– Aby zmienić globalny układ sił na bardziej wielobiegunowy, BRICS będzie musiało włożyć wiele wysiłku w wyrównywanie wewnętrznych rozbieżności. Przyłączenie Arabii Saudyjskiej i Iranu jest jednym z takich kroków. – pisze Łukasz Przybyszewski, prezes Abhaseed Foundation Fund w BiznesAlert.pl.
Iran i Arabia Saudyjska złożyły wniosek o przyjęcie do BRICS w ubiegłym roku, ale państwa te były zainteresowane przyłączeniem się do tej organizacji od dłuższego czasu. Sama BRICS, nie ma co ukrywać, powstała w dużej mierze w odpowiedzi na kryzys 2007/8 r. i nadchodzącą okazję do wzmocnienia schyłku jednobiegunowości i wykorzystania go. Przyłączenie się RPA do BRIC w 2011 r. dodało organizacji większej wagi o wydźwięku politycznym, symbolicznym i praktycznym. RPA bowiem w wymiarze politycznym jest krytyczna wobec G7, co z kolei ma swoje źródło w rozczarowaniu na poziomie gospodarczym, a właściwie polityki gospodarczej państw G7 prowadzonej często przeciw interesom władz w Pretorii. Do grona państw członkowskich teraz też dołączą te, które mają powody, aby być sceptyczne lub mniej jednoznacznie przekonane do opierania się o relację z G7 i strukturami zachodnimi.
China’s Eleven: ryzykowna Globalna Gra
Przyłączenie się Arabii Saudyjskiej, Argentyny, Egiptu, Etiopii, Iranu i Zjednoczonych Emiratów Arabskich jest kolejnym etapem, który ma wiele wymiarów, których pod względem znaczenia nie wolno ignorować. Pod względem gospodarczym i politycznym/dyplomatycznym, największe znaczenie ma uzyskanie członkostwa przez Iran i Arabię Saudyjską. Tu mamy bowiem ewidentnie do czynienia z budowaniem “success story” chińskiej dyplomacji. Przyłączenie się Egiptu i Etiopii niesie z kolei przesłanie gospodarcze i suwerennościowe – oba państwa mają gospodarczy potencjał, który mógłby przysłużyć się stabilizacji w ich sąsiedztwie, o ile miałyby siłę oprzeć się obcym interwencjom. ZEA z kolei przedstawiają przykład niezależności, a Emiraty z racji na swoją rolę dla biznesu w regionie muszą budować relacje ze wszystkimi – m.in. Rosją, Iranem, Izraelem, Chinami, Indiami, UE, USA. Członkostwo ZEA pokazuje więc, że biznes przede wszystkim ceni sobie neutralność. Przyjęcie zaś Argentyny ma wzmocnić negatywny obraz zachodnich “dobrych rad” i linii kredytowych, które są również w Brazylii postrzegane jako więzy zarzucone na regionalnych guliwerów.
Sumarycznie więc widzimy, że Rosja, Chiny i Indie przyjęły teraz do BRICS te państwa, które przez najbliższą dekadę wniosą do organizacji najwięcej pod względem politycznym, gospodarczym i symbolicznym. Najwięcej do zaoferowania nowym członkom mają Chiny. Śmiało można zatem powiedzieć, że władze w Pekinie prowadzą poprzez BRICS, przy porozumieniu z resztą członków, ryzykowną Globalną Grę. Z dotychczasowych pięciu i nowych sześciu członków zbudowano teraz bowiem coś na kształt China’s Eleven – grupy, która potencjalnie mogłaby skraść Zachodowi artefakty sukcesu: dominującą pozycję dolara, monopol zachodnich instytucji finansowo-rozwojowych oraz środki kontroli nad ONZ.
Perspektywy i rola Arabii Saudyjskiej oraz Iranu
Aktualnie perspektywa osłabienia lub skradzenia zachodnich artefaktów kontroli i sukcesu jest wciąż odległa. Ażeby jednak wewnętrzne rozbieżności w ramach BRICS zmniejszały się, a grono krajów chętnych do przyłączenia się powiększało, to trzeba było dopuścić do BRICS te państwa, których rola i pozycja byłaby dla innych inspiracją i zachętą. Jedną z najistotniejszych kombinacji jest tu Arabia Saudyjska i Iran. Równoczesne przyjęcie Arabii Saudyjskiej i Iranu do BRICS niesie bardzo silne przesłanie. Mówi ono bowiem, że najsilniejsze gospodarki rozwijające się wspierają te, które pomagają je napędzać i pomogą przezwyciężyć regionalne animozje tak, aby pokojowe współistnienie im służyło, a nie było okupione jakiegoś rodzaju ofiarą. To bardzo sprytny zabieg. Wiele państw na świecie może bowiem z łatwością wskazać swojego regionalnego wroga, często wspieranego “przez tych po drugiej stronie barykady” (cokolwiek, jeśli realnie w ogóle, to znaczy). Znaczna liczba krajów czuje się też w potrzasku między dwoma regionalnymi mocarstwami (np. ZEA), albo nie może sprostać zachodnim standardom praw człowieka, wolności, itd.
