icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Centrum Analiz Binase: Zmiana szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, czyli wojny z Firtaszem ciąg dalszy

Prezydent Ukrainy złożył wniosek w Radzie Najwyższej o poparcie dla dymisji obecnego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wałentyna Naływajczenkę. 18 czerwca parlament zagłosował za dymisją. W ten sposób kończy się kilkudniowy minikryzys, który jest kolejną odsłoną dużo poważniejszej wojny, jaką obecne władze prowadzą z Dmytro Firtaszem – o czym pisaliśmy już 13 maja, informuje Centrum Analiz Binase.

PM315image002

Dymisja Naływajczenki to kolejny cios dla oligarchy. Tym boleśniejszy, że potwierdza zmianę postawy prezydenta. Petro Poroszenko ostatecznie skreśla Firtasza i przyłącza się do walczącego z nim rządu Arsenija Jaceniuka, choć to właśnie oligarcha przeszło rok temu bardzo pomógł mu zwyciężyć w wyborach prezydenckich.

Za dymisją Naływajczenki głosowało 248 deputowanych (w 450-osobowym parlamencie), w tym zdecydowana większość koalicji (Front Ludowy, Blok Petra Poroszenki, Samopomoc). Posiedzenie, na którym rozpatrywano wniosek prezydenta, rozpoczęło się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Od środowego wieczora trwały bowiem polityczne targi. Po pierwsze, Poroszenko przekonywał do poparcia jego wniosku deputowanych z partii UDAR. Po drugie, omawiano między frakcjami osobę następcy Naływajczenki (faworytem wydaje się być Wasyl Hrycak, dotychczasowy 1. zastępca szefa SBU, szef Centrum Antyterrorystycznego SBU, weteran operacji w Donbasie). Ostatecznie część kilkunastoosobowej grupy deputowanych partii UDAR zagłosowała jak reszta frakcji Bloku Petra Poroszenki. Część się wstrzymała, część głosowała przeciw dymisji Naływajczenki. Startował on w jesiennych wyborach parlamentarnych jako nr 2 UDAR-u i był forsowany na stanowisko szefa SBU przez ugrupowanie Witalija Kliczki, więc ta lojalność nie dziwi. Ale dymisji nie poparła też Partia Radykalna Ołeha Liaszki (wstrzymali się od głosu) oraz grupa deputowanych niezrzeszonych.

Rozkład głosów pokazuje, jaką liczbą szabel dysponuje dziś w parlamencie Dmytro Firtasz. Bo uderzenie w szefa SBU to część wojny władz z tym oligarchą. Po pierwsze, Naływajczenko to człowiek związany od lat z Firtaszem. Po drugie, nie było żadnych merytorycznych podstaw, by go teraz dymisjonować. Po trzecie, zaostrza się konflikt władz z Firtaszem.

Pretekst

Kłopoty szefa SBU zaczęły się po jego wypowiedziach na temat niedawnego gigantycznego pożaru w bazie paliw pod Kijowem, w którym zginęło pięć osób. Naływajczenko powiedział głośno to, o czym i tak wszyscy wiedzieli: baza należy do współpracownika byłego ministra energetyki Eduarda Stawyckiego, człowieka Janukowycza, obecnie na politycznej emigracji. Jeśli można było mieć coś za złe Naływajczence, to to, że jego słowa mogą zostać odebrane jako pośrednie potwierdzenie stanowiska wspomnianej firmy-właściciela naftobazy. State Oil jest operatorem detalicznym spółki BRSM-Nafta (własność współpracownika Stawyckiego) i twierdzi, że pożar to efekt zamachu. Co więcej, już wcześniej miało dochodzić do podkładania ładunków wybuchowych na stacjach benzynowych spółki. W domyśle ma to być prześladowanie podmiotów gospodarczych niezwiązanych z obecną władzą. Naływajczenkę jednak prokuratura na przesłuchanie w tej sprawie wezwała (prokurator generalny Wiktor Szokin to przyjaciel Poroszenki).

