KOMENTARZ
Anna Ogniewska
ekspertka Greenpeace ds. odnawialnych źródeł energii
Dziś wchodzi w życie ustawa o odnawialnych źródłach energii (OZE). Z ustawy zniknął system wsparcia w postaci taryf gwarantowanych, który jest najkorzystniejszy dla rozwoju energetyki obywatelskiej. Pozytywną zmianą jest rozszerzenie definicji prosumenta. Duże zastrzeżenia budzą jednak zapisy dotyczące wsparcia dla współspalania węgla z biomasą oraz podwyższenia tzw. “opłaty przejściowej”.
System taryf gwarantowanych zastąpiono mechanizmem, w którym prosument będzie mógł rozliczyć energię wprowadzoną do sieci z energią z sieci pobieraną, w cyklu rocznym. Właściciele mikroinstalacji o mocy do 10 kW za każdą kilowatogodzinę zielonej energii oddanej do sieci będą mogli odebrać z niej 0,8 kilowatogodziny. Z kolei posiadacze instalacji o mocy między 10 a 40 kW za kilowatogodzinę energii wprowadzonej do sieci będą uprawnieni do odebrania 0,7 kilowatogodziny. Z tego systemu będzie można korzystać przez okres 15 lat od daty pierwszego wprowadzenia energii do sieci.
Zapisy ustawy o OZE dalekie są od ideału. Osobom, które chcą zakupić mikroinstalacje, zwłaszcza tym mniej zamożnym, będzie dużo trudniej podjąć decyzję dotyczącą inwestycji. Nadal pozostaje nadzieja, że będzie można skorzystać z dotacji lub funduszy unijnych, by inwestycje w instalacje stały się opłacalne. Jednak trzeba przyznać, że taryfy gwarantowane byłyby rozwiązaniem systemowym, które pozwoliłoby energetyce obywatelskiej – zarówno prosumentom jak i firmom produkującym urządzenia OZE – rozwijać się w bardziej stabilnych warunkach. Póki co pozostaje mieć nadzieję, że pomimo braku taryf gwarantowanych, Polacy będą chcieli inwestować w przydomowe mikroinstalacje OZE.
Pozytywną zmianą jest to, że prosumentem będzie mógł zostać prawie każdy odbiorca końcowy. Prawie każdy, ponieważ przepisy dotyczące mikroinstalacji nie przewidują wprowadzenia systemu wsparcia dla najmniejszych przedsiębiorców i osób prowadzących działalność gospodarczą. Ale już od pierwszego lipca prosumentem będą mogły zostać np. szkoły. O rozszerzenie katalogu prosumentów od dawna apelowały organizacje pozarządowe, przedstawiciele samorządów oraz członkowie ruchu „Więcej niż energia”, którego członkiem jest Greenpeace. Dobrze się stało, że głos społeczeństwa został choć w części uwzględniony przez przedstawicieli partii rządzącej.
Jednak ustawa niesie za sobą wiele zagrożeń i niepewności. Nowelizacja ustawy zdecydowanie rozszerza wsparcie dla pseudoekologicznej technologii współspalania węgla z biomasą oraz wprowadza enigmatyczną definicję drewna energetycznego. Nie ma jeszcze przygotowanych odpowiednich rozporządzeń, ani nie są znane plany koncernów energetycznych. Trudno jednak nie zauważyć korelacji między wprowadzeniem nowej definicji z decyzją Ministra Środowiska o zwiększeniu wycinki w Puszczy Białowieskiej. To właśnie w ramach poprawki zwanej ironicznie w kuluarach “kornikową”, ponownie uchylana jest furtka, zatrzaśnięta w 2012 r. przez ówczesnego ministra gospodarki, umożliwiająca elektrowniom węglowym spalenie polskich lasów. Wzmiankowana poprawka jest wyjątkowo nieprecyzyjna i może się okazać, że dzięki niej do kotła trafią polskie lasy czy drewno, które nadaje się do wykorzystania w przemyśle meblarskim czy papierniczym.
Zdecydowanie największym zagrożeniem związanym z nowelizacją jest wprowadzenie znacznych ułatwień dla technologii współspalania węgla z biomasą. Obecnie wszystkie elektrownie spalające węgiel będą mogły dostosować swoje instalacje do tzw. współspalania dedykowanego. Współspalanie dedykowane będzie miało szansę pozostać w dotychczas obowiązującym systemie wsparcia (czyli tzw. systemie zielonych certyfikatów) lub brać udział w aukcjach. Obniżono też udział biomasy, który miałby być wykorzystywany w tego typu instalacjacjach, co dodatkowo może ułatwić koncernom energetycznym dostosowanie kotłów do współspalania dedykowanego.
Konstrukcja dotychczasowego systemu wsparcia dla OZE doprowadziła do sytuacji, w której głównym beneficjentem systemu wsparcia były koncerny energetyczne, przede wszystkim właśnie dzięki współspalaniu węgla z biomasą. Problemów ze współspalaniem było wiele: nie wpływało pozytywnie na poprawę bezpieczeństwa energetycznego, blokowało rozwój sektora odnawialnych źródeł energii i prowadziło do ograniczenia konkurencyjności na krajowym rynku OZE. Z obecnego kształtu ustawy wynika, że te problemy mogą się pogłębić.
Rosnące zapotrzebowanie na biomasę doprowadziło do wzrostu zależności od jej importu, była ona sprowadzana do Polski z ponad 50 krajów świata. Teoretycznie import ma być zmniejszony, ponieważ nowelizacja wprowadza definicję biomasy lokalnej, jednak przepisy nowelizacji nie precyzują wielu istotnych szczegółów związanych z jej wykorzystaniem. Dopiero w rozporządzeniach, które jeszcze nie zostały zaprezentowane, zostaną określone: odległość z jakiej może być pozyskiwana biomasa lokalna (w promieniu nie większym niż 300 km), jak również jej udział procentowy w całości biomasy przeznaczonej do wykorzystania energetycznego. Nie wiadomo, jaki będzie ten udział i czy nadal nie trzeba będzie importować biomasy zza granicy.
Nadal nie wiadomo też, na co rzeczywiście zostanie przeznaczona tzw. “opłata przejściowa”, doliczana do comiesięcznych rachunków Kowalskiego za energię. Opłata miała ulegać obniżeniu, by z czasem zniknąć, tymczasem zostanie podwyższona z 3,87 zł do 8 zł brutto miesięcznie. Czy pieniądze te zostaną przeznaczone na rozwój OZE? Bardzo wątpliwe. Pewniejsze wydaje się to, że ludziom dalej będzie się wmawiać, że w ten sposób dopłacają do “drogiej” energetyki odnawialnej.
Nadal wiele kwestii, takich jak udział biomasy lokalnej, doprecyzowanie założeń do definicji drewna energetycznego, ceny referencyjne dla poszczególnych źródeł OZE, zasady działania i funkcjonowania klastrów oraz spółdzielni energetycznych, pozostaje niejasnych. Większość z nich ma być dopracowana jeszcze w tym roku w rozporządzeniach oraz zapowiadanej przez przedstawicieli Ministerstwa Energii – kolejnej nowelizacji ustawy o OZE. Ponownie czeka nas gorący okres.