Choć retoryka polityków Prawa i Sprawiedliwości w energetyce i polityce klimatycznej jest ambitna, a czasem wręcz buńczuczna, mało w niej konkretów. Jeśli już są, to wskazują wyraźnie na zwrot w stronę etatyzmu i centralizacji kosztem urynkowienia – piszą Andrzej Ancygier i Kacper Szulecki. Ich zdaniem plany PiS, zarówno na kajowym podwórku jak na arenie europejskiej może jednak szybko pokrzyżować zderzenie z ekonomiczną rzeczywistością oraz bardzo ograniczona baza ekspercka partii w poszczególnych podsektorach.
Na łamach „Energy Post” ukazała się analiza polityki energetycznej w Polsce po wyborach. Szulecki i Ancygier przyglądają się programowi PiS i wypowiedziom czołowych przedstawicieli partii zajmujących się energetyką, starając się zebrać szczegóły dotyczące pomysłów „Prawa i Sprawiedliwości” na reformy w energetyce.
Centralizacja
Sztandarowym projektem jest powołanie ministerstwa energetyki. Pomysł ten pojawiał sie na łamach BiznesAlert.pl od lat, co do potrzeby koordynacji procesów decyzyjnych w energetyce istnieje właściwie ponadpartyjny konsensus. Ważne jest jednak w jakim celu PiS zamierza tę zmianę instytucjonalną przeprowadzić. – Przymierzany do roli nowego super-ministra Piotr Naimski podkreślał, że chodzi w dużej mierze o możliwość sprostania wyzwaniom jakie stanowi nie tylko reforma przestarzałej polskiej energetyki, ale także szersze procesy legislacyjne zachodzące w UE oraz zmieniający się krajobraz globalny. Naimski, znany z wypowiedzi podważających sensowność polityki klimatycznej w ogóle, chce przejąć kompetencje Ministerstwa Środowiska w negocjacjach klimatycznych na forum ONZ i Unii, oraz w sprawach dotyczących jakości powietrza (to właśnie te regulacje unijne uderzą w polską energetykę najszybciej) – informują autorzy analizy.
Upaństwowienie
Kolejnym punktem jest skupienie władzy nad „strategicznymi spółkami” energetycznymi, które, jak podkreśla Naimski, nie powinny podlegać logice rynkowej tylko stać się instrumentami państwa. – Ta anty-rynkowa retoryka powtarza się właściwie na wszystkich poziomach, których plany PiS dotyczą. Pomysłem na ratowanie nierentownych kopalń, czy wręcz (!) ekspansję sektora węglowego w Polsce jest „funkcjonalne” połączenie kopań ze spółkami energetycznymi, tak, aby drogi krajowy węgiel mógł być elementem obrotu wewnątrz przedsiębiorstw. To rozwiazanie jest jedyną nadzieją na ratowanie kopalń w obliczu nowych unijnych regulacji dotyczących subsydiów i pomocy publicznej. Czy jednak uda się do nich przekonać utrzymujące się ledwo na powierzchni w obliczu niskich cen hurtowych spółki? I czy całego planu nie wywróci Komisja Europejska, której te „ukryte subsydia” mogą nie oszukać? – pytają Ancygier i Szulecki.
Antyklimatyczna krucjata
“Prawo i Sprawiedliwość” znane jest z ostrych wypowiedzi na temat polityki klimatycznej. Prezydent Andrzej Duda zawetował niedawno Poprawkę Dauhańską do Protokołu z Kioto, miał też podobno przekonywać prezydenta Francji, Fracois Hollande’a o nieprawdziwości tezy o antropogenicznych przyczynach zmian klimatycznych. Piotr Naimski w czasie kampanii wyborczej wielokrotnie mówił o konieczności „renegocjacji” pakietu energetyczno-klimatycznego, nie wchodził jednak w żadne szczegóły.
– Taka retoryka nie jest ani nowa, ani bardzo odległa od stanowiska odchodzącej koalicji PO-PSL. Jej drastyczność moze jednak utrudnić nowym polskim władzom rozmowy w Europie, gdzie od dawna od dyskutowania o tym czy dekarbonizacja jest potrzebna przesunięto się na praktyczny poziom i pytania jak ją skutecznie i możliwie niedrogo przeprowadzić – wskazują analitycy.
Z opozycji do rządu – czyli zderzenie z rzeczywistością
Autorzy cytowanej analizy wskazują, że przez ostatnie osiem lat politycy PiS oglądali gabinety minsterialne raczej tylko z zewnątrz. – Nie jest więc chyba przesadą stwierdzenie, że w partii i środowiskach z nią związanych brakuje ekspertów w poszczególnych dziedzinach energetyki i polityki klimatycznej, znających kulisy i niuanse tych technicznie i politycznie skomplikowanych sektorów. Jeśli PiS zamierza „wymieść” dotychczasowe kadry ministerstw, spółek i urzędów, może bardzo szybko poczuć się kompletnie bezradny zarówno w polityce krajowej jak europejskiej.
