KOMENTARZ
Bartłomiej Derski
WysokieNapiecie.pl
Państwowa kontrola nad górnictwem, tłumaczona potrzebą zachowania bezpieczeństwa energetycznego państwa, działa dokładnie odwrotnie. Od lat podkopuje obecny fundament tego bezpieczeństwa. Wszystko wskazuje na to, że skończy się dopiero wraz z upadkiem ostatniej kopalni.
Słuchając medialnej i politycznej narracji wokół problemów górnictwa można dojść do wniosku, że w ciągu ostatnich kilku lat stało się z nim coś złego i nagle staje na krawędzi bankructwa. Tymczasem górnictwo węgla kamiennego na Śląsku po 1989 roku nigdy nie przeszło pełnej transformacji gospodarczej, jaką przeżyło większość branż w naszym kraju. Nigdy nie dostosowało się w pełni do warunków rynkowych i od 25 lat wymaga ciągłego wsparcia z pieniędzy podatników, którego wysokość zmienia się tylko w zależności od wysokości strat i kalendarza wyborczego. Z krótkimi przerwami wysokich cen surowców.
Właściciel polityk
Powód? Brak prywatyzacji śląskich kopalń. Niestety państwowy właściciel to dla Śląska iluzoryczna radość i prawdziwe nieszczęście, bo nigdy nie potrafił się górnikom postawić.
A stawianie się było potrzebne, bo górnictwo w 1989 roku – jak cały przemysł – cierpiało na przerost zatrudnienia, a w dodatku oferowało zbyt wysokie płace w stosunku do swojej produktywności. To była scheda po szybko rozrastającym się wydobyciu lat 60., 70. i 80. Na Śląsku brakowało wówczas rąk do pracy, państwowe przedsiębiorstwa górnicze płaciły więc krocie.
Po 1989 roku i ogromnym tąpnięciu w zapotrzebowaniu na węgiel w Polsce i ZSRR, okazało się, że górników jest zbyt wielu (415 tys.), płace zbyt wysokie, moce produkcyjne zbyt duże (przekraczające 180 mln ton rocznie), a zainteresowanie polskim węglem za granicą zbyt małe, bo import z RPA, Chile i USA już wtedy był zbyt tani. Jednak na żadne zwolnienia, likwidacje kopalń i redukcje płac zgody związków zawodowych nie było.
Dotychczas państwowe kopalnie zostały jednak skomercjalizowane i miały działać na warunkach rynkowych. W każdym razie w takich ramach, w jakich pozwalali na to politycy – czyli bez zwolnień, obniżki płac, ograniczania przywilejów. Bez cięcia najistotniejszych kosztów. W efekcie w 1993 roku stan zadłużenia górnictwa węgla kamiennego wynosił 5,5 mld zł, w 1997 roku 13,4 mld zł, w 1998 roku 16,5 mld zł, a w 2000 roku już 22 mld zł i to pomimo, że zatrudnienie w sektorze spadło w ciągu dekady z 415 tys. do 155 tys. osób (m.in. dzięki wysokim odprawom wypłacanym z budżetu), a wydajność wydobycia na osobę wzrosła o 70%.
Z analizy przygotowanej dla Sejmu w 2002 roku wynika, że od początku transformacji nawet eksport węgla był dotowany. W 1995 roku była to już 1/3 jego ceny. Jeszcze w 1999 roku do każdej tony wyeksportowanego węgla dopłacaliśmy 13,10 zł.
Ponieważ kopalniane spółki przynosiły straty, nie miały pieniędzy na zakup maszyn i inwestycje w nową infrastrukturę poprawiającą rentowność (np. kolejne szyby ograniczające czas dojścia górników do ściany itp.). Spirala kłopotów finansowych się nakręcała, a i to pomimo kolejnych umorzeń należności podatkowych wobec państwa i dotacji rządowych.
22 mld zł długu w dekadę
W 2002 roku Sejm zmienił kolejną z rzędu ustawę oddłużającą i dotującą górnictwo. Jej przyjęciu towarzyszyły – a jakże – gwarancje zatrudnienia. Ustawa chroniła potwornie zadłużone państwowe spółki górnicze przed upadłością.
W 2003 roku – gdy zdecydowano się na połączenie spółek górniczych w Kompanię Węglową – kopalnie wchodzące w jej skład miały już ponad 22 mld zł długu. Dla porównania ich wartość wynosiła 3,8 mld zł. Do tego płynność kopalń była zerowa, co w praktyce oznaczało skraj upadłości.
