Czy w scenariuszu, w którym udział zielonej energii wzrasta do 50-60 procent, zapotrzebowanie na niektóre surowce wzrośnie nawet dziesięciokrotnie, jesteśmy gotowi, aby niszczyć środowisko i wydobywać surowce w Europie? Chiny czy Indie są na to gotowe, ale na jak długo i czy będą chciały akurat z nami nimi handlować? Z Veliną Tchakarovą, ekspertką w dziedzinie geopolityki, szefową firmy konsultingowej FACE rozmawiamy o tym, jak geopolityka kształtuje energetykę.
BiznesAlert.pl: Wpływ geopolityki na energetykę gazową jest omawiany wszerz i wzdłuż. Rzadziej pod tym kątem analizujemy energetykę jądrową. W jaki sposób wydarzenia z gatunku “geopolityka” wpływają na tę branżę?
Velina Tchakarova: Wpływają i w tym kontekście też będziemy rozmawiać o Rosji. Duża część europejskich krajów, które mają elektrownie jądrowe budowała je z pomocą Rosji, przez co te jednostki bazują na rosyjskiej technologii. Możemy sobie wyobrazić scenariusz, w którym Rosja przestaje im dostarczać unikalny osprzęt, czy wsparcie techniczne. Pytanie jak może to być zastąpione przez zachodnią technologię – amerykańską lub francuską – to pytanie o koszt.
Inną istotną kwestią jest sprawa podziałów. W Europie nie mamy zgody co do tego, czy energia jądrowa jest “zieloną” energią, czy powinna być częścią miksu energetycznego, czy jest paliwem przyszłości. Francja jest przekonana, że tak; Niemcy i Austria są absolutnie przeciwne. Tutaj jest pole do popisu dla Rosji i Chin, które mogą docierać do grup wpływów, czy grup społecznych i wykorzystywać otwartość naszej kultury polityki i debaty publicznej, aby podsycać niezadowolenie z pewnych kwestii w różnych krajach.
W jaki sposób to się może rozwinąć?
Nie da się tego przewidzieć. Na dzień dzisiejszy osiągnęliśmy w tej kwestii kompromis, ponieważ Komisja Europejska określiła wzbogacony paliwo jądrowe jako paliwo transformacyjne obok gazu i LNG. Ale na jak długo?
Czyli mamy konflikt, przez co Rosja jest wygranym?
Czy wygranym? Rosja po prostu ma tu potencjał: znalazła niszę, którą może przekuć na swoją korzyść. Dyskusje na ten temat toczą się od dekad i ciężko będzie zmienić stanowiska, zwłaszcza że ta dyskusja nie zatrzymuje się na energetyce, ale wchodzi też w zakres militarny tj. wykorzystania broni jądrowej. Najistotniejsi gracze na “rynku jądrowym” mają absolutnie zero intencji, aby zaprzestać wykorzystywania energetyki jądrowej. Dyskusji o kontroli arsenałów jądrowych nie ma w ogóle, bo obecnie trwa wojna – jest więc pustka, którą mogą wykorzystywać zewnętrzni gracze do osiągnięcia swoich celów.
To taki konflikt na linii Paryż-Berlin…
Tak, tym bardziej, że od czasu brexitu Wielka Brytania nie zapewni nam bezpieczeństwa militarnego i Francja została jedynym krajem, który może nam zagwarantować energię jądrową do militarnego wykorzystania. Obok wykorzystania energii jądrowej w energetyce, Francja jest stałym członkiem Rady Bezpieczeństwa Organizacji Narodów Zjednoczonych i gwarantem bezpieczeństwa w Europie. Tych dwóch kwestii nie da się rozłączyć.
Rozumiem, że musimy być tego świadomi, ale czy możemy coś z tym zrobić?
Mój przekaz jest taki, że dobrze się stało, że udało nam się osiągnąć kompromis, ale musimy być gotowi na kolejną falę podziałów w Europie i mieć świadomość tego, że za moment będziemy musieli się z tym zmierzyć. To jest naprawdę głęboki podział i duży problem. Kraje, które wstrzymują się od używania na swoim terenie energetyki jądrowej, będą musiały zaakceptować że ich sąsiedzi będą na tym paliwie polegać na zawsze.
Znaleźliśmy się w sytuacji, w której musieliśmy zmienić kierunki, z których kupujemy gaz. Głośno mówimy o zerwaniu z asymetryczną relacją z Rosją, ale mam wrażenie, że to jest moment, w którym łatwo możemy wejść w kolejną uzależniającą relację.
Zgadzam się. To oczywiście nie jest przypadek wszystkich 27 krajów – niektóre podjęły się dywersyfikacji, wystarczy spojrzeć na terminale LNG. Ale jeśli czekasz aż kryzys cię dopadnie i nie przygotowujesz się na różne scenariusze poprzez dywersyfikację dostawców to rzeczywistość cię przytłoczy, bo w krótkim terminie nie ma możliwości dywersyfikacji.
