icon to english version of biznesalert
EN
Najważniejsze informacje dla biznesu
icon to english version of biznesalert
EN

Mielczarski: Czy firmy wiatrakowe będą przekupywać odbiorców?

KOMENTARZ

Prof. dr. inż. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

Z dużym zdziwieniem przeczytałem ostatnio informację podaną przez PAP i opublikowaną na CIRE.PL, mówiącą, że w czwartek Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) zaproponowało, aby „Mieszkańcy gmin znajdujących się w sąsiedztwie farm wiatrowych mogliby dostać dopłatę w wysokości nawet jednej czwartej rachunku za energię elektryczną, mieliby też prawo kupować udziały i obligacje farm wiatrowych”.

Praca farm wiatrowych, szczególnie dużych farm wiatrowych powoduje szereg problemów. Skarżą się na tę pracę okoliczni mieszkańcy – wykaz takich skarg z ich uzasadnieniem jest do poczytania na portalu „stopwiatrakom.pl”. Farmy wiatrowe powodują dodatkowe koszty dla systemu elektroenergetycznego: trzeba utrzymywać zwiększone rezerwy mocy, zmieniać plan pracy jednostek wytwórczych (re-dispatch) oraz zwiększać środki na dopłaty do rezerw mocy, ponieważ coraz krótszy czas pracy konwencjonalnych jednostek wytwórczych nie pozwala na odzyskanie wszystkich kosztów z rynku energii powodując efekt znany jako Missing Money. Żadne jednostki wiatrakowe nie płacą kosztów bilansowania technicznego, a tylko te największe ponoszą koszty bilansowania handlowego, które są stosunkowo niewielkie.

Uważam, że każdy podmiot gospodarczy powinien płacić za koszty jakie pociąga, dla innych podmiotów, jego działalność. Dlatego uważam, że OZE powinny ponosić koszty bilansowania zarówno technicznego, jak i handlowego. Od tego powinien być uzależnionych ich dalszy rozwój. Cel OZE nałożony na Polskę do 2020 r na pewno wykonamy. Niech lobbyści OZE nie straszą. Nawet gdyby cel OZE wzrósł w roku 2030 do 22-23 proc. dla Polski (jak dyskutuje się w Brukseli), to również ten cel wykonamy, najwyżej spalając niepotrzebnie więcej drewna. No cóż, nierozsądne decyzje Brukseli powodują również niezbyt mądre zachowania się podmiotów w krajach członkowskich.

Propozycja PSEW, tak jak opublikowało to PAP, może tworzyć wrażenie, że producenci energii z wiatru nie chcą rzeczywistego i długotrwałego rozwiązania powodowanych przez nich problemów, a takim może być tylko pełny udział w bilansowaniu technicznym i handlowym, już na poziomie systemów dystrybucyjnych, a skłaniają się raczej do próby uzyskania „przychylności” miejscowej ludności, co może być przez niektórych, być może niesłusznie, odbierane jako próba przekupstwa.

Poza tym zachodzę w głowę, skąd producenci energii z farm wiatrowych wezmą na to pieniądze? Czytam dziesiątki artykułów z których wynikają, że branża ta jest zupełnie nieopłacalna. Więc skąd pieniądze na dopłaty dla odbiorców? Czyżby nie tylko biznesmeni, ale i również filantropii.

KOMENTARZ

Prof. dr. inż. Władysław Mielczarski

Politechnika Łódzka

Z dużym zdziwieniem przeczytałem ostatnio informację podaną przez PAP i opublikowaną na CIRE.PL, mówiącą, że w czwartek Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW) zaproponowało, aby „Mieszkańcy gmin znajdujących się w sąsiedztwie farm wiatrowych mogliby dostać dopłatę w wysokości nawet jednej czwartej rachunku za energię elektryczną, mieliby też prawo kupować udziały i obligacje farm wiatrowych”.

Praca farm wiatrowych, szczególnie dużych farm wiatrowych powoduje szereg problemów. Skarżą się na tę pracę okoliczni mieszkańcy – wykaz takich skarg z ich uzasadnieniem jest do poczytania na portalu „stopwiatrakom.pl”. Farmy wiatrowe powodują dodatkowe koszty dla systemu elektroenergetycznego: trzeba utrzymywać zwiększone rezerwy mocy, zmieniać plan pracy jednostek wytwórczych (re-dispatch) oraz zwiększać środki na dopłaty do rezerw mocy, ponieważ coraz krótszy czas pracy konwencjonalnych jednostek wytwórczych nie pozwala na odzyskanie wszystkich kosztów z rynku energii powodując efekt znany jako Missing Money. Żadne jednostki wiatrakowe nie płacą kosztów bilansowania technicznego, a tylko te największe ponoszą koszty bilansowania handlowego, które są stosunkowo niewielkie.

Uważam, że każdy podmiot gospodarczy powinien płacić za koszty jakie pociąga, dla innych podmiotów, jego działalność. Dlatego uważam, że OZE powinny ponosić koszty bilansowania zarówno technicznego, jak i handlowego. Od tego powinien być uzależnionych ich dalszy rozwój. Cel OZE nałożony na Polskę do 2020 r na pewno wykonamy. Niech lobbyści OZE nie straszą. Nawet gdyby cel OZE wzrósł w roku 2030 do 22-23 proc. dla Polski (jak dyskutuje się w Brukseli), to również ten cel wykonamy, najwyżej spalając niepotrzebnie więcej drewna. No cóż, nierozsądne decyzje Brukseli powodują również niezbyt mądre zachowania się podmiotów w krajach członkowskich.

Propozycja PSEW, tak jak opublikowało to PAP, może tworzyć wrażenie, że producenci energii z wiatru nie chcą rzeczywistego i długotrwałego rozwiązania powodowanych przez nich problemów, a takim może być tylko pełny udział w bilansowaniu technicznym i handlowym, już na poziomie systemów dystrybucyjnych, a skłaniają się raczej do próby uzyskania „przychylności” miejscowej ludności, co może być przez niektórych, być może niesłusznie, odbierane jako próba przekupstwa.

Poza tym zachodzę w głowę, skąd producenci energii z farm wiatrowych wezmą na to pieniądze? Czytam dziesiątki artykułów z których wynikają, że branża ta jest zupełnie nieopłacalna. Więc skąd pieniądze na dopłaty dla odbiorców? Czyżby nie tylko biznesmeni, ale i również filantropii.

Najnowsze artykuły