Okres przywołania, ogłoszony przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne, pokazał, że postawienie na kapryśne OZE w miksie energetycznym nie zapewnia bezpieczeństwa energetycznego. Dodatkowym problemem jest awaryjność i wiek konwencjonalnych źródeł wytwórczych. Jedni widzą błąd w zerwaniu z węglem, inni wskazują na atom jako zbawcę polskiej energetyki.
Szóstego listopada 2024 roku Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE) ogłosiły okres przywołania na rynku mocy. Jest to druga taka sytuacja, pierwsza wydarzyła się 23 września 2022 roku. Obie były spowodowane brakiem wystarczającej rezerwy mocy w systemie. Polskie Sieci Elektroenergetyczne, operator systemu przesyłowego, potrzebują zapasu mocy w wysokości 9-18 procent, w zależności od ograniczeń sieciowych dobowych. Jest ona przewidziana na sytuacje niespodziewane jak awaria jednostek wytwórczych czy mniejsza generacja ze źródeł odnawialnych niż zakładana.
Rynek mocy
Projekt rynku mocy powstał w 2016 roku, jego celem było zapewnienie stabilnych dostaw energii elektrycznej. Według ówczesnych przewidywań, po 2020 roku mogło dojść do deficytu wymaganego poziomu mocy. Pierwsza aukcja mocy odbyła się 15 listopada 2018 roku i dotyczyła dostaw mocy w 2021 roku.
– Problem z poprawnym bilansem mocy obserwowany jest w większości państw UE. Przyczyną takiego stanu jest silne zniekształcenie jednotowarowego rynku energii elektrycznej z powodu funkcjonowania na nim subsydiowanych źródeł energii, charakteryzujących się dużą niestabilnością wytwarzania. Dodatkowo pierwszeństwo wprowadzania do sieci energii elektrycznej z tych źródeł ogranicza rzeczywisty czas pracy bloków będących w pełni sterowalnymi źródłami energii, a jednocześnie wymusza konieczność utrzymywania bloków sterowalnych w pełnej gotowości do podjęcia pracy w czasie braku generacji źródeł niestabilnych – czytamy w opisie projektu na stronie ministerstwa klimatu i środowiska.
Autorzy inicjatywy wskazali, że utrzymywanie bloków sterowalnych (np. węglowych czy gazowych) jest coraz mniej uzasadnione ekonomicznie, co stwarza zagrożenie dla bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej do odbiorców.
Obowiązek mocowy
Podmiot, który wygra aukcję, zobowiązuje się do dostarczenia mocy pokrywającej prognozowane zapotrzebowanie w danym roku. Dodatkowo, w przypadku energetyki sterowalnej, do bycia w gotowości, na wypadek wezwania. Za co otrzymuje zapłatę.
PSE w przypadku gdy nie posiadają odpowiedniej rezerwy mocy, mogą ogłosić okres przywołania na rynku mocy. W odpowiedzi wszystkie podmioty objęte obowiązkiem mocowym (wspomnianą gotowością) muszą przedstawić moc do dyspozycji operatora lub wprowadzić do sieci. Za realizację tego obowiązku wypłacane jest wynagrodzenie. Okres przywołania musi być ogłoszony najpóźniej z ośmiogodzinnym wyprzedzeniem.
OZE nie stanęły na wysokości zadania
Szóstego listopada rezerwa pozostająca do dyspozycji PSE była zbyt mała. Problemem był udział odnawialnych źródeł energii w Polskim miksie energetycznym. Bezwietrzna pogoda i małe nasłonecznienie, wynikłe z pory roku.
– Ogłoszenie okresu przywołania na rynku mocy to normalny instrument leżący w dyspozycji operatora systemu przesyłowego (PSE). Jego listopadowa aktywacja wynikała z nałożenia się złych warunków pogodowych (bardzo niska generacja z elektrowni wiatrowych w naszej części Europy) oraz trwających remontów w elektrowniach węglowych. W jeszcze trudniejszej sytuacji, konieczne byłoby wprowadzenie stopnia zasilania, a więc ograniczenie dostaw energii elektrycznej do części dużych odbiorców (np. zakładów przemysłowych), w celu zapobieżenia awarii całego systemu elektroenergetycznego – taka interwencja faktycznie powodowałaby szkody gospodarcze. Przywołanie na rynku mocy takich skutków nie pociąga – bezpieczeństwo działania systemu było zapewnione bez ograniczenia zaopatrzenia zwykłych odbiorców – wyjaśnił Michał Smoleń, kierownik programu badawczego Energia i Klimat, Instratu, w rozmowie z BiznesAlert.pl.
