icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Wójcik: Greckie „nie” czyli z unijnego deszczu pod rosyjską rynnę

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Wyniki referendum w Grecji są jednoznaczne – 61,31 proc. głosujących odrzuciło żądania kredytorów i rozpoczął się dla tego państwa i obywateli czas niepewności, a może i chaosu. Głosujący obywatele Grecji odrzucili warunki kredytodawców oferujących pomoc finansową w zamian za reformy i nowe jeszcze ostrzejsze oszczędności.

Rząd lewicowego premiera Tsiprasa ośmielony poparciem obywateli , jest pewny, że będzie mógł niemal natychmiast powrócić do stołu negocjacji z Unią Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. A co więcej – że teraz będzie negocjować nie warunki pomocy, lecz umorzenia przynajmniej części zadłużenia. Ma to ułatwić dymisja ministra finansów Janisa Varufakisa, którego zastąpił polecany przez niego Euklid Tsakalotos.

Najostrzej oceniają wyniki referendum Niemcy, choć łagodniejszy ton przybiera kanclerz Angela Merkel. Ostrzejszy w tonie niemiecki minister gospodarki Sigmar Gabriel ocenił, że trudno sobie wyobrazić nowe negocjacje po tym wyniku referendum – „Tsipras zerwał wszystkie mosty między Grecją a Unią Europejską. Co do pozostałych członków strefy euro – ich zdania są mocno podzielone, jak ma nadal wyglądać pomoc Grecji. W całej Unii panuje niepewność, czy to państwo ma nadal pozostać w strefie euro.

Najszybciej formalnie zareagował przewodniczący Rady Europy Donald Tusk, który na 7 lipca zwołał szczyt UE w Brukseli z udziałem Tsiprasa. Przed spotkaniem ministrowie finansów strefy euro oczekują od rządu greckiego nowego programu reform i oszczędności budżetowych.

Tsipras przekonywał  Greków, że wynik referendum przeciw żądaniom kredytodawców  nie oznacza zerwania więzów z UE, to miało być tylko wzmocnienie pozycji jego rządu w dalszych negocjacjach.  Tymczasem wierzyciele uważali, że referendum oznacza w istocie wybór między euro a powrotem do starej waluty licząc na fakt, że 74 proc. Greków chce należeć do strefy euro.

Tsipras otwarcie liczył na pomoc Władimira Putina. Wprawdzie zawiódł się, bo dziś Kreml ostatecznie potwierdził, że Atenom nie udzieli żadnej pomocy finansowej. Ale moim zdaniem Putin i jego ekipa dąży do tego, aby Grecja wróciła do drahmy, co stworzy doskonałą sytuację dla wejścia do greckiej gospodarki rosyjskim inwestorom.  Ateny z rządem Tsiprasa byłyby świetnym brokerem rosyjskiego gazu (choć nie bardzo wiadomo, skąd się ten gaz tam dostanie).

W Grecji nienależącej do UE nie będą już obowiązywać przepisy przeszkadzające Kremlowi i rosyjskim oligarchom w przejęcie niezłej infrastruktury, kolei, rafinerii, portu w Salonikach i tego co jeszcze zostało z portu w Pireusie. Gazprom o wiele mniej będzie musiał zapłacić za przejęcie greckiej energetyki i za ewentualną budowę greckiego odcinka Turkish Stream. Tyle, że coraz wyraźniej widać, że ta inwestycja staje się nierealna. Niestety – wygląda też, że coraz mniej realny staje się grecki odcinek Gazociągu Transadriatyckiego (TAP).

To rachunek strat w gruncie rzeczy dla Greków, którzy wpadną spod unijnego deszczu pod rosyjską rynnę. Ale my w UE też możemy wiele stracić. Więcej niż należny grecki zwrot kredytów – bo w grę wchodzi bezpieczeństwo kontynentu. Pojawia się problem: czy uzależniona od Rosji Grecja pozostanie w NATO? A jeśli pozostanie – czy będzie grać na rosyjską kartę? Dobrze pamiętam postawę przedsyawiciela rządu Syrizy, ministra obrony Panosa Kamenosa na konferencji w Moskwie poświęconej bezpieczeństwu. Konferencje zorganizował Kreml. Wystąpienia były ostro antyzachodnie, przede wszystkim – antyamerykańskie. NATO oceniano tam jako zagrożenie dla Rosji i „pokoju światowego”.  Jak w czasach sowieckich.

To były słowa. Może być dużo gorzej. Grecja powiązana z Kremlem – to wymówienie baz lotniczych NATO na Peloponezie i morskiej bazy na Krecie dla VI Floty USA. To brak osłony powietrznej dla Rumunii i Bułgarii, zapewnianej przez niezłe lotnictwo greckie. Wobec wojny na Bliskim Wschodzie z islamskim terroryzmem i wobec coraz większego chaosu w Turcji – Grecja jako członek NATO jest państwem frontowym. I powinna nim zostać,  nawet za cenę niespłaconych kredytów.