Nie ma jednak co się oszukiwać: BRICS musi nabrać masy, zanim weźmie się za rzeźbę. Proces ten może przyspieszyć, bo masa ma ścisły związek z grawitacją, więc być może kolejni członkowie dojdą szybciej, niż za kolejne 10 lat. Następne rozszerzenie najprawdopodobniej obejmie kolejne państwo/a Afryki Północnej i/lub Zachodniej, przynajmniej jedno państwo z Azji Południowo-Wschodniej i być może kolejne z Ameryki Południowej. Gdyby tak się stało, to przesłanie – w bardzo uproszczonej wersji – będzie następujące: pomijając interwencje zbrojne, jeśli Zachód będzie próbował zagłodzić Globalne Południe finansowo, technologicznie, to GP odpowie głodzeniem surowcowo-komponentowym Zachodu.
Aby zmienić globalny układ sił na bardziej wielobiegunowy, BRICS będzie musiało jednak włożyć jeszcze wiele wysiłku w wyrównywanie wewnętrznych rozbieżności i dowożenie namacalnych dowodów swej sprawczości oraz dobrych zachęt. Potrzebuje masy. Przyłączenie Arabii Saudyjskiej i Iranu jest jednym z takich kroków, ponieważ oba państwa razem tworzą bardzo dużą “masę” węglowodorową. Nikt z dotychczasowych członków nie widziałby w przyjęciu dwóch ważnych producentów węglowodorów nic niepokojącego – wręcz przeciwnie, to idealny wybór. Likwiduje wiele rozbieżności – każdy chce ich mieć po swojej stronie. Działania Arabii Saudyjskiej i Iranu na rynku węglowodorowym mogą bowiem wpływać na inne gospodarki, a zatem nadawać realny kształt i wymiar “woli” BRICS. Przyłączenie się ich było niezbędne do tworzenia przyszłych struktur wpływu, rzeźby BRICS. Żeby sobie to zapewnić, Chiny będą teraz najpewniej rozważać kolejne flagowe inwestycje, np. w Arabii Saudyjskiej, a także kontynuować import ropy z Iranu.
Widzimy więc, że BRICS zdecydowanie zatem ma w perspektywie zamiar budować już nie tylko masę, ale z czasem i rzeźbę. Bez Arabii Saudyjskiej i Iranu byłoby to niemożliwe. Samo BRICS może też stać się przyczynkiem do czegoś więcej, np. mogłoby potencjalnie zrodzić inny byt lub inicjatywę, który choćby z nazwy byłby czymś bardziej uniwersalnym, niż tylko akronimem nazw państw tworzących jego rdzeń. Brakuje tylko odpowiedniej sytuacji ku temu. Jeśli bowiem aktorzy państwowi są ojcami jakiejś organizacji, to okoliczności są ich matkami. Przyszłych aktorów raczej znamy, ale okoliczności już nie. Nie ma co jednak być ani optymistą, ani pesymistą: świat wielobiegunowy oznaczałby większy poziom i liczbę różnych rodzajów zależności, a to niekoniecznie jest rzeczywistość, w której Zachód nie mógłby lub nie chciałby się odnaleźć. Być może mógłby nawet dzięki temu wzrosnąć w potęgę, jeśli odpowiednio wykorzystałby uwarunkowania panujące w takim układzie. Zważywszy na nasze doświadczenie w demokracji, mamy ku temu bardzo duże szanse, jeśli będziemy cierpliwi i nie popadniemy w ekstremizm wolnościowy.
Ł.K.P. Przybyszewski jest prezesem Abhaseed Foundation Fund, grupy eksperckiej i NGO oferującego szkolenia dla dziennikarzy dot. pozyskiwania i interpretacji informacji ze źródeł otwartych, które pokrywają tematykę Iranu.
Rozpoczął się szczyt BRICS. RPA nie aresztuje Putina i chce mu dać immunitet