– Brak wymaganej nadwyżki wieczorem szóstego listopada wynikał ze stosunkowo wysokiego zapotrzebowania związanego z dość niskimi temperaturami, niedostępności części konwencjonalnych jednostek wytwórczych oraz niskiej generacją źródeł wiatrowych – odniósł się do sytuacji Maciej Wapiński, rzecznik Polskich Sieci Elektroenergetycznych, na pytanie redakcji.
Podkreślił, że ogłoszenie okresu przywołania pozwoliło odbudować rezerwy i zapewnić bezpieczne prace systemu.
– W przypadku napiętej sytuacji bilansowej w systemie możliwe jest ogłoszenie kolejnych okresów przywołania i wezwanie dostawców do realizacji przez nich obowiązków – dodał.
Polska potrzebuje inwestycji i stabilnej energii.
OZE nie wystarczą, by polska energetyka była stabilna. Dodatkowo trzeba pamiętać, że elektrownie węglowe są wycofywane i nie pierwszej młodości. Wspomniane remonty uniemożliwiają korzystania z nich, a spółki energetyczne nie chcą inwestować w aktywa węglowe, które są wycofywane i nierentowne. Maciej Wapiński podkreśla, że aby nie dopuścić do ponownego zagrożenia brakiem energii, potrzebne są nowe inwestycje, w moce dyspozycyjne.
– Aby ograniczyć występowanie tego typu sytuacji w przyszłości, Polska musi dysponować odpowiednim miksem jednostek wytwórczych. Jeszcze przez wiele lat w tak niekorzystnej sytuacji pogodowej nasz system będzie opierał się na elektrowniach węglowych i gazowych, natomiast coraz większy wpływ na stabilność pracy systemu będą miały także magazyny energii, usługi redukcji popytu (DSR), elektrownie oparte na biomasie czy bioenergii, w dłuższej perspektywie również elektrownie jądrowe. Na znaczeniu zyskają takie cechy jednostek wytwórczych jak elastyczność i niezawodność. Wiemy, że obecnie trwają po stronie rządowej przygotowania do prac nad nowymi instrumentami, uzupełniającymi obecną formę rynku mocy, które zapewnią utrzymanie lub inwestycje w odpowiednie jednostki wytwórcze, magazyny energii czy DSR – mówi Michał Smoleń w odpowiedzi na pytanie redakcji.
Należy również pamiętać, że według założeń, jednym ze skutków powstania rynku mocy miały być inwestycje w nowe elektrownie, które zastąpią pracujące od kilkudziesięciu lat.
Węgiel nie będzie zbawcą energetyki
– Nie powiem, trochę mnie cieszy wczorajsze przywołanie węglowe. Spowoduje to, że odejście od węgla będzie odbywać się w sposób, jaki my (ministerstwo przemysłu – dopisek red.) rekomendujemy. Czyli ewolucyjnie, a nie rewolucyjnie. Do tej pory próby wywołania rewolucji nie udawały się do końca – mówiła Marzena Czarnecka, minister przemysłu, podczas otwarcia konferencji EuroPower 2024.
Jednak czy „ewolucyjne” podejście by coś zmieniło? W związku z transformacją energetyczną spółki nie chcą inwestować w aktywa węglowe. Problemem jest wygaszenie tej gałęzi energetyki oraz problemy z uzyskaniem finansowania. Dodatkowo czarne złoto nie jest dobrym stabilizatorem. Ważne jest, by źródła pełniące tę rolę były elastyczne, charakteryzowały się możliwością szybkiego uruchomienia i modyfikacji ilości produkowanej energii. W tej kwestii wygrywa gaz, który jest uznawany za paliwo przejściowe, również emisyjne. Polska w dłuższej perspektywie potrzebuje czystej, stabilnej energii, którą mogą dać tylko elektrownie jądrowe. Pozostaje mieć nadzieję, i pilnować, aby nie było opóźnień. Jednak czy atom będzie zbawcą polskiej energetyki oraz przyjdzie na czas? I tu są wątpliwości.
– W rządowej ścieżce, osiągnięcie celu redukcji emisji na 2040 rok w przesadnym stopniu opiera się na skrajnie optymistycznych założeniach na temat możliwego tempa rozwoju energetyki jądrowej. Budzi to obawy, że w rzeczywistości odchodzenie od paliw kopalnych znacznie się przeciągnie – ocenia Michał Smoleń w raporcie Instratu dotyczącym aktualizacji Krajowego Planu w dziedzinie Energii i Klimatu.
Okres przywołania nie świadczy o katastrofie, jednak powinien być jasnym sygnałem, że ta jest możliwa. Ścieżka, którą podąża polska energetyka może łatwo okryć się mrokiem.
Marcin Karwowski
Plan Polski na energię i klimat idzie z Unią, ale może nie wystarczyć