Dezinformacją są też rozpowszechniane przez niektóre media (np. gazetę „Wiesti” wciąż należącą do Ołeksandra Kłymenki, ministra podatków za Janukowycza) plotki, że Poroszenko usuwa Naływajczenkę, bo obawia się jego dobrych kontaktów z Amerykanami. Rzekomym argumentem za tą teorią jest fakt, że prezydent uderzył w szefa SBU tuż przed jego wyjazdem do USA (wizyta została odwołana). Podczas tego wyjazdu Naływajczenko miałby rzekomo przekazać Amerykanom informacje kompromitujące prezydenta. Cała ta teoria jest z gruntu fałszywa. USA wciąż nie mają zaufania do SBU, zinfiltrowanej w poprzednich latach przez Rosjan w stopniu niebywałym. A sam Naływajczenko był już szefem służby w latach 2006-2010 i trudno uznać go za nową twarz. Zresztą dbał wówczas o to, aby nie stała się krzywda interesom oligarchy Firtasza (choćby spółce z udziałem Gazpromu, RosUkrEnergo). Obecna polityczna awantura wokół szefa SBU tylko potwierdza, że jest związany z Firtaszem. A tego przecież ściga FBI, a USA chcą ekstradycji.

Obrona

Naływajczenko oczywiście nie myślał się poddawać bez walki. Przyjął typową w ostatnim czasie dla dymisjonowanych i odsuwanych polityków i urzędników linię obrony: to sprawka Rosjan, którym zalazł za skórę swoją działalnością. Poroszenko o zamiarze zdymisjonowania Naływajczenki powiedział 15 czerwca. Awantura polityczna wybuchła 16 czerwca. Zaś 17 czerwca do kontrataku przeszedł sam Naływajczenko – w mediach. Oświadczył, że jego służba przechwyciła „instrukcje z Kremla”. A w nich listę z nazwiskami osób, które powinny zostać usunięte z władz ukraińskich. „Na pierwszej pozycji widnieje nazwisko premiera Arsenija Jaceniuka. Na drugiej moje” – powiedział Naływajczenko. Co to za „instrukcje” i do kogo adresowane, nie powiedział.

Elementem wykorzystania „tropu rosyjskiego” była też nagła fala spekulacji medialnych i wśród ekspertów i publicystów związanych mniej lub bardziej z Firtaszem, że wśród kandydatów na nowego szefa SBU jest Wiktor Medwedczuk. Przypomnijmy, były szef administracji Leonida Kuczmy, uosobienie najgorszego oblicza czasów Kuczmy, kum Putina, od przeszło roku ukraiński polityk, z którym Moskwa wiąże nadzieję w Kijowie.

Także jeszcze w środę SBU pochwaliła się sukcesami w walce z Rosjanami. Przedstawiono szczegółowe statystyki, ilu rosyjskich żołnierzy zatrzymano i uwięziono, ilu ma już procesy, itd. itp. To rzecz jasna kolejny argument za przedstawianą przez Naływajczenkę tezą, że chcą go usunąć ze stanowiska, bo zbyt zagraża Rosji.

Do operacji obrony szefa SBU włączyli się też deputowani „frakcji Firtasza”. Podczas rozmów poprzedzających złożenie wniosku ws. dymisji, lider UDAR-u Witalij Kliczko zapowiedział, że jego ludzie nie poprą dymisji Naływajczenki. To nie dziwi – obecny mer Kijowa był od początku politycznym projektem Firtasza.

Porażka oligarchy. Kolejna

Dymisja Naływajczenki bezpośrednio oznacza porażkę UDAR-u, partii z którą jest związany i która go rekomendowała – jeszcze w lutym 2014 r. – na stanowisko szefa SBU. Jest to więc też porażka Firtasza, bo UDAR to jego ludzie i jego przedstawicielstwo w parlamencie. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest coś innego. Akcja ze zmianą szefa SBU oznacza całkowite zerwanie kontaktów z Firtaszem przez Poroszenkę. Dotychczas bowiem, w toczącej się, coraz ostrzejszej wojnie oligarchy z rządem, prezydent zajmował neutralne stanowisko. Ujawnienie przez niego 5 czerwca treści słynnej „umowy wiedeńskiej” z marca 2014 r., będącej efektem spotkania Firtasz – Kliczko – Poroszenko, oznaczało, że prezydent postanowił zerwać polityczne porozumienie sprzed ponad roku. Porozumienie, które pomogło mu wygrać wybory prezydenckie.

