– Polska energetyka wkrótce przeniesie się z południa na północ kraju, gdzie opierać będzie się o źródła niskoemisyjne: atom oraz energetykę wiatrową na Bałtyku. Obie ścieżki są w fazie formalnej, ale już wkrótce zatrudnienie w tej branży będzie mogło znaleźć nawet 100 tysięcy osób. Ekspert zwraca uwagę, że brakuje nam spójnych przepisów i procedur – szczególnie tych w zakresie bezpieczeństwa pracy – podnoszą eksperci W&W Consulting, firmy oferującej szkolenia bezpieczeństwa pracy i usługi audytorskie.
– Prace na Morzu Bałtyckim przy budowie farm wiatrowych ruszą niedługo, zatem to ostatni dzwonek dla tych, którzy chcą tworzyć tę historię. To szansa pokoleniowa dla dziesiątek tysięcy osób – mówi Łukasz Wawrzyniak, ekspert ds. bezpieczeństwa branży energetycznej W&W Consulting. – Bo w przypadku off-shore trzeba mówić o epokowej zmianie, w efekcie której nie tylko przestawimy naszą energetykę z węglowej na niskoemisyjną, ale moce wytwórcze przerzucimy z południa na północ kraju – dodaje ekspert.
Według szacunków już w fazie inwestycyjnej pracę w off-shorze znaleźć będzie mogło prawie 30 tys. osób, a w kolejnej dekadzie tego wieku – czyli kiedy wyspy z wiatrakami będą już produkowały energię elektryczną – na stałe będzie potrzebne przynajmniej 70 tys. pracowników. Dziś w Polsce nie posiadamy odpowiednich kompetencji oraz praktycznej ścieżki edukacyjnej dla chcących związać się z tą częścią branży energetycznej.
– Wiatraki na morzu produkują już energię w Norwegii, Niemczech, Wielkiej Brytanii. Mamy zatem od kogo uczyć się. Edukację warto rozpocząć od podstawowego szkolenia z bezpieczeństwa i higieny pracy, by wiedzieć z jakimi ryzykami wiąże się ta praca na poszczególnych etapach realizacji projektu – tłumaczy ekspert. – Jeżeli szukamy ciekawej pracy, poza tradycyjnym biurkiem w korporacji lub administracji, to powinniśmy się zainteresować branżą off-shore, bo tu otrzymamy możliwość pracy w przestrzeni, która do tej pory nie była w Polsce eksploatowana, w sposób którego dopiero wszyscy się uczymy. Poza tym, oprócz dobrych pieniędzy, możemy spodziewać się wielu wspomnień na całe życie – wyjaśnia Łukasz Wawrzyniak.
Ekspert przestrzega jednak przed zbytnim optymizmem, bo oprócz zaangażowania inżynierów na papierze i w projekcie musimy zacząć myśleć o dostosowaniu krajowych regulacji dotyczących bezpieczeństwa i higieny pracy. Te w wielu przypadkach są po prostu przestarzałe i nie odnoszą się do dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości.
– Branża off-shore jest ściśle regulowana przez rządy i międzynarodowe organizacje, takie jak Międzynarodowa Organizacja Morska (IMO) i Międzynarodowa Organizacja Pracy (ILO), które określają normy i standardy bezpieczeństwa – mówi Łukasz Wawrzyniak, ekspert ds. bezpieczeństwa branży energetycznej W&W Consulting. – Jeżeli chcemy być w gronie ekspertów uczestniczących w budowie farm wiatrowych na morzu, to już dziś musimy zacząć zmieniać nasze regulacje i praktykę w zakresie bezpieczeństwa i higieny pracy. To zadanie dla wszystkich zaangażowanych w off-shore – od ustawodawcy po pracodawcę. Działania przy budowie i eksploatacji wiatraków na morzu znacząco różnią się od pracy w elektrowni, na farmach wiatrowych czy fotowoltaicznych. Musimy dogonić rzeczywistość, bo dziś na kursach nie zwraca się zbytniej uwagi na trudności behawioralne pracowników, którzy w trakcie konserwacji masztu na morzu mogą utknąć na wyspie dwie lub trzy doby bez wsparcia drugiego człowieka – dodaje.
Dziś podstawy pracy w tej branży poznać można na dedykowanym szkoleniu z bezpieczeństwa, ale w kolejnym kroku należy ukończyć następujące kursy – również z zakresu bezpieczeństwa i higieny pracy: GWO Basic Safety Training, Sea Survival, Advance Rescue Training oraz BOSIET – Basic Offshore Safety Induction and Emergency oraz Offshore Oil & Gas Minimum Industry Safety Training. Wymienione certyfikaty to dopiero wstęp do pracy w branży, bo ważna będzie też znajomość języka angielskiego i zwyczajna zaradność. Najlepsi mogą zarobić – według szacunków opartych na stawkach dostępnych przy podobnych projektach na naszym kontynencie – nawet 50 tys. zł miesięcznie, czyli lepiej niż niejeden informatyk.
Do nauki wrócić będą musiały również stare wilki polskiej energetyki, bo do tej pory krajowa branża opierała się w głównej mierze na blokach węglowych – zarówno w przypadku wytwarzania konwencjonalnego, jak i w ciepłownictwie. Dlatego też przez wiele lat edukacja ekspertów opierała się o szkoły branżowe i techniczne oraz politechniki. Zaś off-shore to rodzaj odnawialnego źródła energii, które całkowicie różni się od tego, jak wyglądają obecne źródła wytwórcze – również pod względem zasad bezpieczeństwa i higieny pracy.
– Wiatraki na morzu to energetyka jutra, która bardzo wiele zmieni nie tylko w naszym krajobrazie, ale też naszą gospodarkę na kolejne sto lat. Jeżeli chcemy wskoczyć na ekspres nazywany transformację energetyczną, to właśnie wybrzmiewa ostatni dzwonek na stacji przeszłość, a przyszłość widać już na horyzoncie – podsumowuje ekspert.
Źródło: W&W Consulting
Kuffel: Jak wykonać audyt energetyczny i zaoszczędzić pieniądze?