– W Europie będzie jeszcze trudniej – uważają komentatorzy. – Platformie nauczenie się operowania w instytucjach UE zajęło kilka lat. Z dwóch ludzi związanych ze „Zjednoczoną Prawicą”, którzy poznali brukselskie realia i tematy energetyczne jeden chwilowo wycofał się z aktywnej polityki sam (Konrad Szymański), a drugi został przez Jarosława Kaczyńskiego z niej skreślony (Paweł Kowal).
Ich zdaniem w polityce klimatycznej na szczeblu ONZ nowy rząd – jeśli powstanie przed rozpoczęciem COP21 – będzi zmuszony polegać na specjalistach odziedziczonych po poprzednikach, bo nadrobić niuanse tego piekielnie skomplikowanego procesu w dwa tygodnie nie sposób.
– Zagadką jest oczywiście jaki mandat dostanie polska delegacja do Paryża i co właściwie będze chciała osiągnąć? – podkreślają Ancygier i Szulecki. – Z wypowiedzi Naimskiego na temat stanowiska PiS wobec unijnej polityki energetycznej i klimatycznej ciężko wywnioskować, czy brak szczegółów wynika z uproszczonej wyborczej komunikacji, nastawionej na hasła, czy raczej z niezrozumienia tematu. Np. kiedy mówi o renegocjacji „pakietu”, czy ma na myśli już wdrożone cele na 2020 rok, czy te jeszcze czekające na doprecyzowanie na 2030; czy ma pomysł na reformę systemu handlu emisjami (ETS); jak odnosi się do projektu Unii Energetycznej itp. Choć Naimski lubi ubierać swoje wypowiedzi w unijną nomenklaturę, mówi np. o „opt-oucie” dla Polski w polityce klimatycznej, wzorowanym na tym jaki Dania i Wielka Brytania wynegocjowały w sprawie euro – trudno nie odnieść wrażenia, że nie stoi za tym głębsza myśl (pomijając już wykonalność takiego pomysłu) – oceniają autorzy tekstu.
Według nich ostre stawianie sprawy może być bardzo utrudnione przez trwający proces formowania Unii Energetycznej. Dopóki Komisja Europejska trzyma projekty dekoarbonizacji i bezpiecześńtwa energetycznego pod „jednym dachem”, wetowanie czegokolwiek na forum Unijnym będzie dla Polski bronią grożącą postrzałem we własne kolano.
Instytucjonalna inercja
– Naimski, mówiąc o konieczności rozbudowy elektrowni w Ostrołęce, groził np., że jeśli nowy blok nie powstanie, regionowi grozi „import prądu z Rosji”. Biorąc pod uwagę to, że Polski z Rosją czy Obwodem Kaliningradzkim nie łączą interkonektory, trzeba to uznać albo za puste straszenie, albo za przykład ograniczonej wiedzy nt. Elektroenergetyki u specjalizującego się raczej w tematyce gazowej eksperta PiS – piszą analitycy. – Może się jednak okazać, ze braki kadrowe okażą się zbyt duże, a zgromadzona w rozmaitych instytucjach wiedza nie do zastąpienia, i PiS będzie zmuszony realizować swoją politykę przy użyciu zastanych kadr. Nie trzeba być specjalistą od teorii organizacji by rozumiec, jaki wpływ na projekty polityczne ma instytucjonalna inercja.
– Już za kilka miesięcy może się okazać, że PiS zrejteruje na pozycje bardzo zbliżone do tych, jakie zajmowąła pod koniec swoich rządów koalicja PO-PSL. Pierwszym w polityce krajowej będzie reforma górnictwa, gdzie ręce nowej władzy zwiąże ekonomiczna sytuacja sektora oraz unijne regulacje dotyczące pomocy publicznej – niezależnie od tego, czy PiS zdecyduje się na tworzenie wydobywczo-produkcyjnych konglomeratów czy na kontakty długoterminowe, czy też dodatkowo na stworzenie rynku mocy – kwitują cytowani eksperci.
dr Kacper Szulecki – adiunkt w Instytucie Nauk Politycznych Uniwersytetu w Oslo, członek redakcji tygodnika „Kultura Liberalna”
dr Andrzej Ancygier – pracownik think-tanku Climate Analytics, wykładowca New York University i Hertie School of Governance w Berlinie.