(Polska Agencja Prasowa)
Nad projektem nowelizacji od kilku miesięcy pracował resort energii, jednak – właśnie ze względu na terminy – zdecydowano, że zostanie on zgłoszony jako inicjatywa grupy posłów PiS. Poprzednia nowelizacja została przyjęta w lutym ub.r. Miała pozwolić uzyskać do 2020 r. 15-proc. udział energii odnawialnej w całkowitym zużyciu energii, co wpisuje się w politykę energetyczną UE.
Z propozycji wynika, że na największe wsparcie w systemie aukcji energii z OZE mogą liczyć te technologie, które wytwarzają ją w sposób stabilny i przewidywalny. Oznacza to, że mniejsze wsparcie przeznaczone będzie na produkcję energii z wiatru i słońca oraz najprawdopodobniej mniejsze wsparcie otrzymają mniejsi (np. obywatelscy) producenci OZE. Projektodawcy proponują wprowadzenie koszyków/grup technologicznych.
W projekcie znajdują się też m.in. zapisy dotyczące biomasy, w tym przepis dający ministrowi rolnictwa delegację dot. określenia pochodzenia biomasy. W zamyśle resortów energii i rolnictwa oraz wnioskodawców projektu, istotą rozwoju OZE powinno być przede wszystkim efektywne wykorzystanie lokalnie dostępnych surowców. Dlatego w projekcie wprowadzono definicję biomasy lokalnej, czyli takiej, która jest pozyskana pierwotnie w promieniu do 300 km od instalacji OZE. Wynika to z jednej strony z tego, że transport biomasy na większe odległości nie ma uzasadnienia środowiskowego, z drugiej zaś ma na celu zapewnienie, że każda instalacja OZE będzie miała możliwość zapewnienia sobie takiej ilości biomasy, by mogła funkcjonować.
Propozycje dotyczą też ilości biomasy w tzw. instalacji spalania wielopaliwowego. Jest to instalacja, w której wytwarza się energię elektryczną, ciepło lub chłód, dzięki spaleniu biomasy lub paliwa gazowego z paliwami kopalnymi. Zmieniono poprzedni zapis o jej udziale z 20 na ponad 15 proc. łącznej wartości energetycznej wszystkich spalonych paliw. Zdaniem wnioskodawców, zmiana ta pozwoli na zwiększenie wykorzystania biomasy pochodzenia rolniczego. We współspalaniu będzie można wykorzystywać ulegające biodegradacji odpady komunalne czy przemysłowe.
Podczas wtorkowego posiedzenia posłowie przegłosowali m.in. poprawkę dot. definicji drewna energetycznego do spalania. Według tej definicji drewno energetyczne to takie, które „(…) posiada obniżoną wartość techniczną i użytkową uniemożliwiającą jego przemysłowe wykorzystanie”. Wnioskodawcy przekonują, że dzięki tak przyjętej definicji zwiększy się efektywność wykorzystania drewna.
Przewodniczący komisji Marek Suski doprecyzował, że chodzi o „pewien rodzaj biomasy”, np. „drewno po powodziach”, czy „drewno z kornikami, które może się nadawać jedynie na spalenie”. Posłowie opozycji wyrażali obawy, że zapis, jaki zaproponowano w poprawce, jest zbyt otwarty i nieprecyzyjny. Dopytywali, kto będzie oceniał parametry drewna. Jak przekonywali przedstawiciele resortu energii, choć według nowych propozycji zmienia się nazewnictwo – faktycznie o tym, który rodzaj drewna zostanie uznany za energetyczny, decydował będzie w drodze rozporządzenia minister środowiska.
Poprzednio zapisano, że po rezygnacji ze wsparcia w postaci taryf gwarantowanych dla najmniejszych mikroinstalacji OZE prosumenci będą mogli korzystać z tzw. opustów, czyli rozliczeń różnicy między ilością energii, którą wyprodukowali (np. w panelu fotowoltaicznym), a tą, którą pobrali (w momencie, gdy nie świeci słońce i panel nie wytwarza prądu) w stosunku 1 do 0,7 w przypadku instalacji do 7 kW; 1 do 0,5 – w przypadku w mikroinstalacji mocy większej niż 7 kW i 1 do 0,35 – w przypadku energii elektrycznej wytworzonej w mikroinstalacji, na którą prosument otrzymał wsparcie ze środków publicznych.
Nowe propozycje zrównują wszystkie mikroinstalacje – opust wynosi 1 do 0,7 dla wszystkich i będzie obowiązywał przez 15 lat. Rząd – mimo głosów krytyki ze środowisk związanych z energetyką obywatelską – nie chce się zgodzić na zapisane w nowelizacji ustawy o OZE z lutego ub.r. wsparcie dla prosumentów w postaci taryf gwarantowanych; dla najmniejszych instalacji do 3 kW i tych od 3 kW do 10 kW. W przypadku tych pierwszych wsparcie miało wynieść ok. 75 gr na kWh w ciągu 15 lat, w przypadku drugiej 40-70 gr/ kWh. Zdaniem przedstawicieli resortu energii, taki system wsparcia byłby zbyt kosztowny dla pozostałych odbiorców energii.
W przyszłym tygodniu posłowie zajmą się m.in. zapisaną w projekcie nowelizacji tzw. „opłatą przejściową”, czyli doliczaną do rachunków za energię opłatą związaną z kosztami likwidacji kontraktów długoterminowych elektrowni – tzw. KTD-ów. Zgodnie z zapisami projektu ma ona wzrosnąć z 3,87 zł do 8 zł brutto miesięcznie. Rocznie daje to 96 zł dla gospodarstwa domowego. Również pozostali odbiorcy płaciliby wyższą opłatę; w przypadku tych największych chodzi o sumy od kilkudziesięciu tys. zł miesięcznie.
Tzw. ustawa KDT z 2007 r. dotyczy zasad pokrywania kosztów powstałych u wytwórców w związku z przedterminowym rozwiązaniem umów długoterminowych sprzedaży mocy i energii elektrycznej. Gwarantuje ona uprawnionym wytwórcom energii pomoc publiczną. Spółka Zarządca Rozliczeń przekazuje im pieniądze (czyli właśnie opłatę przejściową) od odbiorców za za pośrednictwem operatorów systemów dystrybucyjnych. KE uznała to za pomoc publiczną i zażądała ich rozwiązania; po długich negocjacjach wydała jednak decyzję zatwierdzającą obowiązującą ustawę o KDT.
Jak podał w ub. tygodniu branżowy portal wysokienapiecie.pl., UOKiK wskazuje, że nowa opłata przejściowa może być niezgodna z decyzją Brukseli z 2007 r.
„Proponowane w nowelizacji ustawy o OZE zmiany mogą być uznane za niezgodne z decyzją Komisji w związku z tym, że przewidują ustawowe określenie stawek opłaty przejściowej, a nie ustalanie tej wysokości przez URE na podstawie zatwierdzonej przez Komisję metodologii, którą zawiera obecnie obowiązujący art. 12 ustawy KDT (nowelizacja ustawy OZE przewiduje jego uchylenie), jak i ze względu na to, że przewiduje wykorzystanie środków pochodzących z opłaty przejściowej na cele inne niż płatności przekazywane wytwórcom będącym beneficjentami ustawy – napisał Urząd w odpowiedzi na pytanie portalu.