Rząd ponownie zdecydował się jednak umorzyć część ich zobowiązań – całkiem hojnie, bo w wysokości 80%, czyli 18 mld zł z budżetu państwa. Pozostałe 4,5 mld zł długu, wliczając w to narosłe już odsetkami, KW miała systematycznie oddawać. Na to oddawania Kompania też jednak dostała pieniądze w postaci… majątku narodowego. Łącznie w akcjach państwowych spółek – m.in. Telekomunikacji Polskiej, KGHM, Ruchu, ZA Puławy, Ciechu i Huty Łabędy dostała prawie 2 mld zł, które sukcesywnie spieniężała aby przez lata utrzymywać płynność finansową i zasypywać straty. Sama spłacała tylko 2 z 22 mld zł długów.
Tradycyjnie pomogła też bogata energetyka. Nierentowną kopalnię Janina, która wydobywała mokry, bardzo zasiarczony węgiel przejął Południowy Koncern Energetyczny (dzisiaj należący do Taurona).
Próba zamykania nierentownych kopalń
Plan restrukturyzacji przewidywał także zamknięcie nierentownych kopalń. Uważny czytelnik w tym miejscu może zauważyć pewną analogię do dzisiejszej sytuacji. Analogię tym bardziej słuszną, że do zamknięcia w 2003 roku wytypowano część tych samych kopalń, co w 2015 roku. Wówczas także rząd podjął już nawet uchwałę o wygaszeniu wydobycia w KWK Bolesław–Śmiały i Centrum.
Co było później? Oto krótkie kalendarium wydarzeń z 2003 i 2004 roku:
- 25 lipca – Zarząd Kompanii Węglowej S.A. uchwałą nr 267/2003 podjął decyzję w sprawie wygaszania mocy produkcyjnej w kopalniach i zakładach ZG „Bytom II”, KWK „Polska – Wirek”, ZG „Centrum” i KWK „Bolesław Śmiały”,
- 25 sierpnia – organizacje związkowe i załoga kopalni rozpoczynają walkę o uratowanie kopalni przed likwidacją, a tym samym swoich miejsc pracy. Blokada DK 81 przy salonie Deawoo w godzinach rannych i popołudniowych,
- 2 września – manifestacja rzeszy ponad 10 000 pracowników kopalń i zakładów górniczych przeznaczonych do likwidacji przed siedzibą Zarządu Kompanii Węglowej S.A. w Katowicach,
- 5 września – Rada Nadzorcza Kompanii Węglowej S.A. podtrzymała decyzję Zarządu zawartą w uchwale nr 295/03 dotyczącą wygaszania mocy produkcyjnych kopalń i zakładów górniczych,
- 11 września – kilkunastotysięczna rzesza pracowników kopalń zagrożonych bezrobociem manifestowała w Warszawie pod Ministerstwem Gospodarki, Kancelarią Premiera i Sejmem,
- 17 września – grupa około 40 pracownic kopalni demonstrowało w Krakowie przed kamienicą zamieszkałą przez Jerzego Husnera wicepremiera i ministra pracy i polityki społecznej w obronie kopalni i miejsc pracy,
- 17 września – ponowna blokada DK 81 przez pracowników w Łaziskach Górnych,
- 29 września – wizyta delegacji kobiet u prymasa Józefa Glempa,
- 8 października – audiencja u Jana Pawła II,
- 15 października – wizyta pracownic kopalni u arcybiskupa Damiana Zimonia metropolity katowickiego,
- 22 października – strajk ostrzegawczy załóg kopalń w sprawie obrony miejsc pracy,
- 7 stycznia 2014 – Zarząd Kompanii Węglowej S.A. podejmuje uchwałę zawierającą zapis o ponownej analizie zasadności wygaszania wydobycia w kopalniach „Polska – Wirek” i „Bolesław Śmiały” oraz zakładzie górniczym „Centrum”,
- 20 stycznia – Rada Miejska Łazisk Górnych przesłała rezolucję do rządu RP, zarządu PKE S.A. i zarządu KW S.A. w sprawie podjęcia decyzji odnośnie włączenia kopalni „Bolesław Śmiały” w struktury Południowego Koncernu Energetycznego S.A.,
- 20 października – Zarząd KW S.A. uchwałą nr 1929/2004 zmienił uchwałę z dnia 25 lipca 2003 roku i wyłączył z procesu wygaszania wydobycia KWK „Polska – Wirek”, ZG „Centrum” oraz KWK „Bolesław Śmiały”
Czy decyzja była słuszna? W najlepszym dla górnictwa 2011 roku „Bolesław Śmiały” przyniosła prawie 124 mln zł zysku na poziomie EBIT, w 2014 roku wygenerowała 33 mln zł straty. Zakład Centrum, razem z zakładem Bobrek przynosiły straty nawet w 2011 roku – ponad 5 mln zł, a w 2014 roku już 136 mln zł (wobec 1,1 mld zł całej straty KW).
Czy to było do przewidzenia? O tym i o ponownym ratowaniu górnictwa za państwowe piszemy w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl