Tam, gdzie dotarcie do szpitala położniczego będzie sprawiało duży kłopot, tam placówka nierentowna nie będzie likwidowana – zapewnił biznesalert.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowa, Jakub Gołąb. Nowy projekt ustawy o szpitalnictwie zakłada ograniczenie liczby oddziałów ginekologiczno-położniczych o niemal jedną trzecią. Swoje zaniepokojenie planami likwidacji porodówek wyraża opozycja i organizacje pozarządowe, jak Fundacja Rodzić po Ludzku.
Ministerstwo Zdrowia przedstawiło nowy projekt ustawy o szpitalnictwie, zakładający zmniejszenie liczby oddziałów ginekologiczno-położniczych. Powodem takiej decyzji ma być tragiczna sytuacja finansowa polskich szpitali oraz mała liczba urodzeń.
Pomysł MZ wprowadza kryteria, które zadecydują czy „porodówka” będzie nadal istniała. Wiadomo, że jednym z takich kryteriów ma być liczba narodzin w szpitalu. Likwidowane mają być oddziały, na których rodzi się mniej niż 400 dzieci rocznie.
Argumentem za takim rozwiązanie ma być brak możliwości utrzymania przez niektóre szpitale oddziałów położniczych, które nie przyjmują wielu porodów (za poród naturalny szpital otrzymuje z NFZ ok. 1,7 tys. zł, oczywiście widełki się zwiększają w przypadku np. ciąży bliźniaczej z cesarskim cięciem – 5,9 tys. zł).
Z danych MZ wynika, że wymogu co najmniej 400 porodów rocznie nie spełniłoby 111 szpitali. W przypadku dwóch województw (podlaskie i warmińsko-mazurskie) oznacza to likwidację nawet dwóch trzecich wszystkich porodówek.
Plany ministerstwa skrytykowała opozycja wskazując m.in. na to, że po likwidacji oddziałów ciężarne kobiety będą zmuszone dojeżdżać do odległych placówek. Także organizacje pozarządowe, jak Fundacja Rodzić po Ludzku, są zdziwione planem likwidacji porodówek.
Kluczowym argumentem – odległość
Rzecznik resortu zdrowia, Jakub Gołąb, poinformował biznesalert.pl, że kluczowym argumentem w decyzji o likwidacji oddziału będzie odległość do najbliższej, dużej, działającej placówki. Tam, gdzie dotarcie do szpitala położniczego będzie sprawiało duży kłopot, tam placówka nierentowna nie będzie likwidowana.
Rzecznik powiedział, że odpowiedzialność za ostateczną likwidację będzie leżeć po stronie organów założycielskich, czyli właścicieli szpitali. To oni zdecydują, czy w danym miejscu oddział jest konieczny i będzie istniał dalej, czy nie.
„Nie ma uzasadnienia, żeby tych porodówek było aż tyle, można je przekształcać w oddziały opieki długoterminowej, których brakuje obecnie w Polsce” – tłumaczył Gołąb, jednocześnie zapewniając, że „oczywiście zdrowie pacjentek rodzących jest dla obecnego rządu bardzo istotne”.
Brak dialogu
Była minister zdrowia, posłanka PiS Katarzyna Sójka w rozmowie z biznesalert.pl skrytykowała brak odpowiedniego dialogu z dyrektorami szpitali i przyszłymi rodzicami na temat przewidywanych likwidacji. Wskazała także, że na posiedzeniu parlamentarnego zespołu ds. szpitali samorządowych, który zebrał się 11 września, nie pojawił się nikt z Ministerstwa Zdrowia.
„Może ta presja i to, że dzisiaj o tym rozmawiamy, tak szeroko podejmujemy temat braku komunikacji sprawi, że być może ministerstwo posłucha środowisk, a potem będzie przedstawiało projekty”- mówiła Sójka – „Rząd dba o prawa kobiet, dba o wybór, więc powinien zostawić kobietom wybór czy chcą jechać bliżej (do szpitala – red.), czy daleko”- podsumowała.
Także szefowa Fundacji Rodzić po Ludzku narzeka na brak konsultacji. Joanna Pietrusiewicz podkreśla, że fundacja jest zaangażowana w tworzenie systemu opieki okołoporodowej dla kobiet i dziwi ją brak konsultacji w sprawie porodówek.
