ROZMOWA
Paweł Kowal, ekspert ds. polityki wschodniej i polityk, komentuje dla BiznesAlert.pl na ile Nord Stream jest projektem politycznym, a na ile biznesowym.
BiznesAlert.pl: Na początku września przedstawiciele Gazpromu, niemieckich firm E.On i BASF-Wintershall, brytyjsko-holenderskiego Royal Dutch Shell, austriackiego OMV i francuskiego Engie (dawniej GdF Suez) podpisali prawnie obowiązujące porozumienie akcjonariuszy w sprawie budowy Nord Stream 2, trzeciej i czwartej nitki Gazociągu Północnego o przepustowości 55 mld m3 surowca rocznie z Rosji do Niemiec przez Morze Bałtyckie. Zrozumiałe, że jest to w interesie Gazpromu czyli Moskwy. Ale jaki jest w tym interes europejskich potentatów paliwowych?
Paweł Kowal: Projekty na tę skalę i z takim partnerem jak firmy rosyjskie nigdy nie są pozbawione politycznego tła, nie ma więc co poprzestawać na pytaniach do koncernów o biznesplany. Nikt w Europie nie decyduje się na tak poważne inwestycje, bez akceptacji – na tym etapie cichej – rządów. Wygląda na to, że nowy Nord Stream ma być pierwszym wielkim projektem Zachodu i Rosji po wojnie w Donbasie, rodzajem przymierza potwierdzającego, że jednak wiele się stało w tych relacjach, ale jednocześnie jakby nic się nie stało.
Jak przypomniał niedawno wiceprzewodniczący Komisji Europejskiej ds. Unii Energetycznej Marosz Szefczovicz, ministrowie spraw zagranicznych państw członkowskich UE uznali, że utrzymanie przesyłu gazu przez Ukrainę ma strategiczne znaczenie dla Europy. Jakie są Pana zdaniem szanse utrzymanie tej trasy przez Ukrainę? Na przykład drogą rokowań? Czy przy rezygnacji z Nord Stream 2?
Komisarz Szefczovicz najwyraźniej nie ma w tej sprawie możliwości decydowania. Po podpisaniu porozumienia przez akcjonariuszy Rosja będzie zabiegała o poparcie w stolicach europejskich. Tam będzie rozmiękczała unijne stanowisko. Na koniec pan Szefczovicz zostanie postawiony wobec faktów dokonanych.
Czy jest możliwe, aby jednocześnie realizowany był – i opłacalny – transfer gazu tranzytem ukraińskim i gazociągiem Nord Stream 2?
– Wygląda na to, że nie. Nord Stream 2 to rodzaj kary dla Ukrainy za niechęć do podporządkowania się Rosji i za Euromajdan. To także dalszy ciąg rozgrywki energetycznej z Polską. Moim zdaniem zapobieżenie budowie tego gazociągu to jeden z najważniejszych problemów strategicznych Polski, znacznie bardziej realny niż na przykład napływ uchodźców.
A może Rosja wróci do koncepcji Turkish Stream i zrezygnuje z Nord Stream 2, aby umocnić swoją pozycję w sytuacji, gdy rozpada się polityczna struktura Bliskiego Wschodu?
Nie sądzę. Rosja uznała, że wojenna taktyka w Donbasie nie przyniosła jej pożytku i najeżyła przeciw niej opinię publiczną na Zachodzie. Ludzie nie mogli znieść wojennych obrazków z Ukrainy pokazywanych stale w środkach przekazu. Stąd Kreml próbuje wracać do bardziej tradycyjnych metod imperialnego nacisku: energetyką.
Nord Stream 2 niewątpliwie zmierza do dalszego podboju europejskiego rynku gazu przez Gazprom. Czy Unia Energetyczna może chronić przed taką perspektywą?
Zamiast oglądać się na Unię Energetyczną, której zasady zostały rozmiękczone w stosunku do tego, co obiecywał Donald Tusk jeszcze jako premier Polski, rząd powinien powołać specjalny zespół do walki z Gazociągiem Północnym. Tak się składa, że Ludwik Dorn jest dzisiaj na pokładzie PO, a to on przed laty wyspecjalizował się w kwestiach walki z pierwszym Nord Stream.
A może to właśnie Unia Energetyczna otwiera rynek dla rosyjskiego gazu w UE? Początkowa koncepcja Unii miała na celu ochronę bezpieczeństwa energetycznego m. in. przez zapewnienie dywersyfikacji dostawców. Obecnie głównym celem Unii jest wspieranie energetyki odnawialnej przy rezygnacji z elektrowni jądrowych i węglowych. Jako pomost do 100-procentowej energetyki z OZE pozostaje gaz. Powstanie ogromna luka na rynku energii – zwłaszcza w Niemczech i we Francji – czy nie dla Gazpromu?
Z Unią Energetyczną jest tak, jak byśmy jeszcze raz w historii pomylili Londyn z Lądkiem Zdrojem. W stosunku do pierwotnych założeń jej cele się zmieniły na tyle, że można powiedzieć, że nie w tej imprezie mieliśmy uczestniczyć. Jeśli ktoś bronił jak lew Unii Energetycznej i usprawiedliwiał zmiany jakie zachodziły w tej koncepcji w ostatnich dwóch latach, to teraz może sobie naocznie sprawdzić ile jest warta. Gdy powstawał pierwszy Nord Stream, poseł Marcin Libicki był w stanie używać nawet z definicji słabych instytucji Parlamentu Europejskiego do blokowania tego pomysłu, uruchomiono lobby ekologiczne itd. a dzisiaj jest Unia Energetyczna, a wokół nowego gazociągu cicho-sza.
Rozmawiała Teresa Wójcik