Na czym ono polegało? Popularny wówczas Kliczko, jeden z liderów Majdanu, wycofał się z walki o prezydenturę, popierając Poroszenkę. UDAR zaś organizował Poroszence kampanię. W zamian świeżo upieczony prezydent poparł Kliczkę w walce o władzę w Kijowie. Ten sojusz scementowały jesienne wybory parlamentarne, w których ludzie Kliczko startowali z list Bloku Petra Poroszenki. Co z tego układu miał Firtasz, „ojciec chrzestny” porozumienia w Wiedniu? Jego człowiek Kliczko został merem Kijowa, jego ludzie dostali się do parlamentu z listy BPP (UDAR), a przede wszystkim oligarcha usłyszał gwarancje bezpieczeństwa dla jego ogromnych interesów biznesowych na Ukrainie i zapewnienia, że nie będzie „polowania na czarownice” – w związku z jego wieloletnimi interesami z Gazpromem (spółki Firtasza pośredniczyły w imporcie gazu z Rosji – z wielkimi stratami dla budżetu Ukrainy).

Cóż więc się stało, że układ Poroszenko zerwał? Wszystko zaczęło się na jesieni 2014 r. Wybory, które miał wygrać prezydencki blok (z ludźmi Firtasza), wygrał jednak Front Ludowy Jaceniuka. Śmiertelni wrogowie Firtasza. Prezydent (nie mówiąc już o Kliczce) nie mógł więc skutecznie blokować działań rządu uderzających w interesy Firtasza. Skoro SBU była lojalna wobec oligarchy (Naływajczenko), zagrożeniem stało się MSW (Awakow). Ale i tak rolę języczka u wagi należała tu do prokuratury. A jej szefem jest człowiek Poroszenki Wiktor Szokin.

Uderzenie rządu na imperium biznesowe Firtasza nastąpiło z końcem kwietnia (o czym pisaliśmy szczegółowo TUTAJ 13 maja). Z początkiem czerwca rozgorzała już prawdziwa wojna (takiego określenia użył publicznie sam Firtasz), na celowniku władz jest przede wszystkim Ostchem. Firtasz zapowiada zamykanie ostatnich zakładów azotowych (a kontroluje aż 80 proc. produkcji nawozów sztucznych w kraju), Jaceniuk odpowiada groźbą ich nacjonalizacji. O powadze sytuacji świadczy informacja, że prokuratura i MSW sprawdzają okoliczności przegranej sądowej państwowego Naftohazu z RosUkrEnergo w 2010 r., w wyniku czego ta druga uzyskała od pierwszej 10 mld USD. Obecne władze mówią, że mają dowody na „ustawkę”. Co jest wielce prawdopodobne, jeśli pamiętać, że za poprzedniego reżimu Firtasz decydował, kto ma stać na czele Naftohazu.

Co w tej informacji jest równie ważne? Zaangażowanie prokuratury. A tutaj zielone światło musiał dać Poroszenko. W połączeniu z dymisją szefa SBU oznacza to dobitnie, że prezydent zerwał z Firtaszem. Wydawać by się mogło, że losy oligarchy są przesądzone (wszak wciąż też grozi mu ekstradycja z Austrii do USA). Jednak wciąż ma on duże aktywa na Ukrainie, także polityczne (co najmniej 20 deputowanych, mer Kijowa) i medialne (największa prywatna telewizja Inter). A w sprawie Naływajczenki doszedł mu nieoczekiwany sojusznik – inny oligarcha Ihor Kołomojski, upokorzony trzy miesiące temu przez Poroszenkę, o czym na pewno nie zapomniał, a w parlamencie ma bardzo dużą „frakcję”. Wszystko to może zapowiadać zaostrzenie konfliktu i destabilizację sytuacji politycznej.

Poroszenko musiał o tym wiedzieć, dlaczego więc zerwał z Firtaszem? Być może pod naciskiem Amerykanów, którzy mogli przedstawić prezydentowi takie dowody współpracy Firtasza z Rosjanami, że ich ujawnienie byłoby pocałunkiem politycznej śmierci dla każdego ukraińskiego polityka, który na czas nie odetnie się od Firtasza.

O kontaktach oligarchy z Rosjanami także obszernie pisaliśmy 13 maja – podaje Binase.

Źródło: Centrum Analiz Binase

Prezydent Ukrainy złożył wniosek w Radzie Najwyższej o poparcie dla dymisji obecnego szefa Służby Bezpieczeństwa Ukrainy Wałentyna Naływajczenkę. 18 czerwca parlament zagłosował za dymisją. W ten sposób kończy się kilkudniowy minikryzys, który jest kolejną odsłoną dużo poważniejszej wojny, jaką obecne władze prowadzą z Dmytro Firtaszem – o czym pisaliśmy już 13 maja, informuje Centrum Analiz Binase.

PM315image002

Dymisja Naływajczenki to kolejny cios dla oligarchy. Tym boleśniejszy, że potwierdza zmianę postawy prezydenta. Petro Poroszenko ostatecznie skreśla Firtasza i przyłącza się do walczącego z nim rządu Arsenija Jaceniuka, choć to właśnie oligarcha przeszło rok temu bardzo pomógł mu zwyciężyć w wyborach prezydenckich.

Za dymisją Naływajczenki głosowało 248 deputowanych (w 450-osobowym parlamencie), w tym zdecydowana większość koalicji (Front Ludowy, Blok Petra Poroszenki, Samopomoc). Posiedzenie, na którym rozpatrywano wniosek prezydenta, rozpoczęło się z kilkugodzinnym opóźnieniem. Od środowego wieczora trwały bowiem polityczne targi. Po pierwsze, Poroszenko przekonywał do poparcia jego wniosku deputowanych z partii UDAR. Po drugie, omawiano między frakcjami osobę następcy Naływajczenki (faworytem wydaje się być Wasyl Hrycak, dotychczasowy 1. zastępca szefa SBU, szef Centrum Antyterrorystycznego SBU, weteran operacji w Donbasie). Ostatecznie część kilkunastoosobowej grupy deputowanych partii UDAR zagłosowała jak reszta frakcji Bloku Petra Poroszenki. Część się wstrzymała, część głosowała przeciw dymisji Naływajczenki. Startował on w jesiennych wyborach parlamentarnych jako nr 2 UDAR-u i był forsowany na stanowisko szefa SBU przez ugrupowanie Witalija Kliczki, więc ta lojalność nie dziwi. Ale dymisji nie poparła też Partia Radykalna Ołeha Liaszki (wstrzymali się od głosu) oraz grupa deputowanych niezrzeszonych.

Rozkład głosów pokazuje, jaką liczbą szabel dysponuje dziś w parlamencie Dmytro Firtasz. Bo uderzenie w szefa SBU to część wojny władz z tym oligarchą. Po pierwsze, Naływajczenko to człowiek związany od lat z Firtaszem. Po drugie, nie było żadnych merytorycznych podstaw, by go teraz dymisjonować. Po trzecie, zaostrza się konflikt władz z Firtaszem.

Pretekst

Kłopoty szefa SBU zaczęły się po jego wypowiedziach na temat niedawnego gigantycznego pożaru w bazie paliw pod Kijowem, w którym zginęło pięć osób. Naływajczenko powiedział głośno to, o czym i tak wszyscy wiedzieli: baza należy do współpracownika byłego ministra energetyki Eduarda Stawyckiego, człowieka Janukowycza, obecnie na politycznej emigracji. Jeśli można było mieć coś za złe Naływajczence, to to, że jego słowa mogą zostać odebrane jako pośrednie potwierdzenie stanowiska wspomnianej firmy-właściciela naftobazy. State Oil jest operatorem detalicznym spółki BRSM-Nafta (własność współpracownika Stawyckiego) i twierdzi, że pożar to efekt zamachu. Co więcej, już wcześniej miało dochodzić do podkładania ładunków wybuchowych na stacjach benzynowych spółki. W domyśle ma to być prześladowanie podmiotów gospodarczych niezwiązanych z obecną władzą. Naływajczenkę jednak prokuratura na przesłuchanie w tej sprawie wezwała (prokurator generalny Wiktor Szokin to przyjaciel Poroszenki).

Dezinformacją są też rozpowszechniane przez niektóre media (np. gazetę „Wiesti” wciąż należącą do Ołeksandra Kłymenki, ministra podatków za Janukowycza) plotki, że Poroszenko usuwa Naływajczenkę, bo obawia się jego dobrych kontaktów z Amerykanami. Rzekomym argumentem za tą teorią jest fakt, że prezydent uderzył w szefa SBU tuż przed jego wyjazdem do USA (wizyta została odwołana). Podczas tego wyjazdu Naływajczenko miałby rzekomo przekazać Amerykanom informacje kompromitujące prezydenta. Cała ta teoria jest z gruntu fałszywa. USA wciąż nie mają zaufania do SBU, zinfiltrowanej w poprzednich latach przez Rosjan w stopniu niebywałym. A sam Naływajczenko był już szefem służby w latach 2006-2010 i trudno uznać go za nową twarz. Zresztą dbał wówczas o to, aby nie stała się krzywda interesom oligarchy Firtasza (choćby spółce z udziałem Gazpromu, RosUkrEnergo). Obecna polityczna awantura wokół szefa SBU tylko potwierdza, że jest związany z Firtaszem. A tego przecież ściga FBI, a USA chcą ekstradycji.

Obrona

Naływajczenko oczywiście nie myślał się poddawać bez walki. Przyjął typową w ostatnim czasie dla dymisjonowanych i odsuwanych polityków i urzędników linię obrony: to sprawka Rosjan, którym zalazł za skórę swoją działalnością. Poroszenko o zamiarze zdymisjonowania Naływajczenki powiedział 15 czerwca. Awantura polityczna wybuchła 16 czerwca. Zaś 17 czerwca do kontrataku przeszedł sam Naływajczenko – w mediach. Oświadczył, że jego służba przechwyciła „instrukcje z Kremla”. A w nich listę z nazwiskami osób, które powinny zostać usunięte z władz ukraińskich. „Na pierwszej pozycji widnieje nazwisko premiera Arsenija Jaceniuka. Na drugiej moje” – powiedział Naływajczenko. Co to za „instrukcje” i do kogo adresowane, nie powiedział.

Elementem wykorzystania „tropu rosyjskiego” była też nagła fala spekulacji medialnych i wśród ekspertów i publicystów związanych mniej lub bardziej z Firtaszem, że wśród kandydatów na nowego szefa SBU jest Wiktor Medwedczuk. Przypomnijmy, były szef administracji Leonida Kuczmy, uosobienie najgorszego oblicza czasów Kuczmy, kum Putina, od przeszło roku ukraiński polityk, z którym Moskwa wiąże nadzieję w Kijowie.

Także jeszcze w środę SBU pochwaliła się sukcesami w walce z Rosjanami. Przedstawiono szczegółowe statystyki, ilu rosyjskich żołnierzy zatrzymano i uwięziono, ilu ma już procesy, itd. itp. To rzecz jasna kolejny argument za przedstawianą przez Naływajczenkę tezą, że chcą go usunąć ze stanowiska, bo zbyt zagraża Rosji.

Do operacji obrony szefa SBU włączyli się też deputowani „frakcji Firtasza”. Podczas rozmów poprzedzających złożenie wniosku ws. dymisji, lider UDAR-u Witalij Kliczko zapowiedział, że jego ludzie nie poprą dymisji Naływajczenki. To nie dziwi – obecny mer Kijowa był od początku politycznym projektem Firtasza.

Porażka oligarchy. Kolejna

Dymisja Naływajczenki bezpośrednio oznacza porażkę UDAR-u, partii z którą jest związany i która go rekomendowała – jeszcze w lutym 2014 r. – na stanowisko szefa SBU. Jest to więc też porażka Firtasza, bo UDAR to jego ludzie i jego przedstawicielstwo w parlamencie. Ale najważniejsze w tym wszystkim jest coś innego. Akcja ze zmianą szefa SBU oznacza całkowite zerwanie kontaktów z Firtaszem przez Poroszenkę. Dotychczas bowiem, w toczącej się, coraz ostrzejszej wojnie oligarchy z rządem, prezydent zajmował neutralne stanowisko. Ujawnienie przez niego 5 czerwca treści słynnej „umowy wiedeńskiej” z marca 2014 r., będącej efektem spotkania Firtasz – Kliczko – Poroszenko, oznaczało, że prezydent postanowił zerwać polityczne porozumienie sprzed ponad roku. Porozumienie, które pomogło mu wygrać wybory prezydenckie.