„Brak transparentności i ograniczenie udziału społecznego w procesie legislacyjnym, dotyczącym fundamentalnych kwestii zdrowotnych, podważa zaufanie do podejmowanych decyzji i rodzi uzasadnione obawy o jakość opieki w przyszłości.” – Joanna Pietrusiewicz https://t.co/PIjhv9NlvG
— Rodzić po Ludzku (@RodzicpoLudzku) September 3, 2024
Fundacja napisała list do Ministerstwa Zdrowia w którym wskazuje, że „Zasadnicze obawy Fundacji wynikają z faktu, iż tak istotne zmiany w organizacji opieki nad kobietami w okresie okołoporodowym zostały zaprojektowane bez szerokiej debaty publicznej, w szczególności bez włączenia do niej reprezentantów organizacji społecznych„.
Fundacja zwraca również uwagę na konsekwencje wprowadzenia kryterium 400 porodów jako warunku funkcjonowania oddziałów położniczych. „Ograniczenie liczby szpitali ze względu na niespełnianie tego jednego kryterium może skutkować znaczącym pogorszeniem dostępności opieki okołoporodowej, szczególnie w mniejszych miejscowościach i regionach o trudniejszym dostępie do infrastruktury medycznej” – czytamy w liście fundacji do MZ.
Z kolei poseł PiS Sławomir Skwarek, ocenił, że kwestia opłacalności funkcjonowania porodówek, nie powinna być przeszkodą w ich utrzymywaniu.
„Opłacać się może medycyna estetyczna, a nie podstawowa opieka zdrowotna” – argumentował.
Pierwsze zamknięcia znacznie wcześniej
Znajdujący się na liście zagrożonych placówek, SPZOZ Włodawa, przekazał nam zaskakujące oświadczenie. Okazuje się, że ten szpital już zamknął położnictwo.
“Od dnia 6 października 2023 roku działalność w zakresie położnictwo oraz noworodków została zawieszona. Decyzja o zawieszeniu działalności tych zakresów była podyktowana między innymi brakiem lekarza neonatologa, który jest niezbędny w zespole terapeutycznym na sali porodowej, a później przy opiece nad noworodkiem. Brak specjalisty, nie jest jednak jedynym problemem z którym zmagał się i zmaga włodawski oddział położniczo-ginekologiczny. Na zawieszenie działalności oddziału miała także wpływ drastycznie spadająca ilość porodów odbywających się w naszej placówce” – informuje nas dyrektor tego szpitala Elżbieta Korszla.
W 2023 roku we Włodawie urodziło się jedynie 75 dzieci. Brak funduszy oraz wykwalifikowanej kadry nie pozostawił dyrekcji innego wyboru. Takich szpitali może być znacznie więcej, w samym województwie lubelskim jest jeszcze jeden. SPZOZ Ryki zlikwidował porodówkę w 2008 roku, a pacjentki, jak i kadra zostali skierowani do pobliskich oddziałów.
A może wystarczy ginekolog?
Ryszard Szczygieł (PiS), radny Sejmiku Województwa Lubelskiego, gdzie do zamknięcia kwalifikuje się 50 procent istniejących oddziałów położniczych, zwraca uwagę na faktycznie dramatyczną sytuację szpitali i ich ogromne zadłużenie po pandemii, chociażby przez wzrost pensji personelu.
Czy w tej sytuacji możliwy jest kompromis, który zadowalałby właścicieli szpitali, jak i pacjentów? „W każdym szpitalu bezwarunkowo powinien być ginekolog i izba od nagłych przypadków” – zaproponował Szczygieł.
Szczegóły do końca roku
„Do końca sierpnia trwały konsultacje publiczne, gdzie szpitale mogły składać swoje uwagi i wnioski dotyczące zmian.”- powiedział dla biznesalert.pl rzecznik Ministerstwa Zdrowia. Resort poinformował, że analizuje już poprawki. Wskazuje również, że 2 września odbyły się rozmowy Ogólnopolskiego Związku Pracodawców Szpitali Powiatowych z minister Izabelą Leszczyną oraz przedstawicielami NFZ.
Kolejne informacje i istotne szczegóły dotyczące sprawy ministerstwo poda pod koniec tego roku. Nowa ustawa ma obowiązywać od 2027 roku.