Z jakiej przyczyny?
Większość kontraktów LNG to kontrakty długoterminowe. W tym przypadku nie idzie się do największych eksporterów i mówi “cześć, potrzebuje gaz, dostarczacie mi go do domu dzisiaj”, bo ten gaz jest zakontraktowany. Jeśli taka sytuacja miałaby miejsce to znaczyłoby, że długoterminowi kontraktorzy nie dostaną gazu zgodnie z umową. W imię czego?
Zatem w krótkim terminie to bardzo, bardzo mało prawdopodobne, żeby zdywersyfikować dostawy gazu. Weźmy mój kraj – Austrię. Austria była u wszystkich dostawców gazu i w zasadzie wróciła z pustymi rękoma. Ważna tu też jest skala: większość krajów Unii Europejskiej to małe państwa. Wyjściem byłoby danie mandatu Komisji Europejskiej na wspólne negocjacje, tak jak miało to miejsce chociażby w przypadku szczepionek przeciw Covid-19. Kolejna kwestia to geografia: nie możesz wziąć gazu skądkolwiek. Austria ma świetne relacje z Australią, ale w tym przypadku na nic one się zdadzą. Do tego wszystkiego dochodzi polityka: nie wszyscy dostawcy będą chcieli z tobą rozmawiać, bo w przypadku gazu musi być też polityczne zielone światło. Tylko dzięki naszym politycznym relacjom ze Stanami Zjednoczonymi byliśmy w stanie utrzymać stabilność dostaw w Europie. Musimy być przy tym świadomi, że przez to “odebraliśmy” LNG krajom o wiele biedniejszym jak np. Bangladesh, czy Pakistan, które nie mogły sobie pozwolić na tak drogi zakup.
W ten sposób “zmusiliśmy” je do kupowania gazu od Rosji czy Chin…
Dokładnie. W tej kwestii czeka nas jeszcze wiele ciężkich wyborów.
To znaczy, że wszystko jeszcze przed nami?
Tak, krótkoterminowo powinniśmy zakładać ekstremalne scenariusze. Nie kupuję tego, że tylko dlatego, że obniżyliśmy zapotrzebowanie i jakoś przetrwaliśmy zimę to jest po kryzysie. Jakie będą nieprzewidziane konsekwencje zmniejszania zapotrzebowania dla biznesu, przemysłu, czy systemu zabezpieczeń społecznych? Tego jeszcze nie wiemy, zwłaszcza że niektórzy ostrzegają, że będziemy musili zmniejszyć zapotrzebowanie nawet o 20-28 proc. To jest przecież 1/3.
Do tego dochodzi transformacja energetyki, która nie jest tania. Sposób komunikacji, że teraz energia odnawialna jest tania nie jest do końca szczery. Tak, jest tanio, bo wcześniej zainwestowaliśmy w to bardzo dużo. Pomyślmy tylko o Energiewende, która kosztowała ponad 600 mld euro i Niemcy wcale nie zrobiły ogromnego postępu. Rządy i instytucje Unii Europejskiej inwestują ogromne pieniądze w transformację energetyczną i skoro już zainwestowaliśmy tyle i wcale nie osiągnęliśmy wiele, musimy być przygotowani, że osiągnięcie naszych celów będzie kosztować o wiele, wiele więcej.
Jakie są tego geopolityczne konsekwencje?
Istotną kwestią jest też to, że zmieniamy dostawcę nośników energii z Rosji na o wiele bardziej skomplikowanego gracza jakim są Chiny. W scenariuszu, w którym udział zielonej energii wzrasta do 50-60 procent par excellence udział surowców, jaki będziemy potrzebować, znacznie wzrasta. W niektórych przypadkach nawet dziesięciokrotnie. Skąd będziemy je brać? To jest najważniejsze pytanie. Czy jesteśmy gotowi, aby znowu zacząć wydobywać i przetwarzać surowce w Europie? Bo to niszczy środowisko. Czy nasze społeczeństwo, nasi aktywiści ekologiczni są na to gotowi?
Obecnie Chiny czy Indie są gotowe niszczyć swoje środowisko, żeby sprzedawać nam swoje surowce. Pytanie jak długo. Pamiętajmy, że to, że potrzebujemy surowców i jesteśmy w stanie zapłacić to nie wszystko – takich jak my jest więcej. Dlaczego Rosja czy Chiny miałyby pozwolić nam handlować z krajami w Afryce, na które mają wpływ, skoro wstrzymywanie handlu może nam zaszkodzić?
Rozmawiała Maryjka Szurowska
Niemcy dostaną wsparcie USA, bo chcą produkować auta niezależnie od Chin