej od zabudowań – przyp. red.), po czym minister Moskwa w ciągu kilku minut zmieniła zdanie i uznała, że 700 metrów będzie wystarczającym rozwiązaniem, chociaż finalnie powoduje to, że energii z wiatru na lądzie będzie o połowę mniej. Tymczasem Polskie Sieci Elektroenergetyczne przygotowały raport, w którym ostrzegają przed niedoborem mocy, do którego może dojść w Polsce po 2025 roku. Do 2030 roku w kraju może ubyć do 10 GW mocy i z tego, co wiem, PSE nalega na to, by ratować wszystko, co w tej chwili generuje moc, i zrobić wszystko, by przedłużyć rynek mocy. W 2025 roku będziemy pod kreską, być może będziemy zmuszeni do importu energii. Oczywiście powinniśmy utrzymać współpracę z zagranicą, ale przede wszystkim powinniśmy dążyć do samowystarczalności. Do tego niezbędna jest energetyka wiatrowa. Przecież gdyby nie wprowadzono zasady 10h to rozwijająca się energetyka wiatrowa na lądzie (również dzięki unowocześnieniu tej technologii) obniżyłaby ceny energii elektrycznej i ograniczyłaby zapotrzebowanie na węgiel. Postawienie na wiatr i fotowoltaikę jako systemy uzupełniające się oraz elektryfikacja ciepłownictwa przez pompy ciepła mogłoby w łatwy sposób zbilansować system. Ciepło można łatwo przechowywać, więc zależność OZE od pogody byłaby mniejsza. To jednak nie uda się bez komplementarności wiatru i fotowoltaiki. Wtedy, kiedy generowany jest prąd z wiatru, najczęściej nie jest jednocześnie wytwarzany prąd z fotowoltaiki, i na odwrót. Wtedy będzie ważne, by zabezpieczyć system za pomocą tzw. cable poolingu, czyli wspólnego łącza dla np. farm słonecznych i wiatrowych.
Ustalenie odległości turbin od zabudowań na 700 metrów to nieodpowiedzialność rządu za własne słowa, za proces konsultacyjny i za to, co nam grozi. Po to, żeby dogadać się ze Zbigniewem Ziobro, PiS sprawił, że będziemy mieli problem z niedoborem mocy po 2025 roku. Cała Unia Europejska korzysta zarówno z fotowoltaiki, jak i wiatru na lądzie. Zgodnie z programem REPowerEU powinniśmy inwestować w OZE o wiele szybciej. W wyniku nieodpowiedzialnych działań rządu wydłuża się proces decyzyjny ws. farm wiatrowych o co najmniej trzy-cztery lata. Ponadto, w wyniku tej decyzji zaprzepaszczamy już istniejące plany zagospodarowania przestrzennego, które powstawały w latach 2010-2015, w których uwzględniona była odległość 500 metrów. W tej chwili 90 procent tych planów będzie musiało być zmienione.
Rząd mówi, że wystarczy fotowoltaika i offshore, ale tak nie będzie, bo nasze zapotrzebowanie na moc będzie rosnąć, może też dojść do budowy atomu i morskich farm wiatrowych. Wtedy dziura w systemie będzie jeszcze większa.
Jednak znowelizowana ustawa odległościowa wprowadziła nie tylko minimalną odległość 700 metrów od turbiny do zabudowań, ale także nowy system podziału korzyści wypływających z farmy wiatrowej ze społecznością lokalną, czy nowe regulacje dotyczące ochrony przyrody. Co Pan sądzi o nowych przepisach?
Jest to dobra strona tej ustawy. My w naszym projekcie zakładaliśmy, że 3 procent przychodów brutto miałoby być przekazywane samorządom jako podatek. Miałem również koncepcję o współuczestniczeniu w zyskach tych, na których działkach postawiona została farma wiatrowa, ale także ich sąsiadów, proporcjonalnie do odległości, by nie wzbudzać kontrowersji. Wydaje się, że udostępnienie 10 procent mocy farmy gminie wydaje się bardzo interesujące, ale mam obawy czy nie jest to wartość hipotetyczna, ponieważ to, ile wykorzysta dana gmina, zależy od wielkości farmy i samej gminy. Być może będzie to nadmiar, który nie zostanie wykorzystany.
Rozmawiał Michał Perzyński