Na czym ono polegało? Popularny wówczas Kliczko, jeden z liderów Majdanu, wycofał się z walki o prezydenturę, popierając Poroszenkę. UDAR zaś organizował Poroszence kampanię. W zamian świeżo upieczony prezydent poparł Kliczkę w walce o władzę w Kijowie. Ten sojusz scementowały jesienne wybory parlamentarne, w których ludzie Kliczko startowali z list Bloku Petra Poroszenki. Co z tego układu miał Firtasz, „ojciec chrzestny” porozumienia w Wiedniu? Jego człowiek Kliczko został merem Kijowa, jego ludzie dostali się do parlamentu z listy BPP (UDAR), a przede wszystkim oligarcha usłyszał gwarancje bezpieczeństwa dla jego ogromnych interesów biznesowych na Ukrainie i zapewnienia, że nie będzie „polowania na czarownice” – w związku z jego wieloletnimi interesami z Gazpromem (spółki Firtasza pośredniczyły w imporcie gazu z Rosji – z wielkimi stratami dla budżetu Ukrainy).

Cóż więc się stało, że układ Poroszenko zerwał? Wszystko zaczęło się na jesieni 2014 r. Wybory, które miał wygrać prezydencki blok (z ludźmi Firtasza), wygrał jednak Front Ludowy Jaceniuka. Śmiertelni wrogowie Firtasza. Prezydent (nie mówiąc już o Kliczce) nie mógł więc skutecznie blokować działań rządu uderzających w interesy Firtasza. Skoro SBU była lojalna wobec oligarchy (Naływajczenko), zagrożeniem stało się MSW (Awakow). Ale i tak rolę języczka u wagi należała tu do prokuratury. A jej szefem jest człowiek Poroszenki Wiktor Szokin.

Uderzenie rządu na imperium biznesowe Firtasza nastąpiło z końcem kwietnia (o czym pisaliśmy szczegółowo TUTAJ 13 maja). Z początkiem czerwca rozgorzała już prawdziwa wojna (takiego określenia użył publicznie sam Firtasz), na celowniku władz jest przede wszystkim Ostchem. Firtasz zapowiada zamykanie ostatnich zakładów azotowych (a kontroluje aż 80 proc. produkcji nawozów sztucznych w kraju), Jaceniuk odpowiada groźbą ich nacjonalizacji. O powadze sytuacji świadczy informacja, że prokuratura i MSW sprawdzają okoliczności przegranej sądowej państwowego Naftohazu z RosUkrEnergo w 2010 r., w wyniku czego ta druga uzyskała od pierwszej 10 mld USD. Obecne władze mówią, że mają dowody na „ustawkę”. Co jest wielce prawdopodobne, jeśli pamiętać, że za poprzedniego reżimu Firtasz decydował, kto ma stać na czele Naftohazu.

Co w tej informacji jest równie ważne? Zaangażowanie prokuratury. A tutaj zielone światło musiał dać Poroszenko. W połączeniu z dymisją szefa SBU oznacza to dobitnie, że prezydent zerwał z Firtaszem. Wydawać by się mogło, że losy oligarchy są przesądzone (wszak wciąż też grozi mu ekstradycja z Austrii do USA). Jednak wciąż ma on duże aktywa na Ukrainie, także polityczne (co najmniej 20 deputowanych, mer Kijowa) i medialne (największa prywatna telewizja Inter). A w sprawie Naływajczenki doszedł mu nieoczekiwany sojusznik – inny oligarcha Ihor Kołomojski, upokorzony trzy miesiące temu przez Poroszenkę, o czym na pewno nie zapomniał, a w parlamencie ma bardzo dużą „frakcję”. Wszystko to może zapowiadać zaostrzenie konfliktu i destabilizację sytuacji politycznej.

Poroszenko musiał o tym wiedzieć, dlaczego więc zerwał z Firtaszem? Być może pod naciskiem Amerykanów, którzy mogli przedstawić prezydentowi takie dowody współpracy Firtasza z Rosjanami, że ich ujawnienie byłoby pocałunkiem politycznej śmierci dla każdego ukraińskiego polityka, który na czas nie odetnie się od Firtasza.

O kontaktach oligarchy z Rosjanami także obszernie pisaliśmy 13 maja – podaje Binase.

Źródło: Centrum Analiz Binase

Najnowsze artykuły