KOMENTARZ

Teresa Wójcik

Redaktor BiznesAlert.pl

Wyniki referendum w Grecji są jednoznaczne – 61,31 proc. głosujących odrzuciło żądania kredytorów i rozpoczął się dla tego państwa i obywateli czas niepewności, a może i chaosu. Głosujący obywatele Grecji odrzucili warunki kredytodawców oferujących pomoc finansową w zamian za reformy i nowe jeszcze ostrzejsze oszczędności.

Rząd lewicowego premiera Tsiprasa ośmielony poparciem obywateli , jest pewny, że będzie mógł niemal natychmiast powrócić do stołu negocjacji z Unią Europejską, Europejskim Bankiem Centralnym i Międzynarodowym Funduszem Walutowym. A co więcej – że teraz będzie negocjować nie warunki pomocy, lecz umorzenia przynajmniej części zadłużenia. Ma to ułatwić dymisja ministra finansów Janisa Varufakisa, którego zastąpił polecany przez niego Euklid Tsakalotos.

Najostrzej oceniają wyniki referendum Niemcy, choć łagodniejszy ton przybiera kanclerz Angela Merkel. Ostrzejszy w tonie niemiecki minister gospodarki Sigmar Gabriel ocenił, że trudno sobie wyobrazić nowe negocjacje po tym wyniku referendum – „Tsipras zerwał wszystkie mosty między Grecją a Unią Europejską. Co do pozostałych członków strefy euro – ich zdania są mocno podzielone, jak ma nadal wyglądać pomoc Grecji. W całej Unii panuje niepewność, czy to państwo ma nadal pozostać w strefie euro.

Najszybciej formalnie zareagował przewodniczący Rady Europy Donald Tusk, który na 7 lipca zwołał szczyt UE w Brukseli z udziałem Tsiprasa. Przed spotkaniem ministrowie finansów strefy euro oczekują od rządu greckiego nowego programu reform i oszczędności budżetowych.

Tsipras przekonywał  Greków, że wynik referendum przeciw żądaniom kredytodawców  nie oznacza zerwania więzów z UE, to miało być tylko wzmocnienie pozycji jego rządu w dalszych negocjacjach.  Tymczasem wierzyciele uważali, że referendum oznacza w istocie wybór między euro a powrotem do starej waluty licząc na fakt, że 74 proc. Greków chce należeć do strefy euro.

Tsipras otwarcie liczył na pomoc Władimira Putina. Wprawdzie zawiódł się, bo dziś Kreml ostatecznie potwierdził, że Atenom nie udzieli żadnej pomocy finansowej. Ale moim zdaniem Putin i jego ekipa dąży do tego, aby Grecja wróciła do drahmy, co stworzy doskonałą sytuację dla wejścia do greckiej gospodarki rosyjskim inwestorom.  Ateny z rządem Tsiprasa byłyby świetnym brokerem rosyjskiego gazu (choć nie bardzo wiadomo, skąd się ten gaz tam dostanie).

W Grecji nienależącej do UE nie będą już obowiązywać przepisy przeszkadzające Kremlowi i rosyjskim oligarchom w przejęcie niezłej infrastruktury, kolei, rafinerii, portu w Salonikach i tego co jeszcze zostało z portu w Pireusie. Gazprom o wiele mniej będzie musiał zapłacić za przejęcie greckiej energetyki i za ewentualną budowę greckiego odcinka Turkish Stream. Tyle, że coraz wyraźniej widać, że ta inwestycja staje się nierealna. Niestety – wygląda też, że coraz mniej realny staje się grecki odcinek Gazociągu Transadriatyckiego (TAP).

To rachunek strat w gruncie rzeczy dla Greków, którzy wpadną spod unijnego deszczu pod rosyjską rynnę. Ale my w UE też możemy wiele stracić. Więcej niż należny grecki zwrot kredytów – bo w grę wchodzi bezpieczeństwo kontynentu. Pojawia się problem: czy uzależniona od Rosji Grecja pozostanie w NATO? A jeśli pozostanie – czy będzie grać na rosyjską kartę? Dobrze pamiętam postawę przedsyawiciela rządu Syrizy, ministra obrony Panosa Kamenosa na konferencji w Moskwie poświęconej bezpieczeństwu. Konferencje zorganizował Kreml. Wystąpienia były ostro antyzachodnie, przede wszystkim – antyamerykańskie. NATO oceniano tam jako zagrożenie dla Rosji i „pokoju światowego”.  Jak w czasach sowieckich.

To były słowa. Może być dużo gorzej. Grecja powiązana z Kremlem – to wymówienie baz lotniczych NATO na Peloponezie i morskiej bazy na Krecie dla VI Floty USA. To brak osłony powietrznej dla Rumunii i Bułgarii, zapewnianej przez niezłe lotnictwo greckie. Wobec wojny na Bliskim Wschodzie z islamskim terroryzmem i wobec coraz większego chaosu w Turcji – Grecja jako członek NATO jest państwem frontowym. I powinna nim zostać,  nawet za cenę niespłaconych kredytów.

Najnowsze artykuły