(Wojciech Jakóbik)
Wicedyrektor Gazpromu Aleksander Miedwiediew powiedział, że projekt Turkish Stream będzie początkowo uwzględniał tylko jedną z czterech zapowiadanych nitek z Rosji do Turcji. Przekonuje też, że Nord Stream 2 odniesie sukces.
– To nie znaczy, że Turcja nie chce wszystkich czterech nitek – zaznaczył Rosjanin. Jego zdaniem kluczowe dla powodzenia projektu jest zapotrzebowanie na gaz w Europie. Tymczasem Komisja Europejska uznała Turkish Stream za projekt, który nie uzyska jej poparcia, bo nie zwiększa bezpieczeństwa energetycznego a jedynie dodaje kolejny szlak dostaw rosyjskiego surowca. Dodatkowo uderza w tranzyt przez Ukrainę. Komisji zależy na stabilizowaniu budżetu tego kraju poprzez wpływy z opłat tranzytowych.
Szanse Turkish Stream podkopała także zgoda firm europejskich na rozbudowę gazociągu Nord Stream. Oba gazociągi mają służyć do pominięcia Ukrainy i innych krajów tranzytowych w dostawach gazu na rynek europejski. Ten drugi ma jednak obecnie podpisaną umowę akcjonariuszy. Natomiast Turkish Stream został uwzględniony w niewiążącym memorandum z Turkami, które zakłada budowę czterech nitek po 15,75 mld m3 każda. W Ankarze panuje niestabilność polityczna po wyborach parlamentarnych, które prawdopodobnie zostaną powtórzone. Do tego czasu nie należy spodziewać się rozstrzygnięć w sprawie współpracy z Rosjanami.
Zdaniem Aleksandra Miedwiediewa, Nord Stream 2 jako projekt budowy dwóch nowych nitek podmorskich, nie potrzebuje nowych pozwoleń od Komisji Europejskiej. Wszystkie niezbędne dokumenty miała wydać Bruksela dla pierwszych dwóch linii gazociągu.
Z pierwszego sukcesu Nord Stream 2 nie są zadowoleni Bułgarzy, którzy liczyli na to, że Komisja Europejska zmieni stosunek do Turkish Stream, albo Rosjanie wrócą do South Stream, który zamiast do Turcji miał docierać właśnie na złote paski.
Po zakończeniu rozbudowy Nord Stream 2 ma osiągnąć przepustowość 110 mld m3 rocznie. Surowiec ma trafiać na rynek niemiecki i dalej przy użyciu infrastruktury tego kraju, w której Gazprom także skupuje udziały.
Miedwiediew przyznaje, że umowa akcjonariuszy ws. Nord Stream 2 sprawiła, że niemiecki BASF zgodził się na odmrożenie wymiany aktywów z Gazpromem. – To żaden powrót. To kontynuacja. Nord Stream 2 jest elementem tego myślenia – dodał Rosjanin. – Europa potrzebuje rosyjskiego gazu i nie może bez niego sobie poradzić.
Na mocy porozumienia ależąca do BASF spółka Wintershall przekazuje Gazpromowi prowadzoną dotychczas przez siebie dystrybucję gazu i magazyny tego surowca w Niemczech. W ramach tej samej umowy Gazprom przejmuje 50 proc. udziałów w innej firmie, Wingas. Firma ta prowadzi handel gazem mając 20 proc. udziału w niemieckim rynku gazu. Oprócz sieci przesyłowej Gazprom przejmuje (jako 100 proc. udziałowiec i właściciel) duże magazyny gazu dotychczas należące do Wintershall. W tym największy w Europie magazyn Rehden koło Bremy, o pojemności 4,4 mld m.sześc., mniej więcej tyle, ile wynosi krajowa produkcja gazu w Polsce. Jest to 20 proc. całej niemieckiej rezerwy gazu. Do tego Rosjanie będą mieć udziały jeszcze w dwóch mniejszych magazynach: w Jemgum w landzie Dolna Saksonia i w Haidach w Austrii. Ten magazyn ma pojemność 2,6 mld m. sześc.
Problemem pozostaje brak zgody Komisji Europejskiej na monopol rosyjskiej spółki. Wykluczają go ograniczenia wprowadzone przez trzeci pakiet energetyczny. Dlatego Rosjanie lobbują w Brukseli za wyłączeniem odnóg Nord Stream na lądzie – OPAL i NEL – spod tego reżimu. KE pozostawała dotąd niewzruszona, chociaż zgodziła się na wyjęcie spod TPA Nord Stream, uznając, że jest to magistrala podmorska, a więc niepodlegająca jurysdykcji tego prawa.
Więcej: Europejski biznes woli Gazprom